poniedziałek, 29 listopada 2010

Z Cyklu "O wychowaniu ..."

Ostatnio wpadł mi w oko cytat autorstwa Jean Liedloff autorki skądinąd bardzo inspirującej książki pt. "Koncepcja Kontinuum"
cytat brzmi następująco:
"w toku ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci doprowadzałyby swoich rodziców do szału - to byłoby wbrew logice"


Zdanie brzmi zachęcająco, ale raczej nie współgra z ludzkim doświadczeniem z punktu widzenia matki, ojca czy opiekuna - rodzica. Najpierw sprawdziłem, czy autorka jest matką/rodzicem bądź opiekunem i okazało się, że nie. To akurat (przynajmniej jeżeli o mnie chodzi) sporo wyjaśnia.

Współczesna zarówno psychologiczna jak i neurologiczna wiedza o emocjach wskazuje na fakt, że większość (o ile nie WSZYSTKIE) naszych reakcji EMOCJONALNYCH jest WBREW logice!!! Emocje nie powstają tam, gdzie króluje "logika". W sytuacjach, w których zdarza się, że człowiek bywa doprowadzona/y "do szału" nie może być mowy o logice. To zupełnie dwa odmienne obszary. Wydaje się, iż to zdanie może sugerować, że autorka nie miała doświadczenia ciągłego przebywania (24h/dobe), dzień po dniu, miesiąc po miesiącu - w kontakcie z niemowlakiem i dzieckiem w wieku poniemowlęcym. (Np. jako jedyna opiekunka bez silnego wsparcia z zewnątrz). Z książki na przykład wynika, że macierzyństwo jest doświadczeniem znanym jej z obserwacji.
Można także podejrzewać, że autorka nie wie SKĄD mogą brać się aż tak silne reakcje emocjonalne u matek/ojców.
Kiedy zachodzi taka sytuacja, że nagle rodzic bywa "doprowadzony do szału" i chce np. potrząsnąć dzieckiem (lub znacznie gorzej!), to wówczas WCALE nie chodzi wyłącznie o obserwowane zachowania dzieci !!! Wcale nie chodzi o to, co takiego robią (zazwyczaj "przeciw nam") dzieci! W takich sytuacjach bardzo często "wzbudzane" są emocjonalne stany z NASZEGO własnego niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa. I to właśnie te, wczesno-dziecięce wspomnienia aktywizują się w układzie limbicznym na poziomie nieświadomym, doprowadzają do wyładowania (acting out) "włączając" pierwotne reakcje emocjonalne, które omijają naszą korę, gdzie może funkcjonować "LOGICZNE", racjonalne myślenie. W takich sytuacjach logika nie ma nic do powiedzenia -- w układzie limbicznym, takie coś po prostu nie istnieje.

Ponadto mało kto posiada świadomość faktu, że zajmując się małym dzieckiem same/i jesteśmy poniekąd w regresie do tego wieku! (A przynajmniej duża część nas) To akurat bywa i przeszkodą, i pomocą - gdyż umożliwia lepsze empatyzowanie z maluchem!

To co smutne, to również fakt, że cytowana opinia implikuje konieczność bycia "matką ewolucyjną" i wpędza w poczucie winy tych opiekunów/opiekunki, które/zy nie raz i nie dwa się wściekli. Jest to trochę podobne do obrazu idealnej matki kreowanej przez kolorowe czasopisma, do którego to wizerunku "należy się" dostosować.

O wiele bardziej wyważone i bardziej humanitarne /dla matki!/ podejście prezentował już w latach siedemdziesiątych XX w. znakomity pediatra a zarazem psychoanalityk, dr Winnicot, który widząc jak wiele z punktu widzenia kultury, mass mediów, książek, gazet i otoczenia wymaga się od matki sformułował koncepcję "matki wystarczająco dobrej"...

Bądźmy dobrzy dla WSZYSTKICH dzieci -- w tym także dla wewnętrznego dziecka Matki (i ojca) :)))

3 komentarze:

  1. Myślę, że Liedloff chodziło tu o logikę w dużo szerszym kontekście: wbrew logice, ale nie pojedynczego człowieka, ale przyrody, przetrwania gatunku itd. Czytałam dokładnie całą książkę i tak to widzę.

    Kasia Janusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej się nie zgodzę: jeśli tak dużo rodziców bywa "doprowadzana do szału" - to znaczy, że jest to zgodne z logiką przyrody (inaczej takie reakcje wygasłyby w toku ewolucji lub gatunek by nie przetrwał).
    Jest jeszcze jedna rzecz zawarta w ww cytacie: "Jeśli się jako matka wściekasz - to "coś" z tobą jest nie tak, jesteś wbrew logice przyrody, itp. Co jest kolejnym kamyczkiem budującym subtelne poczucie winy u matki, która nie potrafi być zawsze i wiecznie kochająca, czuła, itp.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też uważam, że chodzi o szerszy punkt widzenia. Panie Robercie, patrzy pan na tę kwestię przez pryzmat kultury zachodniej, komercyjnej, ukierunkowanej na wychowywanie idealnych i samowystarczalnych robotów. Kultury tzw prymitywne, społeczności plemienne skupiają się dużo bardziej na życiu w grupie. W takich grupach, żadna matka nie jest pozostawiona sama sobie na długie miesiące. Nikt nie oczekuje od niej, że będzie idealnie wyglądać, że dziecko będzie idealnie czyste, śliczne, a jego rozwój będzie postępował książkowo wg. standardów określonych w podręcznikach naukowców. W społeczeństwach prywatnych to przyroda, natura jest miernikiem czasu, potrzeb, rozwoju etc. Tam matka jest dla dziecka w sposób naturalny pozwalając dziecku na to by rozwijało się zgodnie ze swoim biologicznym rytmem. W kulturach plemiennych dziecko nie jest dla matki jako gadżetem - bo tak w wielu wypadkach postrzegane jest współczesne rodzicielstwo kultury zachodniej. Nie dziwią mnie sfrustrowane matki. Sama byłabym sfrustrowana gdyby wymagano ode mnie godzenia kilku ról jednocześnie i to najwyższym poziomie. Żaden człowiek nie jest w stanie temu podołać. Kultura zachodnia wcale nie jest kulturą wyższą. Sami kręcimy na siebie bicz.

    Hania Sternik

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz - twoja opinia/zdanie jest dla mnie ważne !