niedziela, 28 czerwca 2009

ŚWIADOMOŚĆ LECZY

“Przyzwolenie by ego odeszło jest niezbędnym warunkiem wszystkich form wyższego rozwoju duchowego. Zrzeczenie się ego nie jest jednak aktem woli.”
C.G. Jung

Jung (oczywiście nie tylko on bo także np Perls, Rogers czy inni przedstawiciele licznych nurtów humanistycznych) uważali, że świadomość leczy. Jednak chodzi tu bardziej o "awareness" oraz "insight" niż tylko o "consciousness". Dla tych co znają różnice pomiędzy tymi słowami w j. angielskim jest to jaśniejsze niż dla tych, co znają prace Junga jedynie z przekładów.

Gdy mówi się o uzdrawiającym działaniu świadomości -- to chodzi bardziej o świadomość awareness połączoną z insight -- czyli COŚ do mnie DOCIERA i to z MOCĄ !!! Nie jestem już w stanie temu zaprzeczyć, choćbym próbował/a. i TO mnie zmienia.
Jeśli coś o sobie się dowiem, ale bez wstrząsu/wglądu typu !!! AHA !!! to raczej odrzucę tę prawdę. Takie odrzucanie może być jednak bolesne na dłuższą metę...

O ile Arnold Mindell (bazując na wglądach Junga i swojej praktyce "jungisty") opisał jak nieświadomość oraz Jaźń w postaci "śniącego ciała" przekształca się przy oporze na zmianę (której chce od nas Jaźń, Śniące Ciało, Wyższe Ja -- czy jakkolwiek TO nazwiemy) w np,. chorobę ciała czy niespodziewane i niechciane zdarzenie w innych kanałach, to Jung nazywał to LOSEM lub nawet przeznaczeniem.
Dość krótko pisał w np pozycji "AION":

"KIEDY WEWNĘTRZNA SYTUACJA NIE JEST UŚWIADOMIONA, WYDARZY SIĘ NA ZEWNĄTRZ - JAKO ZDARZENIE LOSOWE"
(para. 126)

troche szerzej poniżej ...


'Nie będzie też chyba przesadą, gdy dodamy, że metoda konsekwentnego wspierania świadomego stanowiska sama w sobie ma dużą wartość terapeutyczną i nierzadko wystarcza do osiągnięcia zadowalających rezultatów. Mniemanie, jakoby analiza nieświadomości była jedynym panaceum i dlatego należałoby ją stosować w każdej sytuacji, to fatalny przesąd. Analiza nieświadomości to jakby interwencja chirurgiczna – za nóż chwytać należy dopiero wtedy, gdy wszystkie inne środki zawiodą. Jeśli nieświadomość się nie narzuca, najlepiej zostawić ją w spokoju. Niechże więc czytelnik łaskawie uzmysłowi sobie, że moja analiza zjawiska przeniesienia bynajmniej nie przedstawia codziennej pracy psychoterapeuty chodzi tu raczej o opisanie tych procesów, które występują przy przełamaniu barier normalnie odgradzających świadomość od nieświadomości, co nie jest regułą.'
(w C. G. Jung, 'Praktyka psychoterapii')

poniedziałek, 22 czerwca 2009

SNY PROROCZE i Mechanika Kwantowa




Salvador Dali: Study for the Dream Sequence in Spellbound, 1945 © Salvador Dalí, FUNDACIÓ GALA-SALVADOR DALÍ, DACS, 2007


O tym, że prorocze sny towarzyszyły ludziom od zawsze wiadomo od czasów antycznej Grecji i z lektury Biblii, gdzie najsłynniejszą opowieścią o takich snach jest zinterpretowany przez Józefa sen faraona o siedmiu tłustych i siedmiu chudych latach. Innym słynnym, znacznie późniejszym i bardzo znanym snem przewidującym przyszłość, może także najbardziej wstrząsającym i dlatego zapadającym głęboko w pamięć, jest sen amerykańskiego prezydenta Abrahama Lincolna mówiący o jego własnej śmierci. Warto tutaj przytoczyć co sam opowiedział żonie i kilku przyjaciołom o niepokojącym go wydarzeniu:

Dziesięć dni temu położyłem się spać bardzo późno i szybko zapadłem w sen. Wydawało mi się, że wokół zapanowała martwa cisza. Nagłe usłyszałem stłumiony szloch, jakby płacz gromady łudzi. We śnie wstałem z łóżka i zszedłem po schodach. Tu ciszę zakłócał ten sam żałosny płacz, ale nie widziałem łudzi, którzy rozpaczali. Szedłem od pokoju do pokoju. Nikogo nie widziałem, ale idąc ciągłe słyszałem te same łkania. Byłem zdziwiony i niespokojny.
Postanowiłem znaleźć przyczynę tych tajemniczych i zaskakujących zjawisk. Wędrowałem dalej, dopóki nie dotarłem do Sali Wschodniej. Tu czekała straszliwa niespodzianka. Zobaczyłem katafalk, na którym leżało ciało w żałobnym stroju. Dookoła stali pełniący wartę żołnierze oraz tłum łudzi. Jedni patrzyli żałośnie na ciało, inni płakali.
Zapytałem żołnierza: „Kto umarł w Białym Domu?” Odpowiedział: ”Prezydent. Zabił go zamachowiec.”

Ta niezwykła opowieść nie wywarła większego wrażenia na słuchaczach. Jednak nie zapomniano o niej, bo już kilka dni później, 14 kwietnia 1865 r. Lincoln został zamordowany, a jego ciało spoczęło na katafalku w Sali Wschodniej Białego Domu !
Trudno nie podzielić się psychologiczną refleksją, czyli praktycznym i radykalnym korzystaniem z mądrości snów, czymś co robię w swoim gabinecie z klientami oraz na warsztatach – czyli: co by było, gdyby Lincoln idąc za radą Twórcy Snów faktycznie SAM „stał się” zamachowcem i zabił „prezydenta” po obudzeniu się? Gdyby zabił „siebie” jako rolę, tożsamość i funkcję oznaczoną słowem „prezydent”? Gdyby „zabił” tę najbardziej oficjalną, zawodową, polityczną część siebie, zrezygnował ze swej funkcji-roli i wyjechał z Waszyngtonu jako szary, zwykły obywatel, natychmiast i na zawsze? Czy wówczas zamachowiec również by go zastrzelił? Pamiętajmy, że sen w którym sami giniemy, umieramy mówi zazwyczaj o konieczności zmiany dotychczasowej tożsamości (która się zużyła i umarła w jakimś aspekcie, jakości czy wymiarze). Swoją drogą, ciekawe czy wcześniej Lincoln nie miał snów mówiących o śmierci w innej, bardziej symbolicznej formie.
Łatwo coś takiego mówić po fakcie, zwłaszcza, że – jak już wyżej wspomniałem - sny o śmierci danej osoby (tej, która ma umrzeć) niezwykle rzadko mówią o faktycznej śmierci ciała śniącego/ej! Jeśli już tak się dzieje, to sen raczej symbolicznie przedstawia kończenie się sił życiowych; jak ginące zwierzę, wysychające rzeki, czy usychające drzewa.
Nie mogę też powstrzymać się od podzielenia się mało znanymi analogiami i niezwykłymi zbieżnościami jakie zaistniały pomiędzy zabójstwem prezydenta Kennedy'ego, a zabójstwem wybranego równo 100 lat przed Kennedy'm Abrahama Lincolna. To tak jakby sen krążył i powtarzał się... Oto kilka z nich:
Abraham Lincoln został wybrany do Kongresu w roku 1846, a Kennedy równo sto lat później w roku 1946
Sekretarka Lincolna (która ostrzegała go, by nie szedł do teatru) miała na nazwisko Kennedy. Sekretarka Kennedy'ego (która próbowała zniechęcić go do wyjazdu do Dallas) nosiła nazwisko Lincoln.
Obaj następcy zastrzelonych prezydentów nazywali się Johnson i pochodzili z amerykańskiego południa.
Następca Lincolna, Andrew Johnson urodził się w roku 1808; następca Kennedy'ego, Lyndon Johnson, w roku 1908.
Lincoln został zastrzelony w teatrze pod nazwą "Kennedy"; Kennedy został zastrzelony w samochodzie marki "Lincoln".
Obaj mordercy zostali zgładzeni, zanim zaczęły się ich procesy sądowe.
Tydzień przed zamachem Lincoln był w miejscowości Monroe, w stanie Maryland; na tydzień przed swą śmiercią Kennedy spotkał się z aktorką Marilyn Monroe.

Wracając do snów po tym „kryminalnym” wstępie warto statystycznie zauważyć, że sny przewidujące przyszłość w ponad 80 procentach dotyczą zdarzeń, w których sami uczestniczymy oraz naszych najbliższych. W pewnym badaniu przeczytałem, że ponad trzydzieści procent ludzi miewa sny przepowiadające przyszłość. Trudno powiedzieć na ile wspomniane badanie spełniało kryteria rzetelnych badań naukowych. Jedną z wątpliwości jest zawsze podejrzenie, że śniąca osoba mogła nieświadomie zestawić znane jej fakty i podczas snu przewidziała wypadki, które wynikały z czystej logiki następujących po sobie zdarzeń.
Na przykład powszechnie wiadomo, że bardzo wiele osób, włącznie z naukowcami dokonuje odkryć lub ma niezwykłe wglądy właśnie podczas snu. Częściowo wynika to z tego, że umysł może w bardzo twórczy sposób powiązać pozornie dalekie od siebie fakty i zbudować z nich nową całość trudną do skonstruowania i połączenia ze sobą „na jawie”, a częściowo dlatego, że ogromną ilość bodźców oraz informacji zauważamy nieświadomie w ogóle o nich później nie pamiętając. „Przypominamy” sobie o nich dopiero we śnie. Możesz na przykład od czasu do czasu myśleć o zmianie pracy, bo nie jesteś zadowolona/y z dotychczasowo wykonywanej. Ponieważ nie masz żadnej innej oferty, to nie odważył(a)byś się złożyć wypowiedzenia. Jednak pomimo tego nawiedza cię sen o nowej pracy, a za pół roku faktycznie ją dostajesz. Ten sen opowiada przede wszystkim o decyzji jaką już długo wcześniej, głęboko w nieświadomości podjął twój umysł i w jakim kierunku będzie prowadzić twoje „świadome” działania zmierzające w stronę nowej pracy.
Inną wątpliwość budzi dość częste zjawisko podobne do popularnego deja vu kiedy widząc coś, nagle przypominamy sobie, że to nam się już kiedyś śniło, ale jeszcze chwilę wcześniej nie myśleliśmy o tym śnie, ani nawet go nie pamiętaliśmy. Niezwykłe doświadczenie jest jakby „włącznikiem” mówiącym, że to już kiedyś „było” we śnie lub tylko sprawia, że przypominamy sobie dawny sen. Surowy naukowiec przychyliłby się raczej do wniosku, że człowiek miał po prostu chwilową, kolorową fantazję.
Jednak wspomniane przeze mnie badanie korzystało tylko z takich snów, których nie można było wydedukować, lub które zostały zapisane, albo zapamiętane przez świadków na wiele dni, miesięcy, a nawet lat przed przewidywanym zdarzeniem. Jestem pewien, że również miewasz takie sny lub masz znajomych śniących o przyszłości.

Wiele snów dotyczy wydarzeń na świecie. Te sny zdają się wskazywać na to, że w swej esencji wszyscy jesteśmy wspólnym umysłem – Arnold Mindell nazywa go Process Mind - Umysł Procesu. Na przykład ogromna ilość snów i przeczuć została zarejestrowana w związku z wydarzeniami z 11 września 2001 roku, kiedy upadły wieżowce w Nowym Jorku, a telewizje na całym świecie na żywo relacjonowały to zdarzenie. Również w Polsce opowiadali mi o tym pacjenci oraz znajomi. To jeden z przykładów prekognicji, które nie mogły zostać skonstruowane z dostępnych nam strzępków informacji, ale raczej pochodziły z „pola” pełnego napięć i gotowości do wybuchu i destrukcji.
Kiedy ponad dziesięć lat temu przeżywałem długi okres intensywnej pracy nad snami i częścią tej pracy był obowiązek codziennego zapisywania snów, ze zdumieniem dostrzegałem jak wiele snów mówi o przyszłości. Każdemu gorąco polecam tę praktykę, a jeśli już zapisujemy sny, to koniecznie zanotujmy ich daty dodając godzinę przebudzenia.
W moim dzienniku snów znajduje się wiele precyzyjnych opisów zdarzeń i miejsc, wyśnionych nieraz ponad pół roku wcześniej. Zazwyczaj te sny bardzo dokładnie przedstawiały przyszłą rzeczywistość i nie były związane z czymś nadzwyczajnym. Na przykład jeden z zapisanych przeze mnie snów realistycznie pokazywał moją rozmowę z pewną kobietą, prowadzoną w języku angielskim. Wszystko było tak szczegółowe i wyraźne jak na taśmie filmu. W śnie stoimy razem nad zakrętem rzeki o turkusowym kolorze, na kamienistym i porośniętym zaroślami brzegu. Rozmawiamy o psychologii zorientowanej na proces. Ponad pół roku później ten sam sen zrealizował się dokładnie w taki sam sposób, z tą samą kobietą włącznie z rozmową na ten sam temat na brzegu rzeki Limat o tym samym kolorze co w śnie, kilkanaście kilometrów na południe od Zürichu.
Nigdy wcześniej nie widziałem tej rzeki, nie znałem ani tych terenów, ani tej kobiety, ani tym bardziej nie planowałem żadnych wycieczek nad rzekę, czy rozmów o psychologii po angielsku... Inny z zapisanych przeze mnie snów opisywał spotkanie z kolegą i wspólną pracę przy remoncie domu w Niemczech, łącznie z precyzyjnym opisem, rozkładem pomieszczeń tego domu na ponad pół roku przed faktycznym zaistnieniem tego snu w rzeczywistości. Jedyna różnica polegała na tym, że we śnie byliśmy w Londynie, a nie w Niemczech. Czy muszę dodawać, że nigdy wcześniej nie spotkałem tego kolegi, że przypadkowo poznałem go u wspólnych znajomych pół roku po moim śnie w mieście oddalonym o 300 km od miejsca mojego zamieszkania i że to on, zupełnie niespodziewanie i zaproponował mi wyjazd do wspólnej pracy w Niemczech, czego nigdy przedtem nie rozważałem?
Warto dodać, że zjawiska prekognicji, czyli wglądów w przyszłość można doświadczać nie tylko snach, ale także przy okazji szamańskich podróży, medytacji, a nawet w spontanicznych wizjach.
W jaki sposób można wyjaśnić to całkiem powszechne zjawisko? Są na to dwa sposoby; jeden wywodzi się z psychologii oraz mistyki, a drugi odwołuje się do odkryć fizyki kwantowej. Mistycy oraz ludzie oświeceni od dawna żartowali sobie z powszechnych przekonań na temat czasu. Buddyjski mistrz medytacji Karmapa IX był najbardziej bezpośredni twierdząc, że "Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są jedynie nazwami wymyślonymi przez głupców". Inny wielki buddyjski nauczyciel, chiński III Patriarcha Zen pisał, że dla oświeconego umysłu „nie istnieje wczoraj, ni dziś, ani jutro”. Z kolei największy psycholog XX wieku Carl Gustav Jung zwykł powiadać, że nieświadomość, a zwłaszcza nieświadomość zbiorowa posiada wiedzę absolutną o wszystkim i to we wszystkich czasach. Jak to jest możliwe?
Przede wszystkim w śnie wchodzimy w odmienny stan świadomości i kontaktujemy się zarówno z naszą indywidualną jak i zbiorową nieświadomością wspólną całej ludzkości, a może nawet i będącą funkcją wszechświata. Ponadto, jeśli przez chwilę się zastanowimy nad naturą czasu, to okaże się, że istnieje tylko jeden czas: teraźniejszość. Kiedy myślisz o przyszłości, to zawsze czynisz to teraz, a jeśli wspominasz przeszłość, to również robisz to teraz. Naszemu zwykłemu, codziennemu umysłowi trudno się z tym pogodzić, ale dla naszego śniącego ciała, dla medytujących buddystów lub dla ludzi żyjących w innych kulturach jest to oczywiste.
Na przykład Indianie Hopi w ogóle nie posiadają w swoim języku słów oznaczających przyszłość lub przeszłość! A przecież język kształtuje nasz sposób myślenia i pogląd na świat. Wyobraź sobie, że nagle usuwasz te słowa ze swojego języka! W naszym przypadku myśli i życzenia formułujemy w języku polskim. Jednak u Hopi nie ma przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, jest tylko to, co wcześniejsze i to, co późniejsze rozumiane jako następstwo. Przeszłość i teraźniejszość jest „tym co jest” a przyszłość również „jest” już obecna, ale w stanie zalążku, nasienia, które jeszcze nie zdołało rozwinąć się w pełni. Przyszłość jest obecna teraz w swojej esencji, w swoim Śnieniu. Hopi patrzą na rzeczywistość raczej jak na coś, co „się wydarza”, niż jak na coś, co „jest”; stałe i nieprzemijalne.
Zatem, jeśli Indianin Hopi dowiedziałby się o śnie, który przepowiada przyszłość, to zapewne powiedziałby, że on to rozumie, gdyż to zdarzenie z przyszłości jest obecne już teraz, tyle, że w stanie „nasionka”, a ten co zobaczył to „nasionko” w śnie, zobaczył także jaka z niego wyrasta roślina. Oświecony buddysta również nie widziałby w tym niczego nadzwyczajnego, zaś Jung stwierdziłby, że w trakcie snu skontaktowaliśmy się z pozaczasowymi zasobami wiedzy absolutnej.

A co ma z tym wspólnego fizyka? Bardzo wiele! Bada naturę i względność czasu. Na przykład fizycy stwierdzili, że w szczególnych okolicznościach cząsteczki mogą podróżować wstecz w czasie. Oczywiście, to samo dotyczy fal1. Powstały liczne teorie wyjaśniające te zjawiska, a także udowadniające je matematyczne obliczenia. Do opisywania zjawisk w kosmosie, szczególnie w początkach jego istnienia, pojawił się nawet specjalny rodzaj czasu nazwany „czasem urojonym”2. Nie wnikając w szczegóły można powiedzieć, że z punktu widzenia fizyki istnieje taka możliwość, że przyszłość oddziałuje na nasz los w podobny sposób jak przeszłość! !!! To zjawisko zostało nazwane „przyczynowością wsteczną” /jeśli pamiętacie ze szkoły wektory, to wcale nie jest to trudne do wyobrażenia: zasadniczo kierunek jest oczywiście taki sam, ale zwrot wektora przeciwny :)/, polega ono na tym, że czas może biec w drugą stronę (zmiana zwrotu wektora). Zamiast być wyłącznie efektem i zbiorem naszych życiowych doświadczeń, możemy, paradoksalnie, stać się skutkiem, tego, co z nami stanie się w przyszłości! To tak jakby stacja kolejowa, /a nie lokomotywa!/ magicznie przyciągała do siebie pociąg, którym jedziemy. Ta stacja jest właśnie ważnym, w pełni rozwiniętym wydarzeniem z przyszłości noszącą nazwę atraktora w teorii chaosu.
Einstein był bardzo niezadowolony z implikacji wynikających z odkryć fizyki kwantowej a zwłaszcza z równań funkcji falowej oraz z zasady nieoznaczoności. Wraz z kolegami (Podolsky i Rosen) postawili zarzut kolegom fizykom z Kopenhagi (Bohr, Heisenberg, Schroedinger, inn.) twierdząc w stworzonym przez nich paradoksie EPR3 (skrót od nazwisk twórców), że teoria mechaniki kwantowej jest niekompletna. Podstawa logiczna tego paradoksu okazuje się dzisiaj dyskusyjna, lecz sama zasada niezmiernie istotna, bo negująca istnienie czasu lub przestrzeni! Einstein powiedział, że z założeń mechaniki kwantowej wynika „upiorne oddziaływanie na odległość”, gdzie szybkość ruchu cząsteczek bądź przekazywania informacji przekracza prędkość światła i upierał się przy realizmie lokalnym – zakładającym, że parametry cząstek kwantowych mają wartości niezależne od aktów obserwacji i że oddziaływania fizyczne zachodzą ze skończoną prędkością.
Wymyślony „przez realistów lokalnych” paradoks EPR, mający podważyć założenia fizyki kwantowej najprościej wyraził Wolfgang Pauli:
„Każdej zmianie spinu elektronu musi towarzyszyć komplementarna zmiana spinu innego elektronu - co by się więc stało, gdyby istniały tylko dwa elektrony oddzielone od siebie o miliony lat świetlnych?”
Zasadniczo o co w tym wszystkim chodzi? O splątanie i to splątanie kwantowe. Spin, to (w wielkim uproszczeniu) ruch - obracanie się wokół własnej osi. Einstein, Podolsky i Rosen, mocno osadzeni w świecie przyczyny-i-skutku chcieli podważyć teorię kwantową wskazując, że łamie ona zasadę wynikającą z teorii względności, mówiącą, że nic nie może poruszać się prędzej od światła. Samo zbliżenie się do takiej prędkości powoduje zmiany wpływające na szybkość upływu czasu. Przypominając sobie Einsteinowski paradoks bliźniąt wiemy, że dla jednego z nich, lecącego w rakiecie przez kosmos z prędkością światła czas płynie o wiele wolniej niż dla tego, co pozostał na Ziemi. Podobnie jest z paradoksem nieprzekraczalnej prędkości światła: nawet gdybyś pędził samochodem po grzbiecie rakiety lecącej z prędkością równą prędkości światła (w tym samym kierunku) – to i tak nie będziesz jechać szybciej niż prędkość światła. (Twoja prędkość V dodać prędkość światła c równa się tylko c . Czyli v + c = c)
Pomyślmy zatem co dzieje się, gdy coś porusza się z prędkością NATYCHMIASTOWĄ! Gdy coś pokonuje cały wszechświat w czasie równym ZERO! Wyruszasz z Księżyca do Warszawy i przybywasz do celu dokładnie W TEJ SAMEJ CHWILI , w której wystartowałeś. Twój zegarek pokazuje tą samą godzinę i sekundę!
Do 1964 r. paradoks EPR stwarzał problem fizykom kwantowym, ale wówczas Irlandczyk John Stewart Bell wykazał w słynnej nierówności, że nielokalne, splątane oddziaływania są możliwe. Jego twierdzenie potwierdziły później laboratoryjne doświadczenia zespołu Alana Aspecta, gdzie oddziaływano na jeden z dwóch „splątanych” ze sobą fotonów podróżujące w przeciwnych kierunkach. I chociaż pędziły one z prędkością światła w przeciwne strony, to zmiana wywołana w jednym z nich powodowała natychmiastową zmianę w drugim.

Z teorii stanów splątanych (czy też skorelowanych) możemy wynieść taką wiedzę, że jeśli jedna z dwóch cząsteczek we wszechświecie (które wcześniej miały ze sobą bliski związek) zmieni kierunek obrotu, to druga w tej samej chwili też zmieni swój kierunek obracania się! Tę parę cząsteczek mogą dzielić miliardy lat świetlnych! Pomimo tej, kosmicznej odległości informacja o zmianie kierunku zostaje przekazana natychmiast, w czasie równym ZERO. Znając kierunek obrotu jednej z nich będziemy zawsze wiedzieć w którą stronę obraca się druga i jeśli „tamta” zmieni kierunek obrotu, dowiemy się o tym natychmiast, ponieważ jej bliźniacza siostra natychmiast (!!!) także zmieni swój spin.
Teoria niby ładna, ale czy przydatna. Hm... najprościej mówiąc trwają prace nad super szybkim procesorem, w którym właśnie dzięki temu modelowi bity informacji będą przemieszczać się w czasie równym 0 !

W opisanej sytuacji albo czas jest nie istniejącym złudzeniem, albo
nie istnieje przestrzeń do pokonania.

Obie możliwości (złudzenie istnienia czasu i przestrzeni oraz ich faktyczne nie-istnienie) są prawdopodobne!

Nie musimy się martwić tym, że jest to nielogiczne, niezrozumiałe i nie do ogarnięcia rozumem. Albo tym, że w pewnych warunkach Einstein ma dalej rację! Laureat nagrody Nobla w fizyce, słynny Richard Feynman powiedział kiedyś: "Mogę bezpiecznie stwierdzić, że nikt nie rozumie teorii kwantowej".
Podobnie możemy stwierdzić, że nikt w pełni nie rozumie zawirowań czasowych, co nie znaczy, że one nie istnieją i że nie mamy na nie zwracać uwagi, choćby dlatego, że bardzo często okazują się niezwykle pomocne.
Fizyka, mistyka i psychologia w pewnych warunkach zezwalają na zaistnienie prekognicji. Na względność i obecność czasu „przyszłego” w snach oraz innych odmiennych stanach świadomości. Niech żyje pre-kognicja! Dzięki niej od czasu do czasu mamy wgląd nie tylko w przyszłość, ale możemy także domyślać się, że istnieje wieczność..

A o wieczności może innym razem :)


PS Nie wiem jak tu się robi przypisy -- automatycznie Blogger tego nie kupił ...
więc jakby zamiast, są wyjaśnienia:

„Proces odzwierciedlania (reflection) to dwustronny kontrakt pomiędzy przyszłością a przeszłością w celu transferu energii, pędu, itd.. J. G. Cramer twierdzi, że teoria kwantowa jest nielokalna, ponieważ przyszłość w ograniczonym zakresie wpływa na teraźniejszość”. W John G. Cramer „Quantum Nonlocality and the Possibility of Supraliminal Effects”, 1997. Za Arnold Mindell „Siła ciszy"


"Czas urojony" wprowadził S. Hawking badający stan w czasie powstawania wszechświata – jeszcze przed Wielkim Wybuchem. Jest to analogia do liczby urojonej w liczbach zespolonych, wprowadzonej przez Gerolamo Cardano (ten sam geniusz co wynalazł wał Cardana) a potrzebnej do obliczenia pierwiastka z liczby ujemnej. Badania Hawkinga polegają na poszukiwaniu GUT – teorii unifikacji. Jednym z jego założeń jest ekstrapolacja mechaniki kwantowej na zjawiska makro czyli na obiekty kosmiczne, w tym na zjawiska i obiekty znajdujące się w szczególnym stanie czasu bliskiego zeru – w tym także czasu urojonego w obszarze osobliwości związanej z początkiem Wszechświata i dość sporej grawitacji. To tu właśnie, w „In the Beggining of Time” Hawking pisze: „nie ma istotnych różnic zgodnych z linią czasu i kierunkiem wstecznym czasu urojonego” i zadaje logiczne pytanie: „Dlaczego pamiętamy przeszłość a nie pamiętamy przyszłości?” W rzeczywistości, tak jak za pomocą liczb zespolonych i jej komponenty l. urojonej możemy obliczać pierwiastek z liczby ujemnej tak samo możemy obliczyć i wnioskować z czasu ujemnego – czyli czasu biegnącego z przeciwnym zwrotem: od przyszłości ku przeszłości!


Albert Einstein, Podolsky, Rosen, (1935) "Can Quantum Mechanical Description of Physical Reality Be Considered Complete?" Phys. Rev. 47: 777.

niedziela, 14 czerwca 2009

MOC SPRZYMIERZEŃCA




MOC SPRZYMIERZEŃCA

Czy pamiętacie film „Gwiezdne Wojny”? Chyba mało kto nie zna tej słynnej epopei, która jest już mitem XX wieku. Jedną z najważniejszych postaci „gwiezdnej” sagi jest Mistrz Yoda. Na odległej planecie Dagobah mistrz Yoda, niczym stary szaman żyjący w odosobnieniu, uczy młodego Luke'a Skywalker'a jak zostać rycerzem Jedi. Mistrz nie jest zbyt rozmowny, ale kiedy się wypowiada, z jego ust padają ważne słowa:

"Spójrz na mnie. Po wielkości mnie osądzasz? A nie powinieneś. Sprzymierzeńcem moim Moc jest. A potężny to sprzymierzeniec. Życie ona tworzy. I sprawia, że wzrasta. Jej energia... otacza nas i łączy. Świetlistymi istotami jesteśmy. Nie tą surową materią. Musisz poczuć Moc wokół siebie. Tutaj. Między tobą, mną, drzewem, skałą. Tak, tak. Wszędzie."

W trakcie nauki młody Skywalker dowiaduje się również o niebezpieczeństwach jakie mogą się pojawić, gdy człowiek zaznajomi się bliżej ze Sprzymierzeńcem. Mistrz Yoda poucza Luke'a takimi słowy:

"Siła Jedi z Mocy wypływa, ale strzeż się ciemnej Jej strony. Gniewu, lęku, agresji. Ciemna strona Mocy to one. Szybko przybywają , gdy toczysz walkę. Kiedy wstąpisz na ciemną ścieżkę, losem twoim ona zawładnie..."

Kilkanaście lat przed powstaniem „Gwiezdnych Wojen” potężną rolę i moc sprzymierzeńca opisywał na łamach swoich książek Carlos Castaneda, który był uczniem meksykańskiego szamana don Juana Matusa. W tradycjach szamańskich już od wielu tysięcy lat jednym z najpotężniejszych sprzymierzeńców są substancje psychoaktywne. Pozwalają one zobaczyć świat z innej perspektywy. Niektóre z plemion, jak na przykład Indianie Jivaro z dorzecza Amazonki, u których takie substancje odgrywają bardzo istotną rolę uważają, że dopiero po spożyciu halucynogennego wywaru można zobaczyć świat takim, jakim jest on w rzeczywistości.
Zdaniem szamana don Juana, człowiek, który jest zbyt racjonalny i za bardzo przywiązany do zwyczajnej, codziennej rzeczywistości potrzebuje mocy sprzymierzeńca, aby uwolnić się od narzuconych przez cywilizację nawyków i stereotypów, które zawężają jego pole widzenia. Nauczyciel Castanedy specjalnie podsuwał mu substancje zmieniające świadomość, aby młody antropolog mógł spojrzeć na świat w nowy sposób. Dla don Juana te środki były faktycznymi i żywymi Sprzymierzeńcami, duchowymi istotami ukrytymi w roślinach, z których każda posiadała inne moce. Pierwszą z roślin był kaktus pejotl, dzięki któremu zdaniem meksykańskiego szamana można było skontaktować się z potężnym nauczycielem noszącym nazwę Mescalito. Mescalito pokazuje w jaki sposób należy prowadzić właściwe życie. Żeńska obecność o wielkiej sile przejawiła się poprzez Czarcie Ziele, a trzecim środkiem kontaktu z mocą sprzymierzeńca był w przypadku Castanedy humito, „dymek”, który wykorzystuje się w obrzędach związanych z wróżeniem. Moc środków halucynogennych podanych przez don Juana potrzebna była Castanedzie wyłącznie po to, aby zmienić tradycyjne, sztywne i zbyt racjonalne spojrzenie na życie. Stary szaman don Juan wyjaśnił później Castanedzie, że większość ludzi wcale nie potrzebuje podobnych środków, bo są tak samo jak on uparci i usztywnieni.
Z mocy sprzymierzeńca, który zmienia sposób postrzegania świata korzystamy również w warunkach naszej, współczesnej cywilizacji. Najczęściej całkowicie nieświadomie próbujemy nawiązać z nim kontakt i na przykład pijemy alkohol. „Duch” alkoholu pozwala zachowywać się inaczej niż robimy to w „zwyczajnej” rzeczywistości. Po wypiciu ludzie zmieniają się, jakby wstąpił w nich nowy „duch”. Najmocniejszy z trunków nazywa się spirytus. To słowo pochodzi z łaciny i oznacza właśnie ducha oraz moc życia. Z drugiej strony wszyscy wiemy jaką plagą i śmiertelną chorobą jest alkoholizm oraz wszelkie wiążące się z nim negatywne zjawiska. Tragicznych przykładów można podawać bardzo wiele. Wolfgang Amadeusz Mozart od wczesnego dzieciństwa komponował wspaniałą muzykę, ale był opętany przez ducha alkoholu, który przyczynił się do jego przedwczesnej śmierci. Innymi artystami, których pogrążył wyłaniający się z alkoholu potężny sprzymierzeniec byli Fiodor Dostojewski, Jack London, czy Marek Hłasko. Pod koniec XX wieku cała armia słynnych postaci ze świata sztuki i pop kultury padła ofiarą nie tylko alkoholu, ale także przeróżnych narkotyków.
Alkohol oraz podobnie działające substancje bywają związane ze sztuką i twórczością. Ludzie, którzy z jakichś powodów nie mogą wyrażać pełni swoich talentów i potencjału, często popadają w uzależnienie. Sprzymierzeniec, który pomaga zmieniać świat poprzez twórczość, zmieniać stan świadomości oraz sposób odbioru świata jest równie potężny, jak i niebezpieczny. O tym właśnie mówił mistrz Yoda, kiedy ostrzegał przed przejściem na ciemną stronę Mocy.
Jednak sprzymierzeniec, to nie tylko środki grożące uzależnieniem. W snach wielu osób może on pojawiać się już we wczesnym dzieciństwie pod postacią groźnego przeciwnika. Zazwyczaj są to sny, w których z ledwością udaje się uniknąć szponów potwora. Jeśli w powtarzających się snach byłaś ścigana przez coś lub przez kogoś, to w życiu dorosłym może cię czekać konfrontacja ze sprzymierzeńcem symbolicznie pokazanym wcześniej w twoich snach.
Nasi najwięksi przeciwnicy pojawiają się w wielu formach. Jedną z tych form może być poważny kryzys życiowy. Potwory z dziecięcych snów będą zagrażać życiowej stabilizacji prowokując zachowanie trudne do zaakceptowania zarówno przez ciebie jak i przez twoje otoczenie.
To sprzymierzeniec sprawia, że przeżywamy kłopoty w szkole, kiedy naszego sposobu bycia nie chcą zaakceptować ani rodzice, ani szkoła. Kiedy później wybieramy zawód, sprzymierzeniec może namawiać do wybrania takiego, który wydaje się nierealny lub nieopłacalny. Wiele osób doświadcza kryzysu środka życia w wieku dojrzałym. Wówczas można utracić cały zgromadzony dorobek. Tym kryzysem mogą być kłopoty małżeńskie, romanse, uzależnienia, choroby i wypadki zmuszające do zmiany sposobu życia, poczucie bezsensu życia itp. A kiedy dopada nas starość, to pod wpływem sprzymierzeńca bywamy irytujący, nieznośni i gderliwi. Nie tolerujemy nowości i „coś” zmusza nas, żeby wtrącać się w sprawy przyjaciół i krewnych.
W podobny sposób sprzymierzeniec wpływa na nasze nastroje i zaburza związki z bliskimi. Powiedzenie, „że co cię nie zabije, to cię wzmocni” mówi właśnie o spotkaniu ze sprzymierzeńcem. Szczególnie trudne przeżycia symbolicznie opisują szamańskie inicjacje, takie jak rozczłonkowanie, przeżycie śmierci i odrodzenia, porwanie przez duchy. Podczas inicjacji szamana opanowują wizje, w których jego ciało jest rozrywane na strzępy, zabijane i wymieniane na nowe. Kiedy przeżywamy najtrudniejsze kryzysy, to spotykamy na swojej drodze niezwykłe moce, które są dla nas tym samym, czym dla szamana okrutne demony. Cierpimy podobnie jak umierający szaman i przeżywamy prawdziwe tortury. Możemy odczuwać symboliczny „rozpad”, jakby całe nasze życie, a nawet ciało rozlatywało się na kawałki. Po takich przeżyciach mozolnie zbieramy się i na nowo wszystko razem układamy. Sprzymierzeniec może objawiać się poprzez ciężkie, chroniczne choroby, poczucie rozrywania przez sprzeczne siły albo doświadczenia pobliża śmierci. Tak jak w przypadku narkotyków czyni to w celu wyrwania nas z dotychczasowego, zbyt schematycznego i skostniałego sposobu życia. Niestety nie mówi od razu jak zmienić życie.
Spotkanie z mocą sprzymierzeńca jest zawsze bardzo groźne i bywa podobne do wypuszczania Dżina z butelki.
Kiedyś zgłosił się do mnie pewien mężczyzna, który samodzielnie pracował nad odkryciem mocy Sprzymierzeniec. Przed spotkaniem ze swoim Sprzymierzeńcem był bardzo łagodny i grzeczny w stosunku do wszystkich ludzi. Z drugiej strony cierpiał z powodu braku asertywności i stanowczości. Skarżył się, że zawsze robi to, co inni chcą od niego, a sam nigdy nie może ani zrealizować swoich pomysłów, ani poprosić innych o zrobienie czegokolwiek. Na przykład nigdy nie zwrócił się z prośbą o podwyżkę do przełożonych. Sprzymierzeniec pokazał mu jak stać się bardziej wojowniczym. Jednak, kiedy posmakował energii wojownika, uwiodła go „ciemna strona” mocy i zamiast zdrowej asertywności był dokuczliwie agresywny i zaczepiał wszystkich wokół siebie sprawdzając skuteczność nowo poznanej mocy. Po jakimś czasie poczuł się silniejszy i mądrzejszy od innych ludzi, na każdym kroku pouczał ich, nawet jeśli nikt o to nie prosił. Musieliśmy ciężko pracować nad tym, aby jego moc nabrała bardziej cywilizowanej postaci, stała się bardziej użyteczna, elastyczna i pozostała wraz z nim nie niszcząc jednocześnie wszystkich związków z ludźmi.
Nasze sny z dzieciństwa przepowiadają, że sprzymierzeniec jest czymś, co nam najbardziej zagraża będąc jednocześnie tym, co posiada największą moc. Zdobycie tej mocy nie jest łatwe i trzeba stoczyć o nią zażartą bitwę. Jest to walka pomiędzy człowiekiem, który chce posiąść skarby i tajemnice, a samym sprzymierzeńcem, który jest w ich posiadaniu, ale o tym, czyli o zdobywaniu tajemnicy sprzymierzeńca będzie za jakiś czas ....

czwartek, 11 czerwca 2009

Dziwne jakże dziwne przemijanie powstawanie




Od kilku dni "zdalnie" z Polski staram się załatwić przeróżne papierowe i inne formalności związane z kremacją ciała mojego brata, przywiezieniem prochów do Polski i pogrzebu w Krakowie. Masa dokumentów i uzgodnień. A zaraz w najbliższych dniach mamy się z Gosią wybrać do Urzędu stanu cywilnego, żeby powiadomić urzędnika o nazwisku dla naszego synka, a wkrótce załatwić papiery dla niego związane z narodzinami.

Jakby ciąg dokumentacji ciągnął się od końca życia do początku
Jakby trwał nieprzerwanie i płynnie
Jakby światło przekazywane było od świecy do świecy
Jakby pogrzeb przemieniał się w narodziny
Jakby niedualna rodzina "naszości" istniała wciąż wraz z Wujkiem -- szybującym gdzieś tam w formie ducha teraz już ...


Poniżej zamieszczam video z wypowiedzią wujka Boba Randall' a, członka starszyzny Yankunytjatjara - ludu opiekującego się świętą Górą Uluru (Ayers Rock). Jego słowa, postać i historia życia bardzo mnie inspirują i wspierają.
Bob jest jednym z członków skradzionego pokolenia -- Aborygeńskich dzieci wyrywanych siłą z rąk swoich matek, braci, sióstr, wujków, rodzin, plemion. (O tym haniebnym czasie został nakręcony wstrząsający film "Rabbit Fence" - polecam gorąco.)
W wieku siedmiu lat Bob został porwany do szkoły z internatem, z przymusowym "zbielaniem" na modłę i kulturę anglo-zachodnią ....
Ale Bob jest jednym z ludzi obdarzonych wielką Rangą Duchową (o której pisałem na blogu) - jest kimś, kto ma i zna moc łączności z Matką Ziemią i wszystkim co istnieje, tym co jest bratem, siostrą wielką, przeogromną Rodziną czujących istot ...
Bob powiada, że nie wie co to znaczy być samotnym - wszak dookoła otaczają go członkowie rodziny, z którymi łączą go więzy krwi.
Bob powiada, że wszystko co żyje przemija i powraca do Ziemi -- skąd wszystko się też wywodzi. Ona trwa, a my odchodzimy, przychodzimy - podobnie jak wszystko, co żywe...
Bob powiada, że jest szczęśliwy żyjąc za minimalne środki w pobliżu Uluru, po drugiej stronie Skały, tam, gdzie rzadziej trafiają turyści.
Na you tube ten filmik zamieszczono tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=a8zAh3irMYo




Dziękuję

Chciałbym bardzo gorąco podziękować Gosi Jarymowicz za pomoc i upiększenie tego Bloga. Dziękuję

niedziela, 7 czerwca 2009

Warsztaty sierpniowe: W ZGODZIE Z ZIEMIĄ, NATURĄ I SOBĄ


Serdecznie zapraszam na:

W ZGODZIE Z ZIEMIĄ, NATURĄ I SOBĄ

sześciodniowe, wyjazdowe warsztaty
szamańsko – psychologiczno – rozwojowe


24-30 sierpnia 2009 w Kotlinie Kłodzkiej.

Na tych warsztatach skupimy się przede wszystkim na pracy wewnętrznej, medytacji zorientowanej na proces i na nauce współdziałania z Ziemią. Będziemy praktykować aborygeński walkabout, nauczymy się w jaki sposób nasze ciała i umysł dostosowują się do kierunków Ziemi oraz jak bardzo są z Nią związane.

Odkryjemy JAK ZIEMIA nieustannie podsuwa nam najwłaściwsze wskazówki oraz sposoby działania! W końcu – co najważniejsze – z pomocą i podpowiedziami MATKI ZIEMI (PachaMama) poszukamy sensu oraz zasadniczego kierunku indywidualnego życia, który przewija się pomiędzy pozornie chaotycznymi i przypadkowymi wydarzeniami w życiu. A dla tych, którzy już to wiedzą – będzie to okazja do ugruntowania się w już obranym kierunku.

Przeprowadzimy krótki (pół dnia i pół nocy) Vision Quest oraz Medicine Walk, które będą poprzedzone nauką odczytywania wiadomości przekazywanych przez Wszechświat.

Będziemy stosować szamańskie medytacje oraz szamańskie podróże. Zobaczymy na czym polega naturalna joga samo-powstającą z ruchu autentycznego (tak jak miało to miejsce w pradawnych czasach, gdy joga tworzyła się w wyniku szamańskich medytacji). Usłyszymy uzdrawiające pieśni i zastosujemy moc pieśni do uzdrawiania. Będziemy też uczyć się uzdrawiania ciała na poziomie kwantowym (włącznie z odwracaniem "zaklęcia" kodu genetycznego), zobaczymy zarazem na ile nasze symptomy są powiązane ze światem oraz dlaczego są informacjami z przyszłości!!!

Przede wszystkim jednak skupimy się na umiejętności pracy wewnętrznej (nad samą/ym sobą) tak jak to jest nauczane w psychologii analitycznej C. G. Junga oraz w Psychologii Zorientowanej na Proces. Czyli nauczymy się stosować alchemiczną medytację zorientowaną na proces z możliwie jak najlepszym i jak najtrwalszym dostępem do tego, co Arnold Mindell nazywa Process Mind

Celem ogólnym warsztatów jest poznanie sposobów wewnętrznej pracy nad sobą wywodzących się z pradawnych tradycji a jednocześnie stale obecnych w najnowszych metodach terapeutycznych.

Dzięki tym zajęciom uczestnicy warsztatów dowiadują się jakie sposoby poznawania ważnych informacji stosowali nasi przodkowie i jak to zostało zaadaptowane przez współczesną wiedzę. Są bliżej odkrycia własnego sensu i mitu życia. Rozumieją sens i potrzebę stałego poznawania siebie oraz związku z Ziemią, potrafią z powodzeniem zastosować praktykowane techniki zarówno w trakcie warsztatów, jak i po powrocie do miejsc zamieszkania.

Miejsce: Ośrodek "TRZY ŹRÓDŁA" w Kotlinie Kłodzkiej - miejsce piękne, odosobnione - wśród lasów i gór; z cudownymi widokami, przestrzenią i wibracjami w Długopolu Górnym.

Termin: 24 - 30. 08. 2009. (6 pełnych dni – zaczynamy w poniedziałek po południu, kończymy w niedzielę obiadem).

Cena: 600 zł/ 6 dni warsztatów. Nocleg na wspólnej sali lub w namiocie na terenie – 15 zł/ noc. Posiłki organizujemy wspólnie i/lub we własnym zakresie (noclegi we wspólnej sali lub w namiocie - własnym - na terenie ośrodka).
Można również nocować w gospodarstwie agroturystycznym "Stary Młyn" koszt 30 zł od osoby za noc (informacja i rezerwacja WE WŁASNYM ZAKRESIE:
www.starymlyn.klodzko.pl, tel. 074 813-98-68, 607-323-616 - tam też znajduje się mapka z dojazdem).

Co zabrać ze sobą: śpiwór, karimata, 1-2 koce lub więcej - do budowy szałasu potów, latarka, ostry nóż (scyzoryk), świece, zapałki, instrumenty muzyczne, agrafki, chusta lub prześcieradło do owinięcia się w szałasie.


Ilość miejsc ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń i data wpłacenia zaliczki w wysokości 260 zł do dn. 10.08.2009.


Kontakt, informacje i szczegóły: e-mail: r_paluch@wp.pl , tel. kom.: 505 476 964.


Warsztat poprowadzi
: Robert Palusiński - psychoterapeuta Akademii Psychologii Zorientowanej na Proces. Posiada uprawnienia Polskiego Towarzystwa Psychologii Procesu do prowadzenia terapii i pracy z grupami pod superwizją. W latach 1998 - 2003 studiował w Research Society for Process Oriented Psychology w Zurichu, szkolił się także w Londynie, Kopenhadze i Bratysławie. Od 2000r. roku regularnie prowadzi zajęcia i warsztaty łączące współczesne techniki szamańskie (M. Harner) z psychologią i psychoterapią. Prowadzi także autorskie warsztaty rozwojowe, psychologiczne oraz zajęcia grupowe i terapię indywidualną, par i rodzin. Tłumacz literatury psychologicznej (m.inn. A. Mindell: "Cienie Miasta", "Psychologia i szamanizm", "Śnienie na jawie" a także analizy jungowskiej, np. "Zraniona Kobieta" L.S. Leonard). Liczne publikacje własne. Prowadził zajęcia z psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, Śląskim, w Gestaltowskim Instytucie Rozwoju Osobistego, Dojrzewalni Róż i innych. Zajmuje się facylitacją i praktyką rozwiązywania konfliktów oraz uczy innych jak pracować z konfliktami. Członek The International Association of Coaching (IAC). Więcej o prowadzącym: robertpalusinski.blogspot.com/ oraz http://www.palusinski.strefa.pl/ .

piątek, 5 czerwca 2009

...................BRAT.........................................



Przed chwilą jeszcze (noc 04.06.2009.) siedziałem z moją matką w kuchni. Wykonywaliśmy telefony do Toronto w Kanadzie po angielsku. W różne miejsca – na policję i do coronera Rozmawiałem z panią doktor od sekcji i autopsji. Bo dziś właśnie dowiedzieliśmy się, że dwa a może trzy dni temu na serce umarł jej syn, a mój brat. Brat.

Stało się odwrotnie niż czyni zazwyczaj to natura, gdy syn (córka) prze-żywa Matkę.

Popłakałem trochę dziś i teraz też właśnie to robię i jeszcze będę płakać do niewiemkiedy. Wspominam wspólne chwile dzieciństwa, razem, po podwórkach biegane i w błocie i gdzieś - po szkołach, biurkach, pokojach. Miałem tam lecieć – do Canady, pogadać, po 20 latach niewidzenia, ale wciąż to odkładałem, wciąż.

COŚ mnie ukłuło w serce w poniedziałek – mówiłem o tym Gosi, bo dziwne, tak bardzo „z zewnątrz”, przyszło „nie moje” to było, nieznane mi wcześniej – jak sygnał – jakby ktoś – mówiłem do Gosi - został trafiony strzałą lub kulą w serce. Mówiłem Gosi, że nie mam czasu odczytać co to dokładnie znaczy. A On, Brat, stracił wcześniej, w grudniu swoją partnerkę i pewnie jego serce wytrzymać nie mogło samo tak.... Już nie pomówię z nim, nie pogadam – choćby o najkurewszych, kretyńskich bzdurach o walucie rosnącej lub opadającej i o złej pogodzie – gadkami, którymi tak bardzo gardziłem... Nie usłyszę jego głosu. Nie zobaczę. Nie. Nie. Jużnie. Nigdy. Nigdy. Naprawdę Nigdy.

A Gosia – my razem; siódmego – siódmego – tego roku, w Pełnię – po dziesięciu księżycowych miesiącach od czasu pełni październikowej spotkać się mamy z Nowym Życiem, które z niej (nas) na zewnątrz się wy-łoni. Z Chłopcem. Z Bratem?
I czy to właśnie jest ta czczona Natura i Jej cykl? Prochy w urnie do Polski przewożone? Gdzie Ona Natura? W bracie czy w synu? Gdzie?