poniedziałek, 29 listopada 2010

Z Cyklu "O wychowaniu ..."

Ostatnio wpadł mi w oko cytat autorstwa Jean Liedloff autorki skądinąd bardzo inspirującej książki pt. "Koncepcja Kontinuum"
cytat brzmi następująco:
"w toku ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci doprowadzałyby swoich rodziców do szału - to byłoby wbrew logice"


Zdanie brzmi zachęcająco, ale raczej nie współgra z ludzkim doświadczeniem z punktu widzenia matki, ojca czy opiekuna - rodzica. Najpierw sprawdziłem, czy autorka jest matką/rodzicem bądź opiekunem i okazało się, że nie. To akurat (przynajmniej jeżeli o mnie chodzi) sporo wyjaśnia.

Współczesna zarówno psychologiczna jak i neurologiczna wiedza o emocjach wskazuje na fakt, że większość (o ile nie WSZYSTKIE) naszych reakcji EMOCJONALNYCH jest WBREW logice!!! Emocje nie powstają tam, gdzie króluje "logika". W sytuacjach, w których zdarza się, że człowiek bywa doprowadzona/y "do szału" nie może być mowy o logice. To zupełnie dwa odmienne obszary. Wydaje się, iż to zdanie może sugerować, że autorka nie miała doświadczenia ciągłego przebywania (24h/dobe), dzień po dniu, miesiąc po miesiącu - w kontakcie z niemowlakiem i dzieckiem w wieku poniemowlęcym. (Np. jako jedyna opiekunka bez silnego wsparcia z zewnątrz). Z książki na przykład wynika, że macierzyństwo jest doświadczeniem znanym jej z obserwacji.
Można także podejrzewać, że autorka nie wie SKĄD mogą brać się aż tak silne reakcje emocjonalne u matek/ojców.
Kiedy zachodzi taka sytuacja, że nagle rodzic bywa "doprowadzony do szału" i chce np. potrząsnąć dzieckiem (lub znacznie gorzej!), to wówczas WCALE nie chodzi wyłącznie o obserwowane zachowania dzieci !!! Wcale nie chodzi o to, co takiego robią (zazwyczaj "przeciw nam") dzieci! W takich sytuacjach bardzo często "wzbudzane" są emocjonalne stany z NASZEGO własnego niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa. I to właśnie te, wczesno-dziecięce wspomnienia aktywizują się w układzie limbicznym na poziomie nieświadomym, doprowadzają do wyładowania (acting out) "włączając" pierwotne reakcje emocjonalne, które omijają naszą korę, gdzie może funkcjonować "LOGICZNE", racjonalne myślenie. W takich sytuacjach logika nie ma nic do powiedzenia -- w układzie limbicznym, takie coś po prostu nie istnieje.

Ponadto mało kto posiada świadomość faktu, że zajmując się małym dzieckiem same/i jesteśmy poniekąd w regresie do tego wieku! (A przynajmniej duża część nas) To akurat bywa i przeszkodą, i pomocą - gdyż umożliwia lepsze empatyzowanie z maluchem!

To co smutne, to również fakt, że cytowana opinia implikuje konieczność bycia "matką ewolucyjną" i wpędza w poczucie winy tych opiekunów/opiekunki, które/zy nie raz i nie dwa się wściekli. Jest to trochę podobne do obrazu idealnej matki kreowanej przez kolorowe czasopisma, do którego to wizerunku "należy się" dostosować.

O wiele bardziej wyważone i bardziej humanitarne /dla matki!/ podejście prezentował już w latach siedemdziesiątych XX w. znakomity pediatra a zarazem psychoanalityk, dr Winnicot, który widząc jak wiele z punktu widzenia kultury, mass mediów, książek, gazet i otoczenia wymaga się od matki sformułował koncepcję "matki wystarczająco dobrej"...

Bądźmy dobrzy dla WSZYSTKICH dzieci -- w tym także dla wewnętrznego dziecka Matki (i ojca) :)))

środa, 17 listopada 2010

ŚNIENIE WOJNY

Napięcia jakie wytworzyły się w życiu publiczno- społecznym w ostatnich miesiącach w Kraju sprawiły,że pojawia się Śnienie Wojny
Za wojną (taką formułę mają marsze i anty-marsze z rozdzielającymi je siłami pokojowymi "ONZ") stoi śnienie wojny - to ono tak kusi. Tam nie ma dylematów i egzystencjalnych rozterek; tylko życie/śmierć: albo ty giniesz, albo wróg. Mit wojownika i samuraja. Prosty wybór, błyskawiczna akcja, brak konieczności refleksji.
Jak wzbudzić i zaprosić to "Śnienie", tę moc-jakość do współ-istnienia bez fizycznego zabijania?
I oczywiście pytanie: co powinno zostać zabite? Co w to miejsca ma się u-rodzić? Czy dojrzaliśmy w Europie do śmierci w wymiarze symbolicznym - do śmierci (że - niechętnie - użyję tego sformułowania) jakiejś, już dawno zużytej i wręcz śmierdzącej formuły Ego?

O Śnieniu Wojny pisze też Mindell (w "Śnienie na jawie"):
" Wojna to ludzie zabijający się nawzajem. Wojna to 'Śnienie Śmierci'.
Większość z nas nienawidzi śmierci, unikamy jej, zapominamy o niej, staramy się ją pokonać. Ale śmierć jest tylko koniecznością zmiany. Być może wojna jest śmiercią Śniącą siebie do istnienia, próbującą spowodować, żebyśmy ją zobaczyli i zdali sobie sprawę z tego, że jest nieunikniona. Śmierć otacza nas, przypomina nam, że życie jest krótkie, delikatne i zbyt wartościowe, by je marnować.
Natura dała nam wybór. Możemy wzajemnie się zanihilować jak ów przysłowiowy elektron, który uparcie utrzymuje ruch do przodu w czasie i zostaje zanihilowany przez swego przeciwnika. Możemy też prowadzić życie wzorem świadomej i elastycznej postaci, która po wejściu w pole pełne napięć przechodzi do wieczności."

poniżej wklejam jeszcze trochę o Śnieniu Wojny z książki Mindella "Śnienie na Jawie" w moim przekładzie:

"Jesteśmy zbyt wielcy i posiadamy zbyt wiele aspektów, aby tkwić wyłącznie w jednej roli. Od zmieniania roli powstrzymuje cię jedynie twoja codzienna tożsamość, upierając się przy tym, że ty jesteś sobą, a twój nieprzyjaciel jest gdzieś tam.
Pamiętasz diagramy Feynmana przedstawiające cząsteczki w polu magnetycznym? Elektron wkracza w pole i nagle kreują się role. Elektron elastyczny, o klarownym nastawieniu, wyczuwa pole, zmienia role przechwytując naturę swojego, złożonego z antymaterii przeciwnika - pozytronu i wykracza poza czas. W efekcie oznacza to, że występuje on ze swojej normalnej roli w Uzgodnionej (codziennej) rzeczywistości. Fizyka kwantowa sugeruje, że możesz uczynić to samo - możesz spróbować działać w sposób 'odczuwający' i zmieniać role!

Praca z grupą w Irlandii
Zmiana ról jest ogromną siłą, pozwala uniknąć anihilacji nie tylko w świecie cząsteczek elementarnych, ale także w procesach grupowych. Wstrząsający przykład, który miał miejsce, gdy pracowaliśmy z konfliktem w Irlandii pokazuje jak potężny efekt może mieć zamiana ról.
Pierwotnie planowaliśmy pracować w Belfaście, ale w dzielnicy, gdzie mieliśmy pracować panowało zbyt wiele przemocy, by można było zorganizować spotkanie poświęcone rozwiązywaniu konfliktów. Kilka miesięcy przed terminem seminarium w Irlandii grupa zajmująca się pracą z procesem w Irlandii zmieniła lokalizację spotkania i zorganizowała je w Dublinie. Około dwustu osób z całej Irlandii przybyło do teatru w Dublinie dokładnie na dwa dni przed podpisaniem traktatu pokojowego w 1998 roku. Pamiętam niezwykle intensywne interakcje, które pojawiały się w trakcie procesów grupowych w tamtych dniach. Po tym, jak kilka osób omówiło zagadnienia z punktu widzenia północy i południa, mężczyzna z Irlandii wszczął gwałtowny konflikt z politycznym aktywistą z Irlandii Północnej. Obaj krzycząc walczyli na słowa, a wszyscy pozostali uczestnicy stłoczyli się dookoła nich.
Obaj mówili o przejmującym bólu, jakiego doświadczyli, gdy z rąk strony przeciwnej, na ich oczach zginęli członkowie ich rodzin. Obaj odnieśli rany wskutek zamachów bombowych. Żaden nie chciał powstrzymywać swej wściekłości. Jeden z nich stwierdził, że nawet nie ma takiego zamiaru. Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat mieli okazję rozmawiać z człowiekiem z przeciwnej strony.
W pewnej chwili, mężczyzna z północy podkreślił, że chociaż jest z Wielkiej Brytanii, to nadal pozostaje rodowitym Irlandczykiem. To oświadczeniem podziałało jak wybuch bomby. Rozpętało się piekło. Mężczyzna z południa, czerwony na twarzy wykrzykiwał niekończącą się tyradę. W międzyczasie grupa zachęcała, wspierała lub wygwizdywała mężczyzn w trakcie ich kłótni. Tak bywa, gdy ujawnia się w końcu to, co pozostawało niewypowiedziane.
Ale wtedy przypomniałem sobie o świadomości i klarowności. Flirtował ze mną mocno czerwony kolor szyi jednego z nich. Później zauważyłem, że drugi mężczyzna też był czerwony. Złapałem ten najwyraźniej irracjonalny flirt i zapytałem siebie dlaczego obaj byli tacy czerwoni. Zagłębiłem się w siebie i odkryłem dlaczego ja sam byłem taki czerwony; byłem przerażony, wściekły i wystraszony przemocą oraz śmiercią. Poczułem, że nawiedziła mnie śmierć.
Zapytałem jednego z mężczyzn o tę czerwień na jego szyi, a on wprawiając mnie w szok, a wszystkich obecnych w zdumienie przestał krzyczeć. On przestał! Nagle zrobiło się cicho. Usłyszał i odpowiedział mi. Powiedział, że kilka tygodni temu przeżył zawał serca. Ujawniło się jeszcze więcej szokujących spraw. Zaraz po tej wypowiedzi, jego przeciwnik ujawnił, że cierpi na śmiertelnie niebezpieczne nadciśnienie, i że również boi się śmierci.
Nagle słowa popłynęły z moich ust. Z doświadczenia wiem, jak bolesne jest życie aktywisty społecznego, i że cierpią oni na poważne problemy zdrowotne. Krzyknąłem: "Lepiej uważaj, bo zamiast przeciwnika zabijesz samego siebie!" Wszyscy zamarli. Następnie ci niesamowici mężczyźni zrobili coś, czego nikt nie był w stanie przewidzieć.
Z jakiegoś, niewytłumaczalnego powodu, mężczyzna z południa podszedł do mężczyzny z północy. Zostawiając za sobą starą rolę, mężczyzna z południa objął ramieniem swojego przeciwnika. To mnie oszołomiło. Wszyscy byli oszołomieni. Ludzie płakali i podziwiali tych dwóch mężczyzn tworzących wzór dla współistnienia północy i południa tuż przed podpisaniem traktatu pokojowego następnego wieczora w Dublinie.
Najwidoczniej pomogłem mężczyźnie z południa przypomnieć sobie o śmierci. W tej chwili, mężczyzna z północy mógł do niego dołączyć. Tematem dyskusji było zabijanie, które rzeczywiście miało tam miejsce. W pewien sposób śmierć była obecna w toku całej dyskusji. Śmierć była wspólnym mianownikiem, Śnieniem, które połączyło dwóch przeciwników.
Tych dwóch mężczyzn odświeżyło moje nadzieje pokładane w życiu. Wiele mnie nauczyli. Pokazali mi, że ich wściekłość jest spowodowana widokiem śmierci własnych rodzin zabijanych przez przeciwnika. Nauczyli mnie, że śmierć jest wszędzie. Wojna to ludzie zabijający się nawzajem. Wojna to Śnienie Śmierci.
Większość z nas nienawidzi śmierci, unikamy jej, zapominamy o niej, staramy się ją pokonać. Ale śmierć jest tylko koniecznością zmiany. Być może wojna jest śmiercią Śniącą siebie do istnienia, próbującą spowodować, żebyśmy ją zobaczyli i zdali sobie sprawę z tego, że jest nieunikniona. Śmierć otacza nas, przypomina nam, że życie jest krótkie, delikatne i zbyt wartościowe, by je marnować.
Natura dała nam wybór. Możemy wzajemnie się zanihilować jak ów przysłowiowy elektron, który uparcie utrzymuje ruch do przodu w czasie i zostaje zanihilowany przez swego przeciwnika. Możemy też prowadzić życie klarownej postaci, która po wejściu w pole pełne napięć przechodzi do wieczności. Ta druga możliwość w ramach procesów grupowych wymaga klarowności, docierania do niezróżnicowanej esencji dialogu, zauważania co flirtuje z twoją uwagą, docierania do esencji gorących miejsc, które flirtują z grupami. Zmiany ról i podążanie za Śnieniem.
Konflikt jest najlepszym nauczycielem. Uczysz się, że jesteś czymś więcej niż tylko drugą osobą. Ty i ta druga osoba zlewacie się w uniwersalnej zasadzie, w niedualności Śnienia, niedualności zdążającej za śmiercią.

MATKA ZIEMIA --- Common Ground

Praktycznie rok temu, 16. XI. 2009 pisałem jak Matka Ziemia może pomagać w naszych konfliktach i polaryzacjach tutaj: http://robertpalusinski.blogspot.com/2009/11/uzdrawiajaca-ziemia.html - jest to dobre wyjaśnienie i kontekst dla poniższej rady Arnolda Mindell'a z moją wstawką a propos sytuacji w Polsce:

Hurrah! for US President Obama saying Democrats+Republicans must find common
ground to work together after elections divided Congress. Now? Next
...step? Someone, anyone, anywhere, please, please BE THAT COMMON EARTH


Hurra! dla prezydenta Ameryki Obamy, który powiada, że Demokraci i Republikanie muszą znaleźć wspólne podłoże (teren) pozwalające na współpracę po wyborach dzielących kongres.
Co teraz? Kolejny krok? Ktoś, każdy, w dowolnym miejscu niech stanie się - TĄ WSPÓLNĄ ZIEMIĄ - bardzo proszę.
(przewiduje się że w wyborach do Kongresu przewagę zyska opozycja Obamy komentarz - R.P.)


Robert Palusinski:
A "KTO" i Kiedy w Polsce będzie/stanie się ową "COMMON EARTH" dla PiS i PO? dla "antyfaszystów" i "narodowców"? Dla "Palaczy" i Nie-Palaczy"?
Mindell (od)powiada:
"My advice to leaders ... all of us -- go deeply inside, find that spot creating and supporting diversity of opinions and be that "earthspot" as well as the opinions. I call that the Processmind spot."
Moja rada dla liderów ... dla nas wszystkich wniknijmy w siebie, znajdźmy to miejsce, które tworzy i wspiera różnorodność zdań i stańcie się tym "miejscem na ziemi" jak również tymi opiniami. To jest miejsce "Umysłu Procesowego".

środa, 10 listopada 2010

O marszu, Sprzeciwie i Głębokiej Demokracji

Kilka refleksji o tym, na ile działania "moralnie" bądź etycznie usprawiedliwione mogą nosić takie same znamiona jak to z czym się walczy...

z mam nadzieję - nieuzasadnionymi obawami na jutro - 11.11.2010

O wychowywaniu siebie i dzieci ...

Kiedy pytano Junga (miał co najmniej 5 dzieci ze związku małżeńskiego) o wychowanie - mawiał:

Ja nie tworze na ten temat teorii (w przeciwieństwie do np. Aldera), bo dzieci reagują w 90% na naszą /...dorosłych opiekunów/ nieświadomość. Jeśli dorosły coś ze sobą robi (w sensie świadomości i rozwoju) - to jest to b. dobre dla dzieci (i świata - o ile jest to rzeczywiście doświadczenie wglądu ...)

Wielu pedagogów, psychologów, filozofów stara się obmyślić sposób takiego podejścia do wychowania dzieci, który w jak najmniejszym stopniu będzie zaburzać wyjątkowe talenty i dary z jakimi dzieci przychodzą na świat. Jest to próba wychowania niejako "poza" dotychczasowym systemem zasadniczo warunkującym. Jednak jest to ogromne zadanie. Wychowanie poza systemem paradoksalnie jest wyzwaniem dla "superrodzica" -- musi on/a być prawdziwym liderem/ką. Spójnie pokazywać to, co proponuje. np. samo Wyjscie poza system nagród i kar albo "homeschooling" już zakrawa na bohaterstwo! Nie każdy ma takie siły/moce - możliwości ... To wielki przywilej, jeśli ktoś potrafi w taki sposób zorganizować świat dla swoich dzieci -- Bo to musi być przede wszystkim spójne na wielu płaszczyznach -- gdyż dzieci wychwytują wszelkie niespójności, albo - jak mawiał Jung - reagują na to co nieświadome w nas ...

niedziela, 7 listopada 2010

GŁĘBOKA DEMOKRACJA a KRZYŻE W SZKOŁACH

Głęboka Demokracja na przykładzie krzyży i szkoły ....


Szkoła Salwator (podstawówka i gimnazjum) w Krakowie od września ma nowych właścicieli, którzy zadecydowali, że w szkole nie będą wisiały krzyże. Zdjęto je ze ścian w salach lekcyjnych podczas wakacyjnego remontu. W szkole uczy się 170 dzieci, w tym kilkanaścioro innej narodowości i religii. Jest też kilkuosobowa grupa niewierzących.
Więcej przeczytasz tutaj: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35803,8544143,Szkola_na_Salwatorze_zdjela_krzyze_ze_scian.html

lub na końcu mojegowpisu

W wydarzeniu – tak jak opisała gazeta - uczestniczą:
uczniowie
w tym: uczniowie katoliccy, u. niewierzący, u innej wiary niż katolicka
właściciele szkoły
dyrektorka
rodzice podział wg kryterium wiary – tak jak uczniowie powyżej
głos kurii
ksiądz katecheta
"duch historii" - jako wsparcie katechety (ranga)
kontekst ogólno-polski (kultura itp.)
"duch" szkoły, krzyża i ścian


Pomyślałem sobie, że z ramienia Fundacji Głębokiej Demokracji można by przeprowadzić w tej sprawie na terenie szkoły Forum Głębokiej Demokracji. Napisałem w tej sprawie emejla do p. dyrektor. Nie dostałem odpowiedzi.
Czym jest Forum Głębokiej Demokracji?


W 2004 robiłem w krakowskiej Rotundzie razem z Fundacją Efka, KPH, partią Zieloni 2004, Stowarzyszeniem Rotunda, "Forum Głębokiej Demokracji" o miejscu dla mniejszości seksualnych w przestrzeni miasta Krakowa. Było to zaraz po marszu tolerancji, gdzie nieprzychylne temu marszowi osoby rzucały w idących kamieniami. Udało się zebrać większość opcji reprezentujących scenę polityczną i społeczną miasta. Było radio, prasa i około 80 osób uczestniczących.

Jeśli chodzi o Forum, to zaczyna się ono dużo wcześniej przed samym wydarzeniem - od konsultacji i propozycji zebrania przedstawicieli wszystkich stron: nauczycieli, dzieci, właściciela, księdza, kogoś z kurii/kościoła, rodziców, osób wierzących, niewierzących, innych wyznań, (oraz – innych czynników. Istotna może być tu nawet rola krzyża i wyremontowanych ścian, które byłyby warte zareprezentowania i wysłuchania.

Wynika to z tego, że w podejściu Głebokiej Demokracji np. przy sporach o ścinanie drzew zazwyczaj obecni są "drwale" czyli osoby, które utrzymują się z takiej pracy i nie bardzo mają szansę na inną, obrońcy drzew (np. ekolodzy), prawodawcy, itd., – ale zazwyczaj nikt nie wypowiada się z roli-punktu widzenia drzewa ! A to właśnie może mieć decydujące znaczenie dla wszystkich stron.

Kiedy już wszyscy się zbiorą, dajemy sobie czas na wypowiedzenie swej opinii KAŻDEJ ze stron/ról w „polu” zdarzenia po 10 min./ osobę reprezentującą daną pozycję/stronę/rolę. (po to wymieniałem te role na początku). Później jest miejsce na wzajemne ustosunkowanie się do wypowiedzi poprzedników po 5 min. W tych wypowiedziach pojawiają się nowe elementy i nowe role -- jako facylitatorzy FORUM wskazujemy na TE elementy – i patrzymy co wywołuje najsilniejszy oddźwięk, co budzi największe poruszenie.

Następnie przechodzimy na poziom mniej "linearny" a bardziej emocjonalny i chaotyczny starając się wyłowić to, co "w tle" stworzyło CAŁE wydarzenie i co "zatrudniło" do niego właśnie tych, a nie innych aktorów dramatu ...
Rozwiązania pożądanego przez wszystkich być może nie będzie. Może nie być nawet kompromisu! Ale jest szansa na zaistnienie szczerego i bardzo głębokiego dialogu. Bo w podejściu Głebokiej Demokracji nie chodzi o receptę - ale o wzajemne relacje! One są najważniejsze. O wzajemne usłyszenie się, zobaczenie, poczucie -- o odkrycie pewnych wspólnych doświadczeń.

Np. wspólnym mianownikiem "w głębi" (w esencji) tego konkretnego zdarzenia-przykładu szkoły na Salwatorze jest dla mnie WOLNOŚĆ !!!
Dla jednych będzie to wolność do manifestowania swej wiary i religijności w bliskim kontakcie ze wspierającymi dla nich religijnymi symbolami – a dla drugich wolność OD symboli, unaoczniania być może obcej, albo niechcianej bądź nawet niemiłej im i boleśnie kojarzącej się symboliki. Może być to wolność ku np. poglądowi ateistycznemu bądź muzułmańskiemu czy jeszcze innemu.

Być może chodzi o doświadczenie wspólnego i jednoczesnego odkrycia prymarnego, esencjonalnego doświadczenia wolności istniejącej PRZED powstaniem symbolu tego czy innego i dopiero dialog, w który zostałoby włączone to wspólne doświadczenie na poziomie emocji, wspólnych przeżyć, mógłby przynieść rozwiązanie, w którym poszanowane i uwzględnione byłoby "nie" - sprzeciw obu stron ...
Bo istotne, a właściwie najważniejsze jest pytanie: czego potrzebuje mniejszość, aby mogła się zgodzić na rozwiązanie proponowane przez większość?
Tylko przy założeniu, że interesy mniejszości są uwzględnione i "zaopiekowane" możliwe jest zrównoważone (sustainable) rozwiązanie.
UWAGA: w tym przypadku mniejszością są tutaj ci, co chcą aby krzyż wisiał na ścianach klas! Przez „większość” (majority) rozujmiem tych którzy są władni decydować, a nie tych, których jest liczebnie więcej.





poniżej cd. artykułu z „Gazety Wyborczej”


Według szkoły większość rodziców jest za zdjęciem. Kilkoro napisało e-maile do dyrektorki, że woleliby, żeby krzyże w salach wisiały, ale rozumieją i przyjmują jej argumenty. Są też tacy, którzy oprotestowali zdjęcie krzyży. Szkoła mówi o kilku osobach, a protestujący twierdzą, że reprezentują większą grupę.

Na zebraniu, które dyrektorka szkoły Magdalena Siekańska zwołała, by wytłumaczyć, dlaczego w salach nie będzie krzyży, uczeń zapytał: - A gdyby cała klasa wyraziła zgodę, to krzyż jednak mógłby wisieć?

- Nie, ponieważ jutro może przyjść do klasy uczeń niewierzący lub innej wiary, a krzyż nie jest przedmiotem, który wiesza się i zdejmuje w zależności od sytuacji - usłyszał.

- Osoby innego wyznania niż katolickie mogą się czuć nieswojo w salach, gdzie na ścianach wiszą symbole religii, której nie wyznają. Sam jestem katolikiem, ale jako właściciel szkoły podjąłem się działalności, która jest służbą publiczną adresowaną również do osób innych wyznań - tłumaczy właściciel szkoły. Dyrektorka Siekańska podkreśla: - Jesteśmy tolerancyjni, otwarci na dzieci innej narodowości i wyznania.

Nie wszystkich zadowalają te tłumaczenia. - Nikt przed podjęciem decyzji z nami nie rozmawiał. Nie przemawiają do mnie argumenty, że wyznawcy innych religii mogą czuć się nieswojo w salach z krzyżem. Jestem katoliczką i wiem, że po tym, co się stało, to katolicy czują się nieswojo w tej szkole. Pod hasłem tolerancji demonstruje się nietolerancję - mówi mama ucznia z V klasy (nazwisko do wiadomości redakcji).

Ojciec ucznia tej samej klasy: - Jestem katolikiem, ale uważam, że miejsca publiczne powinny być wolne od symboli religijnych. Decyzja jest słuszna.

Krakowska kuria nie ukrywa, że dla Kościoła to "bardzo bolesna sprawa". - Nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Zdjęcie krzyży to brak tolerancji wobec katolików - komentuje ks. Tadeusz Panuś, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży. Dodaje, że "istnieje coś takiego jak słuszna obrona praw większości przed żądaniami mniejszości". Jak twierdzi, dyrekcja szkoły "wykonała wyrok na krzyżu".

Kuria zastanawia się, jakie decyzje w tej sprawie podjąć. Na razie religia jest w lekcyjnym grafiku, ale - jak twierdzi ks. Panuś - biskup może wycofać katechetę. - Szkoła musi spełnić warunki Kościoła, żeby mogła się w niej odbywać nauka religii. Nie ma mowy o szantażu, ale musimy zastanowić się nad katechezą w tej szkole - mówi.

Według Ministerstwa Edukacji Narodowej kuria może zabrać szkole katechetę, bo rozporządzenie o nauczaniu religii dotyczy tylko placówek publicznych. Szkoły prywatne na własną rękę muszą porozumieć się w tej sprawie z Kościołem.

Proboszcz parafii, na terenie której znajduje się szkoła, przyznaje, że zdjęcie krzyży to niebezpieczny precedens. - Ta szkoła w nazwie ma Zbawiciela. Mieści się też na terenie dzielnicy, która była przyczółkiem chrześcijaństwa. Przed tysięcznym rokiem działali tu uczniowie św. Metodego. Budynek szkoły stoi na dawnej ziemi zakonnej. Modlę się, żeby pamiętały o tym wszystkim władze szkoły - mówi ks. Stefan Misiniec.

Szkoła zdjęła krzyże ze ścian jako pierwsza w Krakowie i według naszych informacji pierwsza w Polsce. Rok temu batalię o to, by krzyży nie było w klasach, rozpoczęło kilkoro uczniów XIV Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu. Powołali się na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (zapadł w listopadzie 2009 roku), który uznał, że krzyże we włoskich szkołach naruszają wolność religijną uczniów. Dyrektor szkoły po konsultacjach z nauczycielami i innymi uczniami zdecydował jednak, że krzyże pozostaną.

Krakowska szkoła obiecała dzieciom specjalną salkę katechetyczną (remont zakończy się w przyszłym roku). Obok krzyża zawisną tam na ścianie symbole innych religii wyznawanych przez uczniów z tej szkoły.

POLITYCZNE POLARYZACJE a GŁĘBOKA DEMOKRACJA

Poniższy tekst powstał w dn. 20 - 21.10.2010


Głęboka Demokracja i polityczne polaryzacje w naszym kraju ...

Bliski znajomy (piszę tu bez zgody na opublikowanie nazwisk), zaraz po politycznym zabójstwie asystenta europosła PIS-u w Łodzi przesłał do mnie takie oto zapytanie:


Pytanie polityczne mam ;)
O tym co sie dzieje ostatnio w kraju nadwislanskim.
W sensie, ze jedni drugim zarzucaja manipulacje i nienawisc, a drudzy jednym to samo. Jedni mowia "myslcie samodzielnie i nie sluchajcie radja maryja i nie ogladajcie telewizji trwam", a drudzy mowia "myslcie samodzielnie i nie czytajcie gaz...ety wyborczej i nie ogladajcie tvn". W sumie symetria taka chyba...
Co koncepcja glebokiej demokracji moglaby na to poradzic radzi - w teorii i praktyce?


Uprzedzając swoją odpowiedź – najpierw dla czytelników bloga - pokrótce o tym, co to jest Głęboka Demokracja.

Idea Głębokiej Demokracji jest zdobywającym coraz większą popularność podejściem, które zakłada, że we współczesnym świecie muszą być reprezentowane i przedstawione wszystkie stanowiska oraz głosy, w szczególności głosy grup i osób marginalizowanych, defaworyzowanych oraz świadomie bądź nieświadomie wykluczanych społecznie. Co więcej, idea głębokiej demokracji idzie dalej wskazując na konieczność włączenia w dyskurs społeczny naszych emocji, które powstają w wyniku niemożliwych do uniknięcia i wyeliminowania różnic społecznych, kulturowych, barier, rang i przywilejów bardzo często niezbyt skutecznie maskowanych stosowaną polityką politycznej poprawności. Głęboka Demokracja działa na wszystkich poziomach – a więc także na poziomie wewnętrznym i zewnętrznym – oznacza to, że „większość” istnieje także w psychice każdego człowieka, skutkiem czego sami mamy tendencję do marginalizowania i niechęci do „niechcianych” i nie lubianych części (aspektów) naszych osobowości!
Praktyka pracy z licznymi konfliktami stosowana z zastosowaniem Głębokiej Demokracji udowadnia, że pomijanie lub choćby niedostateczne usłyszenie głosów mniejszości jest przyczyną nie tylko zubażania różnorodności społeczeństwa, ale także powoduje frustrację grup o mniejszym dostępie do władzy i decydowania wiodącą do aktów świadomego bądź nieświadomego sabotażu a nawet terroryzmu. W tym paradygmacie WSZELKIE podejmowane decyzje MUSZĄ być poprzedzone pytaniem skierowanym do mniejszości, które brzmi: co WAM jest potrzebne, abyśmy mogli razem wprowadzać podjęte decyzje (zamierzenia) w życie? I nie chodzi rzecz jasna tylko o pytanie, ale o spójną odpowiedź oraz konsensus zapewniający stronę mniejszościową, że owe potrzeby – postulaty zostaną spełnione!



A oto moja odpowiedź na pytanie (całość potem rozwinęła się w "trialog"):

Robert Palusinski:
W teorii pracy z procesem i w praktyce Głębokiej Demokracji nazywa się to "Ghost-Role" czyli rola-duch. Jeśli dwie osoby/partie/grupy stawiają sobie ten sam zarzut – w tym przypadku manipulacji - (tak jakby postwiły przed sobą lustro ), oznacza to, że nikt z nich świadomie nie chce oznajmić: „TAK JESTEM MANIPULANTEM i nienawidzę aż do zabicia przynajmniej jakiejś części i aspektu w was. Manipuluję, bo lubię rządzić i upaja mnie władza. Chcę jej mieć jak najwięcej!" Oświadczenie podobnej treści byłoby zamplifikowanym (wzmocnionym) głosem pewnej bardzo niepopularnej częsci-aspektu w naszym życiu (tak osobistym jak i politycznym!) Jeśli nikt tego nie zrobi świadomie (a przecież to bardzo politycznie niepoprawne jest!) - to ten sam komunikat płynie w postaci podwójnego sygnału czyli obustronnego zarzutu o tej samej treści – tle, że raczej nieświadomego. Dopiero ujawnienie, czyli uświadomienie "ducha" (disclosure) pozwoli coś z nim zrobić - bez tego co najwyżej zejdzie on do podziemia...Zobacz więcej


M. W.: Politycy politykami - rozumiem, ze wszelkie "zlo" wyprojektowuja na konkurentów. Ale jest tez jeszcze lud, ktory zajadle obstaje przy jednej z partii (albo prawdopodobnie bardziej przeciw drugiej) - i to jest, moim zdaniem, gorsze. O co nam w tym chodzi?


Na tym etapie włączyła się jeszcze jedna osoba do dyskusji:

A. K.: zgadywałbym, że o to, że "ktoś - ktoś inny, nie my/ja - musi być _winny_ temu, co się dzieje (a dzieje się źle)" (20 październik o 15:22)

odp.:
Robert Palusinski
Przychylam się do zdania A. W moim rozumieniu politycy to także "my-naród-lud" -- oni są jakby publicznymi "wypustkami" opcji/energii obecnych w nas-lud'_zie. My jako ludzie też widzimy że on/a jest "nie-taki" jak należy z tym jego 'beret...em' czy innym atrybutem :) Teoria pola (także społecznego) zakłada, że wszystkie obiekty zbioru posiadają (holograficznie) wszystkie jego cechy. Niektórym z nich jest bliżej do oficjalnego reprezentowania pewnych cech/atrybutów i łapią się na te funkcje (to są politycy) a innym jest bliżej do wyrażania innych (np. najbardziej niechcianych cech/energii) atrybutów. Z tych wypartych ze świadomości energii, na krawędzi zbioru tworzą się "cienie miasta", w ekstremalnych przypadkach dają wyraz w szokującej formie -- np politycznym morderstwem czy terrorem! Uważam, że czasami za ludzi robi to także przyroda i technika. (Jung to nazywa synchronicznością...)

#
M. W.
Mysle, ze politycy to jednak maja tez inne specyficzne stresy i interesy niz (swiadome i nieswiadome) reprezentowanie narodu - w tym kontekscie uwazam, ze nie sa perfekcyjnymi reprezentantami "ludu"
Z teoria holografu sie zgadzam, ale w te...j konkretnej rzeczywistosci to jak dla mnie ona wiecej rozmywa niz wyjasnia.

Myslicie, ze o zwalanie winy na innych chodzi?
Ten konflikt ma chyba wiele podlozy i jest chyba ciagle konsekwencja zmian ustrojowych (choc patrzac na historie to chyba zawsze lubilismy miec wewnatrznarodowy konflikt) - wszyscy chcemy, zeby bylo nam lepiej. Jedni chcemy, zeby bylo lepiej-nowoczesniej, a drudzy chcemy, zeby bylo lepiej-bogobojniej (a moze to tylko moj kawalek holografu? ;) ).Tylko zamiast sie targowac jakos, to obrzucamy sie g... - czemu?
Jakas konstruktywna rada, ktora mozna realizowac w swojej mikroskali?

#
A. K.:
‎'zwalanie winy' nie do końca oddaje intencję, z którą pisałem poprzednią wypowiedź. nie bardzo wiem skąd tak duża radykalizacja emocji targających polskim społeczeństwem, ale mam głębokie przeświadczenie, że jest to związane z dużym poczuc...iem niesprawiedliwości, nieprawości, krzywdy po prostu, odczuwanym przez wiele grup jednocześnie. każda z tych grup poszukuje poprawy tej sytuacji i naprawienia szkód, przy czym ze względu na różne rozumienie szkody wszystkie te grupy pozostają między sobą w konflikcie. najprostszym sposobem, i też w pewnym sensie najbardziej oczyszczającym (na krótką metę, ale tego nikt nie widzi), wydaje się być wykluczenie ze społeczności tych, którzy za obecny stan rzeczy odpowiadają - stąd głównie panująca retoryka 'przeciw' a nie 'za'. jednocześnie ponieważ w dyskursie nie istnieje jakikolwiek metakomunikator, odpowiednik 'wielkiego umysłu', toteż nikt nie widzi, że działanie na zasadzie akcji i reakcji tylko eskaluje konflikt, że przypadkowe (pozornie, bo być może to właśnie synchroniczności) zdarzenia - jak katastrofa samolotu - stają się narzędziami w tej walce. być może gdyby, wzorem forum Głebokiej Demokracji - każda ze stron (ile ich tak naprawdę jest? na pewno więcej niż te dwie najbardziej widoczne) mogła powiedzieć o swoim doświadczeniu krzywdy, ale i o korzyściach, które odniosły z ostatnich dwudziestu lat, być może wtedy jasne stałoby się, że nie ma 'winnych', jest tylko proces, w którym wszyscy bierzemy udział i obieramy różne role. Być może łatwiej byłoby zrozumieć, że dając przestrzeń jednocześnie zyskuje się ją dla siebie i znaleźć więcej wspólnych mianowników i możliwości budowania wspólnoty i poprawiania sobie życia, niż tylko hasłowe 'zgoda buduje, bo polska jest najważniejsza'.
tak mi utopijnie przyszło do głowy. tylko tyle, że pewnie bardziej ma to szansę zadziałać w skali osiedla, gminy, małej społeczności, niz całego kraju - nawet biorąc model holograficzny za obowiązujący...

#
M. W. ja to ciagle nie moge sei nadziwic, ze dwa najbardziej widoczne (bo faktycznie jest ich wiecej) nurty mowia to samo: ci drudzy sa zagrozeniem dla demokracji. Moze my sie boimy poprostu?

#
Robert Palusinski:
Nie, nie. W samych oskarżeniach nie dostrzegam strachu. Moim zdaniem to duch "dyktatora", który nie może się ujawnić wprost. I on jest tym domyślnym zagrożeniem. A jest przy tym ciągle obecny zarówno w polityce jak i w tradycji. W ostatnich czasach najwyraźniejszy był Jaruzelski -...- jednak zobacz także, co się dzieje , po pewnym czasie (np. po 2 latach) po tym jak różni inni ludzie dochodzili do władzy (np. Wałęsa - czy ostatnie "dopalaczowe", "marsowo-wojenne" prężenie się postury a la "szeryf" Tuska). W miarę oświeconą dyktaturę reprezentował Piłsudski (jedyny co dobrowolnie z władzy zrezygnował – nie miał potem procesów karnych czy rozliczeniowych !)
W zbiorowej nie-świadomości tęsknota za pełnią władzy przejawia się w postaci Imperatora z „Gwiezdnych Wojen”, czy podobnych mocy z np.: „Władcy Pierścieni” (Saruman), dostępem do tego archetypu również żywi się popularny mit wszechmocnego i długożyjącego Wampira a na poziomie praktycznym i powszechnym ma to miejsce w fantazjach submisywnych oraz sub-kulturze Sado-Masochistycznej.
Politycy są ludźmi i dlatego nie mogą być wolni od wpływu archetypów, w mitu tym absolutnego monarchy - dyktatora (ilustruje go "Imperator", ale też Bóg monoteistyczny, który pokonał wcześniejsze religie animistyczne i politeistyczne ). Jednak nawet gdyby wiedzieli, że „to” ma wpływ na ich psychikę, to nie mogą o tym powiedzieć, bo okazaliby się skończeni jako politycy!
Do tego wszystkiego dochodzi projekcja "gwiazdy" o czym ładnie pisała w "Ścieżkach Snów" M.L. von Franz. Ludzie projektują swoją chęć władzy i własną moc na polityków! To stąd głównie wzięło się posłuszeństwo np. wobec Hitlera. Ludzie utożsamiają się z (potencjalnym) Dyktatorem, pragną go, a on identyfikuje się z projekcją swoich "wyborców"!
W terminologii Melanii Klein nazywa się to "identyfikacją projekcyjną" a w pracy z procesem "zaśnieniem" (dreaming up). To są ogromne siły na poziomie nieświadomości zbiorowej którym podlegają zarówno jednostki jak i grupy/zbiorowości. Jedyne lekarstwo to świadomość tych współ-oddziaływań -- ale tej nigdy nie było zbyt wiele :( Ponadto musi być to samoświadomość powstała z wglądu i doświadczenia, bo nawet jak polityk przeczyta niniejszy tekst, to i tak wkrótce o nim zapomni. Dzieje się tak ponieważ, jak mawiał C. G. Jung: "To nie my mamy kompleksy, to kompleksy mają nas". A kompleksy generowane przez archetypy i zbiorowości są najsilniejsze (bo wzmacniane/multiplikowane).

#
Robert Palusinski Aha, no i oczywiście tęsknota za dyktaturą bywa całkiem otwarta. Obecnie ludzie fascynują się postaciami Franco, Pinocheta, że nie wspomnę o innych... Zastanawiam się, czy nie stoi za tym - paradoksalnie - tęsknota za państwem opiekuńczym, za Wielką Matką, która za "nas" (poprzez „dyktatora”) zadecyduje, a my nie będziemy musieli bezustannie stawać przed bolesnymi nieraz dylematami wyboru ...

#
M. W. No tak. W sumie demokracja (pomijajac starozytnych) to bardzo świeży ustrój i archetyp monarchy napewno sie nie zdezaktualizowal. Wiec odpowiedzialnosc za wszystko chcemy na innych zrzucac.
Ghandi to byl gosc - czemu Tusk tak nie moze? ;p


#
A. K.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8546268,Kaczynski__Kolejna_tragedia__ktora_wynika_z_kampanii.html
to oczywiście tylko przykład obecnej po obu stronach barykady (tu ukłon dla Markowej symetrii) ogólnej tendencji tak drastycznego okopywania się w swojej wizji świata, że odnoszę wrażenie, że jakikolwiek dialog przestaje być możliwy... ciekawe - co musiałoby się teraz stać, żeby dialog w ogóle zaistniał?

#
A. K. może i niezła próba, szkoda tylko, że z podwójnym sygnałem i wykorzystaniem rangi tego "lepszego", "bardziej wyrozumiałego"... http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8544817,Schetyna__To_niewazne__ze_zaczal_PiS__Wszyscy_powinni.html

#
Robert Palusinski (do pierwszego z pytań): Jeśli w „Uzgodnionej Rzeczywistości” się nie udaje, sięgasz do Krainy Snów a dalej do Esencji... Pytanie, jakiej przestrzeni (i jakiego wsparcia) potrzebuje Jarek, aby dotrzeć do tego źródła, co poniżej UR i jego persony ? -- Analogicznie ma się to oczywiście do Tusk'a.


#
Robert Palusinski
co do cytatu (z linka): Taaak, podwójne sygnały, rzeczywiście wyraźnie wskazują na pozycję "wyższościową" strony "proponującej" spotkanie.
I jeśli taki "podwójny" sygnał (świadczący o tym, że traktuje się "partnera" "z góry") się pojawia czyli cyt.: "Czy starczy mu odwagi, by przyjść do Bronisława Komorowskiego” - pytała Olejnik.
Na co padła odpowiedź:
Jeśli przyjmie zaproszenie, to ...okaże się, że możemy coś wspólnie. Że z tragedii wyciągamy wnioski. Jeśli ręka Komorowskiego będzie odepchnięta, to znaczy, że nic się nie zmieni - dodał (Schetyna)".

to nie należy się dziwić, że druga strona nie chce "przyjść" na spotkanie !!!

W tym przypadku pozornie "ukryty" komunikat stojący za tą krótką wymianą zdań brzmi: "Jarku, jak nie przyjdziesz, to jesteś tchórzem"... Przykre, że Schetyna w żaden sposób nie reaguje na insynuacje Olejnik !!! Inna - i to smutna bardzo - sprawa, że nikt polityków nie uczy wrażliwości na takie niuanse i przekazy :(((

PO ZABÓJSTWIE POLITYKA PIS W ŁODZI ...

20 październik o 13:15

Może uda się jakoś zamodelować sposób wyrażania tego, co dotychczas niewyrażalne. Może ludzie nauczą się w końcu "zabijać" to co być może faktycznie powinno umrzeć - jednak bez uszkadzania swoich bądź cudzych ciał, uczuć i dusz?


Thinking about Deep Democracy Open Forum (possibly broadcasted) where all cruel, murderous, power-greedy and full of hatred GHOST-ROLES dwelling in polish political field would have opprtunity to freely express whole hidden meaning presented in reciprocal accusations ...
*

* Crossing the edge while expressing unwelcommed view points seems to be always temporarily painfull, yet the price could be huge liberation from the burden, taking off the yoke of projected and pressing uncouncious material ...

Maybe people wil finally learn how to "kill" what should be killed without harming and hurting human (and animal) bodies, feelings and spirit?