Szczepionka
jako inicjacja …
Mocno (choć w miarę internalizowania zagadnienia, coraz słabiej) porusza mnie kontrowersja związana ze szczepieniem dzieci
ostatnimi czasy. Szczególnie zaś dość powszechna akceptacja przymusu
szczepień i zdecydowane oraz
radykalne zwalczanie opinii sprzeciwiającym się szczepieniom.
Nawet
sam postulat wolności wyboru „szczepić – nie szczepić”
wzbudza emocjonalne
reakcje mówiące o zagrożeniu status-quo większości grupy ...
Medytowałem
nad tym dlaczego tak jest.
Jednym
z najgłębszych, symbolicznych wydaje mi się być ryt inicjacji na
głęboko nieświadomym poziomie tak zbiorowym jak i indywidualnym.
Inicjacja
w społecznościach plemiennych praktycznie zawsze wiązała się z
ingerencją w ciało. Z jego przemianą. Od obrzezania, podcięcia,
skaryfikacji, tatuaży itd. do wybijania zębów, czy zadawania
cierpień związanych z ranami i bliznami.
Nacisk
społeczny danego plemienia na to, by każdy/każda poddała się się
rytuałowi inicjacji był ogromny. Bez przejścia rytu inicjacji nie
było się „człowiekiem”.
Co
więcej – inicjowane dziecko, szczególnie płci męskiej w
rycie inicjacji stawało się „własnością” plemienia będąc
odrywanym od rodziców – a szczególnie matki. Inicjowany umierał,
by odrodzić się w nowym stanie, w nowej pozycji społecznej.
„Pradawna
historia oraz rytuały
współczesnych kultur plemiennych dostarczają nam bogactwa
materiałów mówiących o mitach i rytach inicjacyjnych, gdzie
młodzi mężczyźni
oraz kobiety zostają odseparowani od swych rodziców, po czym z
użyciem siły czyni się z nich członków klanu bądź plemienia.
Jednak w trakcie takiego zrywania ze światem dzieciństwa zostaje
uszkodzony pierwotny archetyp rodzica i to uszkodzenie musi zostać
naprawione przez uzdrawiający proces asymilacji do życia w grupie.
(Tożsamość danej grupy oraz jednostki często bywa symbolizowana
postacią zwierzęcia totemicznego.) W ten sposób grupa zaspokaja
roszczenia uszkodzonego archetypu i staje się swego rodzaju drugim
rodzicem, któremu młody człowiek symbolicznie się ofiaruje, aby
ponownie wyłonić się ku nowemu życiu.
Po
tej „drastycznej ceremonii, wyglądającej jak ceremonia złożenia
ofiary mocom, które mogą zatrzymać młodzieńca” - zauważył dr
Jung - widać, że siła pierwotnego archetypu nigdy nie może zostać
przezwyciężona na trwałe (co sugeruje walka bohatera ze smokiem)
bez kaleczącego poczucia oddzielenia od ożywczych mocy
nieświadomości.” (Henderson
w „Man and His Symbols”)
Szczepienie
dzieci pod względem symbolicznym jest identyczne.
W
szczególnym, inicjacyjnym otoczeniu (biel, kitle personelu, postacie prowadzących ceremonię szamana-lekarza i szamanki-pielęgniarki + narzędzia, przybory inne
niż w domu, itd.) następuje
oderwanie od rodzica oraz
ingerencja w ciało przez
innych niż rodzic członków plemienia. Jest to
rzeczywiste przebicie bariery skóry (granica)
igłą oraz wtłoczenie
trucizny - czynnika
chorobotwórczego, który ongiś i
w innych okolicznościach
stanowił śmiertelne zagrożenie dla życia.
Jest
to więc (obecnie dość
odległy)
rodzaj kontaktu ze śmiercią/umieraniem – jak w rycie szamańskim,
dionizyjskim czy orfickim.
Pojawia
się tu także
motyw „odebrania” dziecka rodzicom, gdyż prawo społeczne
(grupy, plemienia), przymus i
obowiązek względem grupy są
silniejsze i ważniejsze od
woli czy prawa rodzica...
Dopiero
w tym kontekście absolutnie zrozumiały jest dla mnie nacisk
większości społeczeństwa (plemienia) na to, by każdy
członek/członkini przeszedł tę inicjację. Z punktu widzenia grupy, nie-inicjowany/a
niesie potencjalne zagrożenie dla całej społeczności (symboliczny
obraz sprowadzenia
epidemii-zagłady na
wszystkich),
co oczywiście grozi
wykluczeniem lub represjami!
Choć
w tym postępowaniu istnieje racjonalność – to jednak skala
wzbudzanych emocji w przypadku kontra-wersji (czyli
np. bunt sprzeciwiającego się rodzica)
wskazuje na fakt, że dominującą rolę odgrywają czynniki
irracjonalne, symboliczne,
kierowane mocą archetypów,
zaś argumenty rzeczowe są raczej racjonalizacjami post-factum niż
racjami …
Dzisiaj ponownie zrozumiałem przez doświadczanie jak potężne są pradawne archetypy i obrzędy –
choćby przybierały najnowsze, symboliczno-obrzędowe przebrania. Co też dało mi kompletnie nową perspektywę oglądu tego zagadnienia …
"Wklejam" poniżej (za zgodą autorki) komentarz, jaki otrzymałem na FB:
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili chciałam zaprotestować... ale przeczytałam powoli sugestywny tekst Twojego bloga, pełen wymownych obrazów i szczegółów. Przypomniałam sobie moje własne uczucia, gdy dowiedziałam się, na czym będzie polegało szczepienie przeciw ospie. Byłam już duża, chodziłam do szkoły. Widziałam u mamy charakterystyczne kółeczko na ramieniu - bliznę poszczepienną. Mama powiedziała, że kiedyś ja też będę taką miała.
Śliczna pani higienistka w szkole zabrała całą klasę, małymi grupami i objaśniła, jak to będzie wyglądało. Że zarysuje skórę skalpelem, że to prawie nie boli, potem wetrze w nią szczepionkę, to może trochę szczypać, a potem przestanie i po kilku tygodniach zrobi się blizna, która będzie już na zawsze i świadczy o naszej odporności na chorobę, bo po to jest szczepienie.
Poczułam gniew, że ja nie chcę żadnej blizny i nikt mnie o zdanie nie pyta... I że tak można nie liczyć się z moją opinią i po prostu zdecydować za mnie. Ale wiedziałam od mamy, że szczepieniu TRZEBA się poddać. I postanowiłam być dzielna. Niektóre dzieci płakały, bo się bały, a i ból jakiś był, wbrew zapewnieniom. Zupełnie nieznany. Przerażający widok skalpela, widziałam go wtedy pierwszy raz w życiu... Milczałam i nie płakałam, choć było to okropne, myślałam o bliźnie, którą będę miała, tak jak mama, i że nie ma od tego odwrotu. Byłam zła, że pani higienistka kłamała, to nie było "lekkie pieczenie", po wtarciu szczepionki poczułam rwący ból z drętwieniem w całym dziecięcym ramionku.
A kiedy to wszystko przeszłam, czułam niezwykłą dumę, że teraz jestem już taka jak mama i że byłam dzielna...
Czekałam na bliznę, która się praktycznie nie pojawiła, a chciałam wierzyć, że będzie. Nie była widoczna przez wiele lat. Teraz już jest. Rzeczywiście było to niczym rytuał inicjacyjny, pamiętam dość dobrze.
A na ospę zachorowalam i tak. Pomimo szczepienia.
Ilona
Hahaha, tak zabawnego tekstu o szczepionkach jeszcze nie czytałem :)
OdpowiedzUsuńCo konkretnie jest zabawnego? Zachęcam do przejścia od poziomu ogólnego do bardziej szczegółowego/konkretnego.
Usuń