Wiele lat temu nauczycielka w szkole podstawowej zapytała swoją klasę: „Czym jest mit?”
Blog Roberta Palusińskiego - psychoterapeuty, facylitatora, coach'a pracującego metodami Psychologii Zorientowanej na Proces z jednostkami, parami, rodzinami i grupami oraz szkolenia i konsulting z zarządzania projektami metodą "Dragon Dreaming" ( www.dragondreaming.pl ) !
Wiele lat temu nauczycielka w szkole podstawowej zapytała swoją klasę: „Czym jest mit?”
Jung w wywiadzie BBC "Face to Face" z 1959 roku, w odpowiedzi na pytanie: "Czy wierzy Pan w Boga?" odrzekł: "Nie muszę wierzyć w Boga; ja wiem."
[pełna wypowiedź: „Nie wierzę w Boga, ja wiem. Wiara to coś, co wymaga dowodów lub dogmatów. Ja mam doświadczenie, które jest tak bezpośrednie i empiryczne, jak doświadczenie miłości czy śmierci. Bóg nie jest dla mnie hipotezą – jest faktem psychicznym, którego nie można zaprzeczyć.”]
Patrz poniżej:
Natychmiast po tym Jung został zalany listami, z których wiele zakładało, że jego wiara w "Boga" odpowiada ich własnej; inni wyrażali niewiarę w "Boga", a niektórzy chcieli wiedzieć, co w ogóle ma na myśli przez "Boga". Pojawiło się także mnóstwo wypowiedzi ówczesnych celebrytów komentujących po swojemu oraz objaśniających co Jung "miał na myśli".
Nie mogąc odpowiedzieć wszystkim, licznym korespondentom, Jung przedstawił swoje poglądy w liście do "The Listener", 21 stycznia 1960 roku.
"Szanowny Panie,—
Tak wiele otrzymanych przeze mnie listów podkreślało moje słowa o 'znajomości' (Boga) [w 'Face to Face', The Listener, 29 października]. Moja opinia o 'poznaniu Boga' jest niekonwencjonalnym sposobem myślenia i rozumiem opinie sugerujące, że nie jestem chrześcijaninem. Jednakże uważam się za chrześcijanina, ponieważ w całości opieram się na koncepcjach chrześcijańskich. Jedynie próbuję uciec od ich wewnętrznych sprzeczności, wprowadzając skromniejszą postawę, która bierze pod uwagę ogromną ciemność ludzkiego umysłu. Idea chrześcijańska dowodzi swojej żywotności dzięki ciągłej ewolucji, tak jak buddyzm. Nasze czasy z pewnością wymagają jakiejś nowej myśli w tym względzie, ponieważ nie możemy nadal myśleć w antyczny lub średniowieczny sposób, gdy wkraczamy w sferę doświadczenia religijnego.
Nie powiedziałem w audycji: 'Bóg istnieje.' Powiedziałem: 'Nie muszę wierzyć w Boga; ja wiem.' Co nie oznacza, że znam określonego Boga (Zeusa, Jahwe, Allaha, Boga Trójjedynego itd.), lecz raczej: Wiem, że jestem oczywiście skonfrontowany z czynnikiem samym w sobie nieznanym, który nazywam 'Bogiem' w consensu omnium ('quod semper, quod ubique, quod ab omnibus creditur' - co zawsze, co wszędzie, w co wszyscy wierzą). Przypominam Go sobie, przywołuję Go, ilekroć używam Jego imienia ogarnięty gniewem lub strachem, ilekroć mimowolnie powtarzam: 'O Boże.'
To się dzieje w sytuacji, gdy spotykam kogoś lub coś silniejszego ode mnie. Jest to trafne określenie nadane wszystkim przytłaczającym emocjom w moim własnym systemie psychicznym, podporządkowującym moją świadomą wolę i przejmującym kontrolę nade mną. To jest nazwa, którą określam wszystko, co gwałtownie i nierozważnie staje mi na drodze, wszystko, co burzy moje subiektywne poglądy, plany i zamiary oraz zmienia bieg mojego życia na lepsze lub gorsze. Zgodnie z tradycją nazywam moc losu w tym pozytywnym, jak i negatywnym aspekcie, i o ile jej pochodzenie jest poza moją kontrolą, 'bogiem', 'osobowym bogiem', ponieważ mój los bardzo wiele dla mnie znaczy, szczególnie gdy zbliża się do mnie w formie sumienia jako vox Dei [głos Boży], z którym mogę nawet spierać się i polemizować. (Robimy i jednocześnie wiemy, że robimy. Jesteśmy podmiotem, jak również przedmiotem.)
Jednak powinienem uznać za intelektualną niemoralność oddawanie się wierze, że mój pogląd na boga jest uniwersalną, metafizyczną Istotą wyznań lub 'filozofii'. Nie popełniam ani impertynencji hipostazy, ani aroganckiej kwalifikacji takiej jak: 'Bóg może być tylko dobry.' Tylko moje doświadczenie może być dobre lub złe, ale wiem, że wyższa wola opiera się na fundamencie, który transcenduje ludzką wyobraźnię. Ponieważ wiem o moim zderzeniu z wyższą wolą we własnym systemie psychicznym, wiem o Bogu, i gdybym miał się odważyć na nieuzasadnioną hipostazę mojego obrazu, powiedziałbym, o Bogu poza dobrem i złem, tak samo mieszkającym we mnie, jak wszędzie indziej: Deus est circulus cuius centrum est ubique, cuius circumferentia vero nusquam [Bóg jest kołem, którego środek jest wszędzie, a obwód nigdzie].
Z poważaniem, itp., Zurych Carl Gustav Jung."
Przytaczam też kilka innych wypowiedzi/opisów Junga odnośnie wiedzy/wiary w Boga:
Popatrzcie jaki aktualny fragment wykładu Junga z 1936 r. !
Arnold Mindell podkreślał wagę "umysłu-nie-wiem" i bardzo często powtarzał za Suzuki Roshim (i Jungiem także!):
W umyśle początkującego istnieje wiele możliwości,
w umyśle eksperta – kilka.
| ta piękna grafika pochodzi z https://www.emptygatezen.com/blog/don-t-know-mind gassho! |
Umysł Początkującego jest „Szeroko Otwarty”: Jest wolny od utrwalonych przekonań typu „ja wiem”. Jest ciekawy, pokorny i gotowy, by postrzegać rzeczy takimi, jakie są, świeżo, w każdej chwili. Fenomenologicznie. Pozwala to na prawdziwą naukę, kreatywność i wgląd z możliwie najmniejszą stereotypizacją czy projekcjami (których jednak nie da się całkowicie usunąć poza stanami bardzo głębokiej medytacji/wglądu!).
Umysł Eksperta jest „Zamknięty”: To nie znaczy, że ekspert jest głupi. Oznacza to, że gdy umysł jest wypełniony wiedzą, opiniami i przeszłymi osiągnięciami, może stać się sztywny. Filtruje nowe informacje przez stare kategorie, odrzucając to, co się w nich nie mieści. Ekspert powiada: „Ja już wiem, jak to działa”. Jednak może być to kres dalszego rozwoju i autentycznego postrzegania.
W tej konwencji — dość jak widzimy — uniwersalnej załączam rozmowę:
Oto fascynujący fragment wywiadu z Marie-Louise von Franz, w „A Woman’s Way” – Psychological Perspectives, 1990
NIE WIEDZIEĆ W ANALIZIE
PP: Czy uważa pani, że analiza może pomóc
ułatwić ten proces (indywiduacji/rozwoju)? Czy nadal wierzy pani w analizę? A może sama
analiza musi się zmienić?
Marie-Louise: Nadal
wierzę w analizę — w taką, jaką sama praktykuję. Ale nie wiem,
ilu moich kolegów praktykuje ją w ten sam sposób. Niektórzy na
pewno tak, ale z pewnością nie wszyscy.
PP: Czy mogłaby pani opowiedzieć, jak wygląda
pani sposób prowadzenia analizy?
Marie-Louise:
Nie mieć żadnych zasad. Być obecnym z autentyczną osobowością,
nie stosować żadnej techniki ani klinicznego programu, niczego nie
narzucać. Pozwolić, by nieświadomość przejęła
prowadzenie. Włożyć wiele wysiłku w zrozumienie
snów, zamiast lekceważąco je odrzucać.
Nauczyć pacjenta — poprzez własne działanie — zaufania
do jego/jej nieświadomości.
PP: A więc kładzie pani mniejszy nacisk na
technikę i kwestie kliniczne, a większy na zaufanie do
nieświadomości?
Marie-Louise: Tak.
Zastanawiam się nad mechanizmami obronnymi analityków,
którzy nie ufają sobie na tyle, by spotkać pacjenta wprost. Tacy
analitycy czują się nieadekwatni, ich uczucia
zawodzą, albo po prostu nie lubią pacjenta
wystarczająco. Wtedy odwołują się do najróżniejszych teoretycznych mechanizmów obronnych.
PP: Czyli używają racjonalnych i teoretycznych
idei, by zastąpić kontakt z uczuciem?
Marie-Louise:
Tak — ponieważ bardzo trudno jest spotkać pacjenta
„nago”.
PP: Czyli terapeuta musi być
„nagi”?
Marie-Louise: (śmiech)
Tak. Jung powiedział: „Możesz się szamotać, ile chcesz, ale
i tak w końcu wylądujesz w tej samej wannie.” I właśnie
dlatego ludzie się boją.
Donna: Czy powiedziałaby pani, że często
nieświadomie używamy naszej roli zawodowej — roli „terapeuty”
— jako maski?
Marie-Louise: Tak. To właśnie
nazywam mechanizmem obronnym — udawanie, że się
wie, zamiast przyznać, jak Jung czasem przyznawał w trakcie mojej
analizy z nim: „Nie wiem, co ten sen znaczy” albo „Nie
wiem, jak powinniśmy dalej postępować.” Powiadał też: „Jestem z tobą w ciemności — nic nie wiem. Poczekajmy
na następny sen.”
Donna: Czyli jako terapeuta pokazuje pani proces
„niewiedzenia” i zaufania nieświadomości, by poprowadziła nas
przez ciemność?
Marie-Louise: Tak — trzeba
mieć odwagę nie wiedzieć i nie grać roli
tego, który wie. Trudność polega na tym, że pacjent
zawsze próbuje wmanewrować terapeutę w rolę tego, który wie.
PP: To właśnie jest owo pierwotne przeniesienie, o którym
mówił Freud — szukamy wielkiej matki lub ojca.
Marie-Louise:
Pacjent chce, żeby terapeuta wykonał jakąś „sztuczkę” — jak najszybciej
i jak najtaniej. Mówi do mnie: „Pracuję z panią już pół
roku, a wciąż jestem w depresji. Powinna mi pani to już
usunąć!”
Wtedy odpowiadam: „Jeśli dalej będziesz się okłamywać sam, pozostaniesz w depresji przez kolejne dziesięć
lat!”
PP: Czyli terapeuta powinien czasem przyznać się
do braku wiedzy i mocy.
Marie-Louise: Tak —
terapeuta musi być przyjacielem, który podziela trudność, ale nie udaje, że prowadzi.
Donna: Czyli po prostu — drugim
człowiekiem?
Marie-Louise: Tak — człowiekiem, który siedzi w tej samej „zupie”, bierze
udział w konflikcie i próbuje odkryć, dokąd prowadzi nieświadomość. Cokolwiek by się z niej nie wyłoniło.
Donna: „Chodź, ze mną do kąpieli!”
Marie-Louise: (śmiech)
Donna: Czy uważa pani, że dzisiejsze dzieci
mogą wcześniej dochodzić do porozumienia ze swoimi konfliktami niż
dzieci z pani pokolenia? Czy proces indywiduacji zaczyna się dziś
wcześniej, skoro dzieci wcześniej uczą się mówić o swoich
problemach? Czy nadal muszą czekać, aż przeżyją pół życia, aby
„zobaczyć światło”?
Marie-Louise: Z
tego, co widzę — to bardzo indywidualne. W trudnej życiowo sytuacji, proces indywiduacji zaczyna
się wcześniej. Ale to symptom świadczący o bardzo złych
warunkach. Kiedy przeważa szczęście i spokój,
indywiduacja zaczyna się później. Wcześniejsze rozpoczęcie indywiduacji nie zawsze jest zaletą, bo może wynikać z
rozpaczy albo z konieczności. Dzieci, które dorastają w
biedzie czy w trudnych warunkach, dojrzewają szybciej
— czasem są dorosłe już w wieku dziesięciu lat.
Donna: Czy powiedziałaby pani, że gdy życie
nie jest nam przyjazne i przynosi konflikt, coś w nas samych zaczyna prowadzić?
Marie-Louise: Tak — i wtedy
dojrzewamy szybciej. Natura czyni wysiłek,
by przezwyciężyć problem.
Donna: Co sądzi pani o dzisiejszej modzie w
„pop-psychologii”, kładącej nacisk na wychowanie doskonałych dzieci, w
idealnych rodzinach, prowadzących perfekcyjnie modelowe „normalne”
życie?
Marie-Louise: To sentymentalny
nonsens. Każdy, kto ma choć odrobinę inteligencji, widzi,
że to iluzja. To zaprzeczanie uczuciom.
Mnie to nie uspokaja — mnie to mdli.
PP: Czyli podążanie za konwencjami — nawet
„dobrymi” — nie jest rozwiązaniem?
Marie-Louise:
Nie. Chyba że dla skrajnych słabeuszy — oni potrzebują konwencji.
Dopamina i cyfrowy świat
Jak już dość powszechnie wiadomo, urządzenia cyfrowe i oprogramowanie zostały zaprojektowane tak, by trenować nasz mózg do zwracania na nie uwagi — bez względu na to, czy robimy coś innego, lub powinniśmy robić... . Ten mechanizm wygląda mniej więcej tak:
Nowe informacje powodują wyrzut dopaminy w mózgu — neuroprzekaźnika, który sprawia, że czujemy się dobrze. Dopamina to hormon przyjemności i nagrody.
Zatem obietnica nowych informacji zmusza mózg do poszukiwania kolejnej dawki dopaminy. Ewolucyjnie pochodzi to z czasów, kiedy chodziliśmy po sawannach Afryki w poszukiwaniu pożywienia i schronienia. Dopamina motywowała i nagradzała poszukiwanie NOWOŚCI !
Dzięki badaniom fMRI można dosłownie zobaczyć, jak ośrodki przyjemności w mózgu rozświetlają się aktywnością, gdy przychodzi nowa wiadomość na "medium" społecznościowym lub choćby e-mail. Starsi ludzie pamiętają, że otrzymując papierowe listy od znanych im osób odczuwali podobnie, a nawet znacznie bardzie lub silniejszą radość otwierania, wąchania, oglądania i czytania papierowego listu...
Zatem każdy nowy e-mail, |post", wiadomość dostarcza mały zastrzyk dopaminy. Każdy taki zastrzyk wzmacnia w mózgu pamięć, że sprawdzanie mediów elektronicznych w tym poczty email wiąże się z przyjemnością. Mózg od setek tysięcy lat jest zaprogramowany tak, by szukać wszystkiego, co może mu dać tę małą dawkę dopaminy.
Z czasem takie wzorce zachowań zaczynają tworzyć trwałe ścieżki neuronowe, stając się nieświadomymi nawykami:
Pracujesz nad czymś ważnym (lub uczysz się, albo czytasz książkę) → "swędzi" cię mózg → sprawdzasz e-mail/Fb Tikkktok itp → dopamina → odświeżasz → dopamina → sprawdzasz Twitter/X → dopamina → wracasz do pracy.
I tak w kółko — a za każdym razem nawyk coraz głębiej zapisuje się w strukturze mózgu.
Czy i jak czytanie książki, nauka, myślenie, spacer lub inne dłuższe aktywności mogą z tym konkurować???
Istnieje znane powszechnie badanie na szczurach, którym wszczepiono elektrody do mózgu. Kiedy naciskały przycisk, do określonego obszaru ich mózgu wysyłany był impuls elektryczny, powodujący wyrzut dopaminy — i był to "guzik przyjemności”.
Kiedy dostały wybór między jedzeniem a dopaminą, wybierały dopaminę — często aż do wyczerpania i śmierci z głodu. Wybierały dopaminę nawet zamiast seksu. W niektórych badaniach szczury naciskały tę dźwignię nawet 700 razy w ciągu godziny.
Wygląda na to, że działamy tak samo :(
Refresh: Odśwież. Odśwież. Odśwież.
Pomyśl do tego o tym — co jest także moim problemem — że próbujesz pracować, np. napisać coś w komputerze lub nawet na papierze i co pewien czas sprawdzasz email, telefon, itd. Nazywasz to podzielnością uwagi, działaniem równoległym, multitasking'iem...
Ale wg licznych badań to nie działa, jest nieefektywne ( w porównaniu do wykonywania zadań punktów po kolei) i na dodatek jest BARDZIEJ MĘCZĄCE ! - wyczerpuje ...
W książce "The Organized Mind" Daniela J. Levitin'a, autor powołując się na przeprowadzone badania pisze:
Przenoszenie uwagi z zadania na zadanie wymaga więcej energii (niż "multitasking"). Mniej energii potrzeba, aby się skupić. Oznacza to, że osoby, które organizują swój czas w sposób umożliwiający im skupienie, nie tylko zdziałają więcej, ale będą też mniej zmęczone i mniej wyczerpane neurochemicznie po wykonaniu zadania.
Autor i dziennikarz Hugh McGuire sugeruje taką propozycję, gdy nie możesz czytać książek (i/lub pracować):
* Żadnego Twittera, Facebooka ani czytania artykułów w czasie pracy (**trudne**)
* Nieczytanie przypadkowych artykułów newsowych (**trudne**)
* Żadnych smartfonów ani komputerów w sypialni (**łatwe**)
* Żadnego oglądania telewizji (filmów) po kolacji (okazało się to **łatwe**)
* Zamiast tego iść prosto do łóżka i zacząć czytać książkę — zwykle na czytniku e-ink (okazało się to **łatwe**)
Wydawnictwo Jungpress podpisało Umowę ze STIFTUNG DER WERKE VON C. G. JUNG na przekład i pierwsze polskie wydanie pozycji:
O książce "Dream Symbols of the Individuation Process: Notes of C. G. Jung's Seminars on Wolfgang Pauli's Dreams":
Książka "Dream Symbols of the Individuation Process: Notes of C. G. Jung's Seminars on Wolfgang Pauli's Dreams" autorstwa C. G. Junga to zbiór notatek z dwóch legendarnych seminariów wygłoszonych przez Junga w języku angielskim przed amerykańską publicznością. Opublikowana po raz pierwszy w 2019 roku przez Princeton University Press (w ramach serii "Philemon Series"), stanowi rzadki wgląd w żywą, spontaniczną interpretację snów przez samego Junga, bez filtrów akademickich. Jest to nie tylko analiza konkretnych marzeń sennych, ale także głęboka eksploracja psychologii analitycznej, symboliki religijnej i procesu psychicznego rozwoju.
O czym jest ta książka?
W opublikowanych w tej pozycji wykładach Jung skupia się na analizie ponad 400 snów noblisty z dziedziny fizyki, Wolfganga Pauliego (laureata Nagrody Nobla w 1945 r. za prace w obszarze mechaniki kwantowej). Sny pochodzą z lat 1933–1934, gdy Pauli zmagał się z głębokim kryzysem psychicznym – depresją, alkoholizmem, rozwodem i poczuciem pustki po sukcesach naukowych – i zwrócił się do Junga o pomoc terapeutyczną. Jung traktował te sny jako manifestację procesu indywiduacji – centralnej koncepcji psychologii analitycznej, czyli drogi do integracji świadomego i nieświadomego (indywiduacja), prowadzącej do pełni psychicznej , czyli doświadczenia pełni/Jaźni (Self).
W tej pozycji znajdziecie:
Symbolika snów: Jung identyfikuje w snach Pauliego uniwersalne motywy, czyli archetypy, łączące naukę z mistyką. Centralnym symbolem jest mandala – geometryczny wzór pełni/całości, pojawiająca się spontanicznie w snach Pauliego jako wizje kosmicznych maszyn, alchemicznych procesów czy religijnych rytuałów. Sny ewoluują od chaotycznych, destrukcyjnych obrazów (np. "czarny kot" jako cień nieświadomego) do harmonijnych, uzdrawiających (np. "złoty kwiat" symbolizujący transformację).
Łączenie kultur i tradycji: Jung odwołuje się do mitów i symboli z różnych epok i kultur, by pokazać, jak sny Pauliego rezonują z pradawną mądrością. Przykłady obejmują:
Mity mithraiczne i buddyzm (symbolika inicjacji i odrodzenia).
Hinduizm i Kundalini joga (energia węża jako siła psychiczna).
Chińska filozofia (yin-yang jako równowaga przeciwieństw).
Staroeuropejskie i egipskie koncepcje duszy i ciała.
Chrześcijaństwo: Symbolika Mszy katolickiej, Trójcy Świętej i gnozy z niekanonicznych Ewangelii (np. Ewangelia Tomasza).
Psychologia religii: Jung pokazuje, jak sny ujawniają "uzdrawiającą mądrość" nieświadomego, gdzie nauka (Pauli jako racjonalny fizyk) spotyka się z duchowością. To nie jest biografia Pauliego, lecz studium przypadku, w którym współczesny intelektualista (naukowiec) kontaktując się z symboliczną warstwą życia psychicznego oraz archetypami doświadcza uzdrowienia.
Książka jest publikacją seminariów Junga oraz transkrypcji dyskusji. Jung komentuje sny Pauli'ego, odpowiada na pytania słuchaczy, rysuje schematy.
Książka jest skierowana do czytelników zainteresowanych psychologią jungowską, symboliką snów czy dialogiem nauki i duchowości. Podkreśla, jak sny mogą być mapą psychicznego rozwoju, nawet dla "racjonalnego" umysłu jak Pauli'ego.
Jak powstawała ta publikacja książka? Powstanie tej pozycji, to proces trwający dekady, od terapii Pauliego po edycję archiwalnych notatek. Nie jest to dzieło napisane przez Junga od zera, lecz rekonstrukcja jego ustnych wykładów, oparta na stenogramach i notatkach.
Terapia Pauliego (1932–1935): W 1932 r. Pauli doświadczył kryzysu psychicznego kryzysie i skontaktował się z Jungiem poprzez wspólną znajomą (Ernestę Pauli). Rozpoczęli analizę/terapię (początkowo u poleconej analityczki pod superwizją Junga), w której Pauli spisał 400 snów. Jung analizował je w listach i sesjach, widząc w nich "mandalę jako symbol indywiduacji". Ta współpraca zainspirowała Junga do prac o synchroniczności (Pauli przyczynił się do eseju "O synchroniczności" z 1952 r.). Terapia zakończyła się sukcesem – Pauli ustabilizował się psychicznie.
Jung wykorzystał sny Pauliego (anonimowo, stosując jedynie określenie zawodowe: "fizyk") w dwóch seminariach dla amerykańskich analityków i sympatyków anaalizy jungowskiej:
Pierwsze: Lipiec–sierpień 1936 r., na Bailey Island w Maine (dla ok. 20 osób). Jung mówił po angielsku, spontanicznie interpretując sny, rysując na tablicy i dyskutując.
Drugie: Październik–listopad 1937 r., w nowojorskiej siedzibie Analytical Psychology Club (ok. 50 uczestników). To seminarium było kontynuacją, z głębszym zanurzeniem w symbolikę religijną. Notatki sporządzili uczestnicy (głównie stenografie - Eleanor Bertine i Mary Brinton), ale nie były one opublikowane za życia Junga (zmarł w 1961 r.), gdyż uznano je za "niegotowe".
Edycja i publikacja (lata 1970.–2019):
W latach 70. XX w. Princeton University Press (w ramach Philemon Series, dedykowanej niepublikowanym pracom Junga) rozpoczęło archiwizację. Notatki z seminariów (ok. 1000 stron maszynopisu) znaleziono w archiwach Junga w Zurychu i kolekcjach nowojorskich.
Suzanne Stein Stuttman (specjalistka od jungowskich archiwów) i John Beebe (jungowski analityk) redagowali transkrypcje, dodając indeksy snów i adnotacje.
W 2019 r., opublikowano jako dwujęzyczne wydanie (angielski oryginał + tłumaczenia). To część wysiłków Fundacji Philemon, by wydać pełne dzieła Junga (do 2020 r. opublikowano ok. 20 tomów).
Książka powstała dzięki unikalnej współpracy geniuszy – fizyka i psychologa – i stanowi namacalne świadectwo ustnego przekazu w psychologii C. G. Junga.
Matter of Heart
[Opening Scenes with Text]
The psyche is the greatest of all cosmic wonders and the sine qua non of the world as an object. it is in the highest degree odd that Western man, with but very few and ever fewer exceptions, apparently pays so little regard to this fact.
Swamped by the knowledge of external objects, the subject of all knowledge has been temporarily eclipsed to the point of seeming nonexistence.
C.G. Jung, 1946 Collected Works 8, para. 357
Not nature but the "genius of mankind" has knotted the hangman's noose with which it can execute itself at any moment.
C.G. Jung, 1952 C.W. 11, para. 734
Fajne ujęcie kadru z dr Izabelą Kopaniszyn - z wywiadu o książce "Praca z cieniem w psychologii C. G. Junga".
Jakieś 20+ lat temu poznaliśmy się przy okazji publicznego spotkania-seminarium i opowiadania o psychoterapeutycznej praktyce integracji doświadczeń psychedelicznych. Wówczas mało kto i co o tym wiedział/słyszał 🙂 ...
W nawiązaniu do wcześniejszego postu, a szczególnie przełomowych badań Kaiser Study (zobacz) oraz popularnego na moim blogu testu ACE chcę podkreślić, że osoby doświadczające w przeszłości ACE (niekorzystne doświadczenia z dzieciństwa) mają w dorosłym życiu trudności związane właśnie z większą podatnością na stres.
Z kolei przewlekły stres ma istotny i dobrze udokumentowany wpływ na układ sercowo-naczyniowy, w tym szczególnie na naczynia wieńcowe, które zaopatrują serce w krew. Negatywne działanie stresu na naczynia wieńcowe zachodzi poprzez szereg mechanizmów fizjologicznych i biochemicznych:
Pod wpływem stresu organizm zwiększa wydzielanie hormonów stresu:
Kortyzol – długotrwale podwyższony poziom powoduje:
insulinooporność,
dysfunkcję śródbłonka,
stany zapalne naczyń,
wzrost poziomu cholesterolu LDL i trójglicerydów.
Adrenalina i noradrenalina – przyczyniają się do:
skurczu naczyń krwionośnych (w tym wieńcowych),
przyspieszenia akcji serca i wzrostu ciśnienia krwi,
większego zużycia tlenu przez mięsień sercowy.
Śródbłonek to warstwa komórek wyściełająca wnętrze naczyń krwionośnych.
Przewlekły stres powoduje jego dysfunkcję, co skutkuje:
zmniejszeniem produkcji tlenku azotu (NO) – związku rozszerzającego naczynia,
zwiększoną adhezją leukocytów i płytek krwi,
inicjacją procesu miażdżycowego.
Stres zwiększa poziomy cytokin prozapalnych (IL-6, TNF-α, CRP), które:
przyczyniają się do rozwoju miażdżycy,
osłabiają stabilność blaszek miażdżycowych,
zwiększają ryzyko ich pęknięcia i zablokowania tętnicy wieńcowej (zawał serca).
Stres psychiczny może wywołać tzw. skurcz naczyń wieńcowych, nawet u osób bez znacznych zmian miażdżycowych. Może to prowadzić do:
przejściowego niedokrwienia mięśnia sercowego (angina),
zjawiska MSIMI (Mental Stress-Induced Myocardial Ischemia),
nagłego zawału bez typowych przyczyn mechanicznych.
Stały stres powoduje wzrost aktywności współczulnej, co prowadzi do:
nadciśnienia tętniczego – dodatkowe obciążenie dla serca,
arytmii – mogących zwiększać ryzyko zatrzymania krążenia,
pogorszenia perfuzji wieńcowej.
Przewlekły stres przyczynia się do:
przyspieszonego rozwoju miażdżycy w tętnicach wieńcowych,
zwiększonego ryzyka niedokrwienia serca,
podwyższonego ryzyka zawału serca, nawet u osób wcześniej bez objawów.
Badanie przeprowadzone przez naukowców z Emory University w 2024 roku wykazało, że reakcje układu krążenia na stres psychiczny mogą przewidywać ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych u pacjentów z chorobą wieńcową. W badaniu oceniano zmiany w ciśnieniu krwi, przepływie krwi i funkcji naczyń podczas stresu psychicznego. Stworzono wskaźnik reaktywności układu krążenia, który okazał się skuteczniejszy w przewidywaniu ryzyka niż tradycyjne czynniki ryzyka. European Medical Journal
MSIMI to stan, w którym stres psychiczny prowadzi do przejściowego niedokrwienia mięśnia sercowego, często bez obecności istotnych zmian w naczyniach wieńcowych. Może występować u pacjentów z chorobą wieńcową i jest związane z dwukrotnie wyższym ryzykiem poważnych zdarzeń sercowo-naczyniowych. MSIMI jest szczególnie powszechne u młodych kobiet po zawale serca oraz u osób z zaburzeniami lękowymi lub depresją. Wikipedia
Badania opublikowane w 2024 roku wykazały, że wyższe poziomy hormonów stresu, takich jak kortyzol, są istotnie związane ze zwiększonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych. Podwyższone poziomy tych hormonów mogą prowadzić do nadciśnienia, zaburzeń rytmu serca i innych powikłań sercowych. zob.:
Badanie przeprowadzone przez Massachusetts General Hospital w 2024 roku wykazało, że regularna aktywność fizyczna obniża ryzyko chorób serca o 23%, częściowo poprzez redukcję aktywności stresowej w mózgu. Osoby z depresją odniosły szczególne korzyści z ćwiczeń fizycznych, co sugeruje, że aktywność fizyczna może być skutecznym narzędziem w zarządzaniu stresem i poprawie zdrowia serca. EatingWell+1Harvard Gazette+1Harvard Gazette
Przewlekły stres został zidentyfikowany jako istotny czynnik ryzyka chorób serca. Badania opublikowane w „The Lancet” potwierdzają, że długotrwały stres może zwiększać ryzyko powikłań kardiologicznych, w tym nadciśnienia tętniczego oraz choroby wieńcowej. Przepis na dobre życie