wtorek, 22 maja 2012

WIZJE EKOWIOSKOWE II (wersja uzupełniona i poprawiona)

(...) Chociaż powstają one (powszechnie akceptowane idee) w określonym czasie, to są i zawsze były bezczasowe; wyłaniają się z tego obszaru pro-kreatywnego życia psyche, z którego efemeryczny umysł pojedynczego człowieka wzrasta na podobieństwo rośliny, rozkwita, wydaje owoc i nasienie, a później usycha i obumiera. Idee wyskakują ze źródła, które nie mieści się w zakresie osobistego życia pojedynczej osoby. My nie tworzymy idei; to one nas tworzą.
C.G. Jung; ("Modern Man in Search of a Soul" Harcourt, Brace&World, Inc. p.115) To jeden z moich ulubionych cytatów, pokazujący podejście Junga do „swojej” pracy, twórczości, teorii i osiągnięć.



W pierwszej wersji tego tekstu napisało się, że jest to „nasza wizja”, ale tak naprawdę jest to pewien zlepek, kolaż od dawna istniejących i obecnych na naszej planecie idei z niewielkim procentem oryginalnych przemyśleń przefiltrowanych przez własne doświadczenia oraz lekturę tekstów, które wcale nie należą do „nas”.
Jeśli ta wizja komukolwiek posłuży – to będzie cudownie! Oby wspólnota podzielająca idee zawarte w tej wizji powstała na ziemiach „polskich”. Czy ja i ty będziemy jej uczestnikami – współmieszkańcami?
Jeszcze tego nie wiem/y.
Jeśli tak – to cudownie. Jeśli nie – to także cudownie. Ten tekst pisany jest z intencją materializacji zawartych w nim tendencji do zaistnienia w trwałej formie gdziekolwiek i kiedykolwiek przez kogokolwiek.
Niech tak się stanie.



PODŁOŻE WIZJI, albo wstęp

Wraz z postępami tak zwanej „CYWILIZACJI” ludzkość straciła łączność i poczucie związku z Naturą i samą Ziemią na której żyje. Wiele wskazuje na to, że ten brak związku czyli „WY-NATURZENIE” pozwolił na to, że nadużywamy zasobów i możliwości naszej Planety. Żądza posilania się, która u naczelnych motywowana był potrzebą nasycenia żołądka, przekształciła się w nienasyconą żądzę posiadania. Sama chęć posiadania nie jest nowa. Dawniej posiadano niewolników – innych ludzi, a teraz niewolnikiem stała się Planeta. Jako gatunek (przynajmniej w uprzemysłowionej części świata) nastawiliśmy się na coraz większą konsumpcję i stale wzrastające „potrzeby”. Po części jest to efekt marketingu, a po części pragnienie zapewnienia sobie (złudnego) poczucia bezpieczeństwa dzięki (na)gromadzeniu bogactw. Ciekawe, że większość tych bogactw wcale nie istnieje, ponieważ żyjemy w wielkiej iluzji posiadania obiektów, którym wyłącznie cywilizacja nadała wartość (np. „złoto”) lub pieniędzy nie mających pokrycia – bez kontekstu cywilizacyjnego złoto i pieniądze tracą na wartości. Od wielu lat żyjemy w realiach „ekonomi długu” i wielu ekonomistów twierdzi, że dziś prawdziwych pieniędzy już niema.
W książce „Sustainability and Ecology at the ZEGG Community”, mój przyjaciel Achim Ecker pisze:
„Globalizacja nastawiona na zysk, poddana prawom rynku, oznacza nowy szczyt ludzkiego szaleństwa. Tak zwane wojny przeciwko terroryzmowi są jednym z objawów tej choroby. Te wojny demaskują podstawowe mechanizmy kapitalizmu, ukierunkowane na zabezpieczenie dostępu do zasobów naturalnych i nowych rynków zbytu. Terroryzm najlepiej zwalczać poprzez realizację globalnej sprawiedliwości oraz walkę z ubóstwem i analfabetyzmem.”
Nienasycony, globalny konsumpcjonizm 20% światowej populacji, która zużywa 80% zasobów planety musi rodzić sprzeciw pozostałej części populacji objawiający się chociażby aktami terroru. Jednak na tej planecie nie tylko ludzie mają coś do powiedzenia. Żyjemy w zamkniętym systemie z innymi gatunkami, wodą, powietrzem, ogniem i samą Ziemią. Wydaje nam się, że one nie mają głosu. To jednak tylko jednostronna głuchota. Planeta przemawia poprzez Żywioły: tsunami, huragany, trzęsienia ziemi, wulkany, wymieranie gatunków, zubożenie „zasobów”, powolną agonię, itd.
W opisywanej tutaj Wizji nie chodzi o bezpośrednie ratowanie Planety i nie chodzi o zmniejszenie emisji CO2 - chodzi raczej o zachowanie ludzkości – o ile to w ogóle możliwe. Ludzkość jest tutaj rozumiana zarówno w sensie wewnętrznym, jak i zewnętrznym, ponieważ postępująca globalizacja, przymus coraz większej produkcji i konsumpcji wiąże się z coraz większą dehumanizacją (od-człowieczeniem). Nasza Planeta, dawała sobie radę w początkowych konwulsjach swych narodzin 4-5 miliardów lat temu i NA PEWNO da sobie radę za kolejny Miliard lat. Ale czy ludzie, podobni pchełkom na JEJ powierzchni dadzą sobie radę? Trudno odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystko wskazuje na to, że chorujemy na uzależnienie od konsumpcji i od mechanizmów zaprzeczania temu „nałogowi” zasugerowanych nam przez służby marketingowe. „Twarda Ścieżka” pracy z osobami uzależnionymi polega na tym, że można z nimi pracować dopiero wówczas, gdy naprawdę sięgną „dna”. Gdy upadną tak nisko, że odkryją, że dalej staczać już się nie da. Wcześniejsze próby będą skazane na porażkę, ponieważ uzależniony/a funkcjonuje w mechanizmie zaprzeczeń twierdząc całkiem racjonalnie, sensownie i elokwentnie, że „nie jest uzależniony”.
Nasza „cywilizacja” wciąż znajduje się na etapie wyparć i zaprzeczeń. Dotyczy to nas wszystkich - nawet gigantyczne korporacje (jako żywe organizmy) nie chcą zobaczyć, że tną gałąź na której siedzą. Wygląda na to, że jako ludzkość nie dosięgnęliśmy jeszcze dna i mając w pamięci okropieństwa różnych kryzysów oraz wojen z przerażeniem zastanawiam się nad tym, czym będzie to dno, które pozwoli na otrzeźwienie i ciężką pracę nad wychodzeniem z nałogu – opisanego uzależnienia.
Możemy dyskutować, czy i kto ma ograniczać emisję CO2 i czy to ma sens. To tylko jeden z ubocznych albo raczej zastępczych tematów. Chociaż z pewnością jest to ważne zagadnienie to, samo wytwarzanie i nadmiar CO2 jest SKUTKIEM naszej POSTAWY. Jest to walka z objawami, a nie z przyczyną. Opłaty i praca nad zmniejszeniem ilości CO2 jedynie maskują źródło problemu. O tę postawę chodzi, a nie o samą emisję dwutlenku węgla! Chodzi o świadomość. Ludzie zajmujący się pracą z alkoholikami czasami są maksymalnie bezpośredni i bezwzględni. Bywa, że mówią wprost: „co ty mi tu k... pierdolisz? Otrzeźwiej! Masz chorobę wódczaną lub jesteś zwykłym ćpunem – i tyle!”
Eksperci i politycy lubią mówić o lepszych filtrach na kominach i odsiarczanym eko-węglu – ale nikt nie odważy się powiedzieć, że można po prostu mniej kupować, mniej zużywać energii , mniej produkować i mniej pracować – co z pewnością zmniejszyłoby emisję CO2. Małe jest piękne ...
Dlaczego wciąż tak jest? Ponieważ żyjemy w hipnozie „wzrostu” gospodarczego, która zakłada, że trzeba coraz więcej produkować i kupować nakręcając bezsensowny łańcuch pracy - zdobywania środków na zakup – konsumpcji – produkcji – odpadów – pracy – itd. „Wzrost Gospodarczy” to dotychczasowy wskaźnik „postępu”. Żaden polityk oficjalnie nie przyzna, że ten wskaźnik jest przestarzałym narzędziem (o ile w ogóle, kiedykolwiek nim był). Jednocześnie ów „wzrost” jest rozpaczliwie pożądany przez banki i dłużny (oprocentowany) system obiegu pieniądza. Tylko „wzrost” daje iluzję podtrzymywania nowymi odsetkami gigantycznej piramidy ogólnoświatowego długu.
W dzisiejszym świecie jedną z najważniejszych świadomości jest świadomość konsumpcyjna i ZAKUPOWA. To Ty decydujesz po pierwsze, czy w ogóle coś kupić (czyli czy wspierasz istniejący, bankrutujący system), a jeśli tak, to CO kupić – czyli KOGO WESPRZEĆ swoimi pieniędzmi. Z każdą wydawaną złotówką/Euro dokonujesz (s)elekcji – twój wybór sprawia, że masz wpływ na to jak działa ten świat. Bo – jak śpiewano w filmie „The Cabaret” „Money makes the world go round” i jeśli to prawda – to TY/MY przyczyniamy się do tego JAK ten świat się kręci i wokół czego. To ty wydatkujesz pieniądze (lub nie).
Możesz się zdecydować na zakupy produktów lokalnych u lokalnych producentów. Możesz wspierać wyłącznie ruch „Fair Trade” i/lub wytwarzać własną żywność. Jednak w kontekście zakupów Fair Trade pojawia się moja świadomość rangi osoby bogatszej od innych: dobrze wiem, że nie wszystkich stać na to, by zapłacić więcej za (trudno osiągalne w Polsce – np. w małych miastach i wsiach) produkty „Fair Trade”, które nie niszczą środowiska i są wykonane z szacunkiem dla wytwarzających je ludzi oraz dla ograniczonych zasobów naszej Planety.
Co można zrobić mając niedostateczne zasoby w tym względzie? Dobrym rozwiązaniem jest kupowanie w jak największym, możliwym stopniu poza korporacjami (i/lub sieciami handlowymi) w systemie lokalnych Fair Trade – dzięki temu będzie taniej. Można także wymieniać się dobrami i usługami z innymi, podobnie myślącymi ludźmi.
Na razie osób fair-trade'owym i nie-konsumpcyjnym sposobie myślenia jest wciąż za mało. Z drugiej strony stosunkowo wysokie ceny produktów „Fair-Trade nie pozwalają na to, aby było takich osób więcej. Potrzebna jest zmieniająca cały system „masa krytyczna” napędzana przekonaniami o słuszności, celowości i sensie podejmowanych działań w dłuższej perspektywie czasu! Wydaje się, że myślimy nie dość dalekosiężnie. Zapominamy o świecie naszych pra-pra-pra-wnuków Pomysły na alternatywne ekonomie jak barter, czy banki czasu po krótkim istnieniu upadają ponieważ ludzie z czasem tracą kontakt z ideą (Śnieniem) które ich motywowało (albo „zatrudniało”) na początku. Czasem bywa to też „projekt” zewnętrzny, gdzie np. koordynator projektu jest finansowany ze środków np. programów Europejskich czy ekologicznych i gdy braknie tych środków oraz koordynatoa – projekt zamiera.


Opisywana tutaj wizja Ekowioski wiąże się z budowaniem wspomnianej ogólnoświatowej „masy krytycznej” i z myślą o naszych pra-pra-pra-wnukach. ONA (wioska) zaistnieje, jeśli zaistnieje wystarczająca liczba osób pragnących jej materialnej real-izacji.
Z drugiej strony – na co wskazują cytowane słowa Junga – sama wizja jest poza-osobowa, transpersonalna. Z aborygeńskiego punktu widzenia taka „wioska” istnieje już teraz. Śnienie przyszłej wioski-społeczności oraz nasze pra pra wnuki są obecne wśród nas teraz (jeśli ktokolwiek o NIEJ i o NICH mówi, pisze bądź myśli). Właśnie to „Śnienie”, będące tendencją do zaistnienia czegoś jeszcze nie-u-formowanego zatrudnia ludzi do przyobleczenia się w konkretną Formę na poziomie uzgodnionej rzeczywistości.
Z punktu widzenia „Śnienia Wioski” ważne jest, by ta „wizja” była otwarta, aby każda osoba mogła dopisać/dodać coś od siebie. Jeśli ma to być wioska – to i wizja MUSI być wioskowa – czyli kolektywna.


WIZJA
alternatywnej do systemu wielkiego brata Ekowioskowej społeczności Intencjonalnej współzamieszkującej (cohabitat) :


Na Ziemi, już od ponad 40 lat funkcjonuje dużo modeli i sposobów organizowania eko-wiosek oraz społeczności intencjonalnych. Te różne modele zależą zasadniczo od:

    - sposobu własności terenu i domów
    - sposobu zarządzania (podziału) ekonomią, zasobami i niedoborami

Jeżeli chodzi o sposoby własności, mamy do czynienia z:

    * Oddzielnymi własnościami (np. 1 ha na rodzinę typu „Anastazja” itp.) gdzie tworzy się skupisko siedlisk osób o podobnym światopoglądzie
    * Współwłasnością i wspólną ekonomią o różnym charakterze:
    a.) spółdzielnie (np. Sieben Linden)
    b.) fundacje (np. Findhorn)
    c.) spółki z o.o. (np. ZEGG)
    d.) współwłasności terenu „osób fizycznych” w różnych formach i udziałach
    e.) wspólna ekonomia, gdzie łączy się dochody i wszystkie środki (lub większość) trafiają do wspólnego budżetu i są wspólnie rozdysponowywane
    * Systemy mieszane łączące powyższe w różnym stopniu




Po wielu doświadczeniach, poznawaniu za granicą funkcjonujących ekowiosek, po własnych doświadczeniach ze wstępną fazą zakładania jednej z Ekowiosek w Polsce dowiedziałem się, że:
Wśród ludzi (szczególnie w Polsce) często dominuje obawa lub nawet lęk (czasem trudno odróżnić lęk od strachu - strach odnosi się do konkretnego obiektu go wywołującego i jest bardziej instynktowny, w odróżnieniu od lęku, który jest czymś bardziej uogólnionym, czymś co początkowo nie ma jasno określonej przyczyny i obiektu.), który hamuje wiele działań związanych z zaufaniem. Czynnik lęku i nieufności w większym lub mniejszym stopniu wydaje się podstawowym elementem uniemowżliwiającym ruch tworzenia ekowiosek oraz wspólnot intencjonalnych w Polsce.

Jednak lęk oprócz hamowania może być także całkiem dobrym miejscem dla zapoczątkowania każdej inicjatywy. Lęk może zostać przetransformowany w konstruktywną krytykę zmniejszającą ślepy galop hura-optymizmu. Obawy mówią wiele o naszej wrażliwości.
Warto zatem zapytać: „co jest (lub co może być) 'dobrego' w lęku”?
Za objawami lęku kryje się (między innymi) informacja, że wszyscy mamy bardzo wrażliwe i superpodatne na zranienia, wrażliwe, delikatne (vulnerable) przestrzenie – obszary, miejsca w sobie.
Gdy i jeśli rozpoznamy te przestrzenie w sobie samych i wzajemnie – w innych --> to mając dostęp do tych części będziemy mogli je wyrażać i z ich jakością się komunikować. I będziemy dzięki temu bliżsi sobie.
Niektórzy powiadają, że jest to mówienie „z serca”.
Jednak bez zaufania, bez stworzenia bezpiecznej przestrzeni na wyrażanie tego co uznajemy za „serce”, nie ma możliwości otwarcia się na nasze najwrażliwsze części i na dzielenie się „z poziomu serca”.
Zbudowanie bezpiecznej przestrzeni – obszaru, gdzie można wyrażać najskrytsze i najwrażliwsze treści wydaje się pierwszym zadaniem dla transparentnej społeczności alternatywnej do „mainstreamu”.
Każdy/a, kto domaga się komunikacji na tym poziomie wrażliwości („serca”) bez wcześniejszego zapewnienia poczucia bezpieczeństwa – wzajemnego zaufania i bez wcześniejszej pracy z samym „lękiem”, popełnia nadużycie, zwłaszcza, gdy stawia komuś zarzut typu: „mówisz z głowy, a nie z serca” ...

Kiedy przez pewien czas uczestniczyłem w spotkaniach i rozmowach na temat zakładaniu ekowioski w Polsce, dominującym tematem była (i jest nadal) troska o zabezpieczenie się przed wszelkimi możliwymi zagrożeniami. Na pewnym etapie czynnik zachowawczy, „hamujący” stłumił żywiołową energię działania i budowania. Wydaje się to całkiem naturalne w erze i na obszarach post-komunistycznych, gdzie „władza ludowa” odbierała dobra materialne i nie pozwalała ich mieć zbyt dużo (Achim Ecker z Niemiec mówił, że ludzie mieszkający w Niemczech na obszarze byłej NRD mają tak samo i dziwią się przybyszom z „zachodu” preferującym współwłasność czy kooperatywę).
Troska o zabezpieczenie się przed wszelkimi możliwymi zagrożeniami wyrasta(ła) z obaw przed masą czynników, ale wskazuje też na wzajemny brak zaufania! Kiedy w jakimkolwiek gronie mówimy o zagrożeniach i zabezpieczaniu się, wyczuwalny jest lęk. Wówczas można zadać sobie (a czasem innym również) pytanie: W JAKI SPOSÓB LĘK JEST (lub bywa) OBECNY POMIĘDZY NAMI TU I TERAZ, w chwili, gdy o nim mówimy? Jak wygląda jego duch i co mówi?
W inicjatywie, w której uczestniczyłem ludzie już na wstępnym, najwcześniejszym etapie wykazywali tendencję do ukrywania przed sobą swoich pomysłów, opini o sobie nawzajem czy planów (co i tak wypłynęło z nich jak ciecz pod znacznie większym ciśnieniem po kilku miesiącach!). Zdarzało się nawet, że ukrywano nawet własne motywacje przyciągające do tego eksperymentu! Już na najwcześniejszym etapie pojawiały się tendencje do wykluczenia osób, zachowań czy sposobów życia, które w żadnym stopniu nie były ani aspołeczne ani sprzeczne z prawem, a jedynie niezgodne z „mainstreamem” generowanym przez opinię liderów (czyli tych, co mają dostęp do ziemi i władają nią!) grupy.
To wykluczenie pojawiało się w formie pośredniej. Pośrednia forma objawiała jako obawa przed „zewnętrznym zagrożeniem. Stosowano np. argument, że to nie „my”, ale gmina, czy okoliczna ludność nie zaakceptuje takiego czy innego pomysłu, poglądu, modelu życia czy postępowania i będzie przeciw a nawet zaszkodzi. Że służba społeczna odbierze dzieci, urzędnicy będą nieprzychylni, itp., itd.
Choć takie argumenty mają do pewnego stopnia sens, to jednak przede wszystkim wskazują na zinternalizowane (uwewnętrznione) myślenie typowe dla „większości” (mainstream) oraz na nieświadome przyjęcie zasad dominującego „systemu” do budowania „alternatywnej”społeczności żyjącej na obrzeżach tego „systemu”! Pojawił się paradoks: opisany scenariusz skazywał grupę na nieświadome powtarzanie modelu mainstreamu (wraz z jego aparatem przymusu) w mikro-wymiarze z idyllicznym przekonaniem, że kreuje się alternatywną rzeczywistość ! Okazało się, że „zewnętrzny” „system” został powtórzony już na samym początku kreowania eko-społeczności przez grupę pragnącą żyć w pewnym stopniu alternatywnie.
Doświadczenia grup czy to terapeutycznych , czy szczególnie ekowioskowych (tych, które poza granicami Polski przetrwały kilkanaście – kilkadziesiąt lat i rozwijają się!) pokazują, że o wiele większe i ważniejsze znaczenie od budowania domów, uprawiania ziemi, tworzenia formalnych struktur czy wspólnych działań ma budowanie społeczności, wzajemnego zaufania i szczerości osłabiającej lęki przed innymi członkami grupy oraz przed „obcym” i „niewiadomym/nieznanym”. W długo funkcjonujących społecznościach okazało się, że największym lekarstwem na lęk i strach jest transparentność (przejrzystość) oraz umiejętności społeczno-komunikacyjne w tym przede wszystkim zdolność do konstruktywnej pracy z konfliktem – z tymi osobami, które przedstawiają odmienne poglądy i których (chwilowo) za to „nie lubimy”.
Kiedy nie lękasz się, to nie musisz nic ukrywać. Natomiast kiedy coś ukrywasz (przed innymi), to dzieje się tak z obaw i z lęku przed odkryciem tego, co właśnie ukrywasz i przed ewentualnymi „karami” (konsekwencjami) odkrycia twego czynu! Przy czym na „skrywanie” musisz wydatkować energię, która o wiele bardziej mogłaby się przydać gdzie indziej. Powtarza się wówczas nie tylko model „dużego systemu”, ale cały scenariusz zachowań znany z dzieciństwa prowadzony na osi dziecko – opiekun.
Znane nam/mi/wam Eko-społeczności wykształciły wiele metod wzmacniających transparentność i osłabiających poziom obaw i lęku przed innymi członkami grup (a także przed samym, zewnętrznym „systemem”). Niektóre ekipy stosują terapię grupową z zewnętrznym facylitatorem-terapeutą, inne wybrane elementy terapii oraz własne metody. Np. w ZEGG i Sieben Linden stosuje się „Forum” a w Findhorn zagłębianie się w sobie w ciszy oraz Głęboką Demokrację (WorldWork).
Nie ma dobrze i sprawnie funkcjonującej (przez dłuższy czas) grupy – ekowioski czy społeczności intencjonalnej (oprócz grup stworzonych na podłożu religii czy wspólnego kultu, kierowanych przez charyzmatycznych „guru” - bo takie także są), która ustawicznie nie pracowałaby ze swoim „cieniem” i nie kwestionowałaby co pewien czas wykształconych przez siebie struktur, typów relacji i sposobów komunikacji oraz dotychczasowych wizji w celu znalezienia sprawniejszego modelu i odkrycia tego, co już nie funkcjonuje skutecznie i satysfakcjonująco. W ZEGG ukuli nawet slogan mówiący, że najbardziej stałym czynnikiem jest zmiana.
W1988 roku, w książce „The Year One” Arnold Mindell nazwał takie podejście „pracą ze śmieciami” – recyclingiem tego, co uznajemy za śmiecie/odpady w społeczności. Tym odpadem są zjawiska, zachowania, interakcje, informacje i wiadomości, których nie chcemy dostrzec, doświadczać, słyszeć czy czuć (i/lub których się w jakiś sposób boimy), podobnie jak nie chcemy patrzeć na śmieci wyrzucane do kosza i nie chcemy wiedzieć co się z nimi dzieje. Trudność w pracy ze „śmieciami” pojawiła się w opisywanym przeze mnie przykładzie tworzenia ekowioski w Polsce. Kiedy zaproponowałem pracę z konfliktem i z naszymi „śmieciami” (naszymi jako grupy) z pomocą zaproszonego zewnętrznego facylitatora – dominującym komentarzem było, że nie ma na razie konfliktu i żadnej potrzeby pracy z nim. Nie dostrzegano istnienia „śmieci”. Taka postawa jest jak najbardziej naturalna – jeśli konflikt nie jest jeszcze dość gorący – to wykazujemy tendencję do nie zauważania jego zaistnienia.

Z globalnego punktu widzenia powoli zaczynamy coraz lepiej zauważać, że nasza planeta jest ZBYT MAŁA również na wytwarzanie odpadków psychologicznych! Jesteśmy skazani na to, aby je transformować, przepracowywać i na powrót wprowadzać do obrotu (recycle). Na tym polega właściwa eko-psychologia, która nie pomija istoty życia społecznego jako części życia na planecie. Taka ekopsychologia jest istotnym aspektem eko-wioski i eko-społeczności. Praca z Ziemią i materią, bez uwzględnienia uczuć, snów, wizji czy marzeń nie jest podejściem w pełni holistycznym.

Nasz przyjaciel Achim Ecker ze wspólnoty ZEGG, który przyjechał do Krakowa na warsztaty naszej Fundacji Głębokiej Demokracji uczyć się pracy i facylitacji w duchu Głębokiej Demokracji, zapytany jak mieszkający tam ludzie pracują ze wspomnianymi odpadami odpowiedział, że mają kilka modeli: Forum, Non Violence Communication, Deep Democracy (WorldWork) i inne pozwalające twórczo pracować z Cieniem ( w w rozumieniu psychologii Junga) i z konfliktami.

Ze spotkania z Achimem, ważny był dla mnie wniosek, że pojedyncza własność „działek" - jak u np. w „modelu Anastazji” - odwzorowuje i stwarza dokładnie taki sam system wioski jaki zaistniał wszędzie tam, gdzie przed 500 – 1000 laty zakładano dzisiejsze, „zwyczajne”, tradycyjne wioski (czyli osadnictwo związane z uprawą ziemi – co dało taki efekt jaki mamy właśnie teraz).
Powielanie tego samego scenariusza (co przed 800 laty) w „mikro-eko” skali, spowoduje , że już w drugim, najdalej 3 pokoleniu system "klasycznej wsi" powtórzy się - może tylko będzie nieco bardziej ekologiczny w podejściu do upraw i Ziemi.
Jednak z czasem „WIELKI BRAT” albo „duży system” zaanektuje to, co ludzie z takim mozołem, zapałem i energią wcześniej stworzyli. Stopniowo i niezauważalnie ludzie powrócą „na łono” dużego systemu nie za bardzo zdając sobie sprawy z tego co i jak się to wydarzyło.
Dostrzegam jak trudne jest to do wprowadzenia. Jak daleko jesteśmy od czasów, gdy „własność ziemi” była czymś nieznanym. Na dziś nie wiem jak można uwolnić się od niezmiernie mocno uwarunkowanego przekonania, że ziemia jest dobrem najwyższym i najcenniejszym. Że posiadanie tego dobra daje zabezpieczenie i niezbywalne podstawy bytu. Świadczą o tym wieki historii: nasi przodkowie gotowi byli zginąć nie tylko w obronie ziem ojczyzny ale i za kawałek miedzy zaoranej przez sąsiada!

Gandhi powiedział kiedyś, że nie da się rozmontować określonego systemu bez wprowadzanie w jego miejsce nowego. Jak zatem wymyślić, wybrać i jak zastosować jakiś odmienny system? Jak sprawić, żeby był otwarty, elastyczny, różnorodny i ewoluujący?
Myślę, że warto NIEUSTANNIE zadawać sobie ważne pytanie -- "czym będzie ta wioska/społeczność/idea za 100 - 200 lat" – w czasach moich pra-pra-wnuków? (Jak to robili rdzenni Amerykanie.)
W odmiennym wariancie warto mieć także świadomość, że być może tworzę ją (wioskę-społeczność) tylko dla siebie i dla grona przyjaciół na okres 20 – 50 lat? (co też jest bardzo dobrym twórczym i cennym pomysłem.)
Czy jednak krótkoterminowe podejście jest rzeczywiście „sustainable” - zrównoważone (zwłaszcza w czasie) ? Praktycznie WSZYSTKIE większe eko-wioski, wspólnoty intencjonalne itd., które przetrwały dłuższy czas (czyli od 15 lat wzwyż) oprócz pracy nad ustawicznym rozwojem zdolności społecznych grupy i każdego członka/członkini, wykształceniem alternatywnych systemów rozliczeń funkcjonujących poza oficjalnym pieniądzem, wytworzyły także różne, wspólne formy własności.


IDEAŁEM BYŁOBY NIE-POSIADANIE ZIEMI.

A jeszcze większym ideałem byłoby, gdyby to ZIEMIA POSIADAŁA NAS! Albo gdybyśmy przynajmniej mieli taką świadomość, gdybyśmy mogli działać „w służbie” lub w synergii z globalnym organizmem planety.
Np. wspólna własność (a najlepiej jej brak!) w takiej czy innej formie wymusza na członkach danej wioski-społeczności rozwój tak indywidualny w kontekście kompetencji społeczno-komunikacyjnych jak i organizacyjny całej instytucji. Dla mnie właśnie ten aspekt rozwoju wydaje się największym osiągnięciem społecznych eksperymentów istniejących eko-wiosek oaz wspólnot intencjonalnych. Jeśli (i kiedy) te wartości (i towarzyszące im umiejętności) uda się wyeksportować z eko-wiosek na resztę świata, to będziemy żyć w bezpieczniejszym i mniej szalonym, mniej konsumpcyjnie nastawionym świecie manipulowanym przez marketingowe służby sprzedawania towarów na kredyt, włącznie z „wizją lepszego jutra”.


Przy tworzeniu eko-wspólnot kluczowe okazują się co najmniej 4 kwestie:

  1. Jaką dana wspólnota obrała formę własności, zarządzania nią oraz całą organizacją.
  2. W jaki sposób i jakimi środkami buduje się społeczność i wzajemne w niej relacje oraz jak reguluje się dynamikę wzajemnych oddziaływań zachodzących w tej grupie.
  3. (po części ujęte już w p. 2.) Jakie stosuje się sposoby podejmowania decyzji, które nie wykluczają (a wręcz uznają go za niezmiernie, ogromnie ważny i wart wsparcia), sprzeciwu i głosu mniejszości oraz jak pracuje się z konfliktami (a także jaki się ma do nich stosunek :) w danej grupie )
  4. Jak reguluje się stosunki wynikające z nierównego wkładu finansowego poszczegónych osób w dane przedsięwzięcie


RÓŻNORODNOŚĆ

W tej wizji największą wartością jest sama społeczność i dopiero na dalszym planie znajduje się lokalizacja i to, co wspólnie będzie robić. Taka społeczność może, a nawet powinna samodzielnie wybrać oraz (póki co niestety!) nabyć miejsce dla swego funkcjonowania i rozwoju.
Jednak podobnie jak w ogrodach permakulturowych tak i w żywych społecznościach najważniejsza dla zdrowia i przetrwania jest różnorodność, co wiąże się z niewykluczającym podejściem do ludzi – co w grupach intencjonalnych bywa niełatwe. Jeśli na przykład wykluczasz część osób jako nie-nadające się (do życia w danej grupie), to tak jakbyś obsadzał/a rolę samej Natury, która decyduje jakie rośliny i zwierzęta mogą na danym terenie współmieszkać, a jakie nie. Dodatkowo wykluczasz również we własnym wnętrzu taką część Ciebie, którą reprezentuje osoba/postać, której nie chcesz widzieć w swoim pobliżu!
Wykluczenie zawsze jest najpierw wewnętrzne a dopiero później potem zewnętrzne. Wykluczając kogoś „na zewnątrz” nieświadomie zubażasz się sam/a tłumiąc w ten sposób (ale tylko na pewien czas!) te aspekty ciebie, które właśnie chciały ci się objawić w postaci niechcianej osoby! (O wykluczeniach wewnętrznych i odpowiadających im zewnętrznych obszerniej pisze Tomek Teodorczyk tutaj.)
W Eko-wioskach i wspólnotach intencjonalnych – podobnie jak w przyrodzie - pojawianie się na danym obszarze, zamieszkiwanie, przychodzenie oraz odchodzenie objawia się w sposób naturalny tak jak przypływy i odpływy na morzu.
Wiele wspólnot – jak np. ZEGG wykształciło dla nowych, przyszłych członków/członkiń okresy „próbne” trwające zazwyczaj około roku, gdzie nowe „rośliny” sprawdzają, czy mogą na dłużej zapuścić korzenie, a stare, badają jak się czują z nowymi przybyszami. Początkiem w ZEGG jest 5-tygodniowy obóz, gdzie 20 – 30 osób mieszka przez cały czas w jednym – dwóch pomieszczeniach tak jak to było w początkach tej wspólnoty, gdy 80 osób przez 3 lata mieszkało w jednym domu, w dwóch pomieszczeniach.


DOM WSPÓLNOTOWY

Z ekonomicznego i alternatywnego do „mainstreamowego” systemu dobrym rozwiązaniem jest dom wspólnotowy z dużą wspólną kuchnią i jadalnią oraz łazienkami oraz mniejszymi mieszkaniami bądź pokojami dla osób/rodzin.
Takie rozwiązanie generuje radykalnie mniejszy ślad ekologiczny (footprint) na 1 osobę i jest o wiele tańsze tak w budowie jak i w utrzymaniu w przeliczeniu na jedną osobę. Umożliwia także etapowe oddawanie inwestycji i zasiedlanie jej nawet, gdy nie jest całkiem wykończona. Ponadto przygotowanie śniadań i kolacji oraz gotowanie obiadów dla wszystkich (np. przy 14 osobach wypada 1 x tydzień dla każdego przy obsadzie 2 osobowej), pozwala na wspólny, partycypacyjny budżet wyżywienia, kosztów domu, bieżącego utrzymania, mniejszy wysiłek jednej osoby, itd.
W Polsce zasadniczo nie ma ograniczeń co do rozmiarów „domu jednorodzinnego” pod warunkiem, że przy końcowym „odbiorze” zbudowanego obiektu będą mieścić się w nim nie więcej niż 2 oddzielne mieszkania. Dobrze zaplanowane 600 metrów kwadratowych to dobre miejsce do życia dla liczby od 20 do 50 osób.
Ponadto absolutnie nieprzypadkowo wspólna kuchnia i posiłki to cecha charakterystyczna wielu wspólnot i ekowiosek. Jadalnio-kuchnia ma niezwykle integrującą moc stając się miejscem spotkań i wspólnego posilania (zasilania) się.
Współwłasność domu i terenu daje jeszcze jeden „plus” - znacznie większą możliwość finansowania budowy i zakupu ziemi tak ze środków własnych jak i z zaciągniętych pożyczek. Przy wszelkim zaciąganiu pożyczek warto jednak unikać banków i brać kredyty „wśród ludzi”, aby nie wspierać odsetkami i prowizjami systemu bankowego, który jest w wielkiej mierze winowajcą (ale i skutkiem!) obecnego kryzysu oraz głównym beneficjentem lansowanej od lat ideologii „wzrostu”.
Zarówno ZEGG jak i Sieben Linden zostały sfinansowane głównie z pożyczek osób prywatnych. Kredyty bankowe wzięto pod subsydiowane przez rząd instalacje fotowoltaniczne, grzewcze i solarne ogrzewanie wody.


DZIECI

W wielu wspólnotowych miejscach na świecie dzieci wciąż są „dobrem wspólnym” w tym sensie, że bez względu na posiadaną liczbę dzieci (do osiągnięcia przez nich pełnoletniości) nie są one wliczane w składkę żywieniową lub czynszową zbieraną na bieżące koszty utrzymania nieruchomości (tak jest np. w Sieben Linden), co oznacza, że samotna matka/ojciec 5 dzieci opłaca taką samą część kosztów jak pojedynczy dorosły.
Dlaczego?
Nie znam dokładnej odpowiedzi – ale wiem, że dzieci to wielka radość, inspiracja, źródło niewygasającej energii oraz nauki dla większości ludzi znajdujących się w ich pobliżu. Dzieci są błogosławieństwem dla całej społeczności i wszyscy stają się po trosze rodzicami.
Jest takie afrykańskie przysłowie: „It takes whole village to raise the children” (potrzebna jest cała wioska aby wychować dzieci). Z punktu widzenia Głębokiej Demokracji odwrotne stwierdzenie jest równie prawdziwe: „Dzieci potrzebne są po to, aby dorośli wraz z nimi dojrzewali”, bo przecież to właśnie dzięki dziecku człowieka bywa także „rodzicem” :).

PIĘKNO

Od czasów jaskiniowych ludzie pragną żyć w pięknie (jeśli nie wierzysz zajrzyj na strony internetowe pokazujące sztukę paleolitu, itp. – np. w jaskiniach przed 15 – 40 tys. lat.) Twórczość i sztuka, to wyjątkowa cecha naczelnych. Ludzie (współ)tworzą piękno wokół siebie – lub być może – są przez nie tworzeni. To ważne, by dbać o jakość i estetykę przestrzeni, w której przebywamy.
Piękno może być także oznaką prawdy i prawdziwości. Rzeczy piękne są wewnętrznie spójne i harmonijne – dojrzałe i rozwinięte. Ksiądz prof. Michał Heller, wybitny polski fizyk i kosmolog, powiedział kiedyś w wywiadzie: "Jeśli teoria nie jest piękna, to możemy być niemal pewni, że jest błędna". Zatem piękno kreowane wewnątrz i na zewnątrz pośrednio mówi o prawdziwości i autentyczności ...

OBRZĘDOWOŚĆ

Razem z Gosią i Heniem mieszkamy od roku na podlaskiej wsi o wielowiekowej multikulturowej tradycji i bolesnej historii, gdzie ludzie mówią specyficzną mieszkanką białorusko-ukraińsko-polską. Przed wojną w tej wsi słychać było głównie Yidisz. Sam mieszany język mówi o różnorodności. Wczoraj oglądaliśmy występy białoruskiego zespołu śpiewaczego i czuliśmy się jak we wspólnocie wiejskiej przed erą telewizji, komputerów, elektrycznego światła i pracy większości mieszkańców w mieście. To jest akurat temat do szerszego opisu, chcę tu tylko podkreślić, że wspólne obrzędy (świeckie, religijne czy pogańskie) są czymś niezmiernie ważnym dla ludzi, czymś co wszystkich wspólnie transportuje poza „codzienność” w obszar sacrum (czyli poza profanum), dzięki czemu ludzie wiedzą, że łączy ich coś znacznie więcej niż tylko wzajemne „transakcje” przebiegające na poziomie uzgodnionej rzeczywistości.
Obrzędy są potrzebne jako część niewidzialnego kleju, Śnienia spajającego każdą społeczność. Warto je kształcić i kultywować. Np. w ekowiosce Findhorn kładzie się na to bardzo mocny nacisk od ponad 40 lat jej istnienia.


ŚNIENIE ZIEMI

Ludzie, którzy wciąż jeszcze żyją w bliskim związku z Matką Ziemią ujmują to taki sposób: „To nie my mamy Ziemię – to Ziemia ma 'nas' – ONA jest naszą Matką. Dzięki NIEJ i dzięki takiemu podejściu nigdy nie czujemy się osamotnieni”. Wyzwaniem dla nas staje się zatem pytanie jak „władając Ziemią” nie zapominać o tym, że wcale nie jest ona naszą własnością !?!? Że nigdy jej nie posiądziemy – a co najwyżej w niej spoczniemy? Że gdy w Niej spoczniemy – to wszyscy staniemy się sobie równi? Ziemia może nam przypominać o tej – jakże często zapominanej prymarnej równości każdej istoty w chwili śmierci i po niej. Ceniąc Ziemię jako Matkę zastanawiamy się nad tym, jak na przykład poprosić JĄ o zagłębienie się w NIEJ w celu wykopania studni wiedząc, że jest to stwarzanie rany w JEJ skórze? Jak współdziałać wiedząc, że jest się częścią JEJ ekosystemu i JEJ płodności?

Wydaje się, że każde POSIADANIE Ziemi, wiedzie do złudnego „bycia na swoim”, co z perspektywy historycznej było (i bywa nadal) przyczyną większości wojen i zbrodni. Bo jeśli jesteś „na swoim” to potrzebujesz ustanowić granice i strzec ich, a z czasem możesz stwierdzić, że masz zbyt mało przestrzeni życiowej i wyruszasz ją zdobywać kosztem innych istnień. Wojny o „ziemię”, zaczęły się zapewne w czasach przejścia od kultur łowiecko-zbierackich do agrarnych. Zmiana podejścia od czczenia Ziemi do jej lekceważenia ilustruje znany cytat (patriarchalny postulat) z popularnej księgi: „czyńcie sobie Ziemię poddaną”. Z kolei NIEPOSIADANIE ziemi oznacza dla większości osób brak zakorzenienia i ugruntowania! Jak pogodzić te skrajnie sprzeczne tendencje?
Może spytajmy samego „ducha” Ziemi? Z punktu widzenia ZIEMI można zapytać: czy licząca 4-5 miliardów lat Ziemia w ogóle i w jakimkolwiek stopniu może być „naszą” poddaną ??? Czy była nią zaledwie milion, albo miliard lat temu? Czy będzie naszą „poddaną” za 100 milionów lat ??? Czy w ogóle się nami przejmuje bardziej niż mrówkami czy rekinami?
Jesteśmy tylko jednymi z miliardów dzieci tej Ziemi i z jej perspektywy dopiero raczkujemy. Jako gatunek liczymy sobie zaledwie jakieś 80 – 100 tysięcy lat i znajdujemy się w roszczeniowej fazie wszystko biorącego dla siebie, nienasyconego niemowlaka. Z punktu widzenia niemowlaka to zupełnie naturalne. Staramy się dorosnąć, należy niestety przypuszczać, że zapewne nie uda się nam - jako gatunkowi przeskoczyć pewnych etapów rozwojowych i związanych z nimi upadków (a upadamy właśnie dzięki wszechobecnej sile ziemskiej grawitacji ).


TRANSPARENTNOŚĆ, W TYM PRZEJRZYSTOŚĆ W KWESTII UCZUĆ I POŻĄDAŃ

Podczas swojego pobytu w Krakowie i na ogólnym spotkaniu nasz gość Achim mówił, że niezwykle ważna jest (przynajmniej to akurat bardzo mocno podkreśla się w ZEGG) transparentność, w tym przejrzystość w kwestii związków. Tylko 3% ssaków to monogamiści, a ludzie z pewnością nie są „mono”. Co zrobić z tym trendem „nie-mono”, czyli „poli(amorycznym)”?
Ukrywanie przed innymi swoich uczuć, działań, pomysłów i fantazji jest z jednej strony kwestią intymną, prywatną i zrozumiałą, ale z drugiej strony dotyczy także zbiorowości i wpływa na nią. W ZEGG stwierdzili, że o wiele lepiej jest realizować fantazje i chęć rozszerzania doświadczeń oraz związków w sposób transparentny niż w sposób ukryty (jak to się dzieje w patriarchalnych społecznościach i cywilizacjach).
Obecnie (w ZEGG) nie ma silnego nacisku na otwarte związki (oczywiście istnieją takie ale również są związki mniej otwarte), tym niemniej odczuwa się tęsknotę za czasami „pionierskimi”, gdy blisko 80 osób mieszkało tylko w dwóch wielkich pomieszczeniach w jednym budynku (pozostałe były w procesie adaptacji. Aby dodać tutaj „smaczku”, cały ośrodek ZEGG mieści się na terenie dawnej bazy STASI, gdzie szkolono szpiegów – mistrzów ukrywania i tajności – czyli przeciwległego bieguna transparentności !!! )
W tym miejscu znowu możemy powrócić do kwestii lęku. Brak transparentności w obszarze związków i seksualności również w wielkiej mierze motywowany jest sferą lęku, niepewności oraz chęcią posiadania drugiej osoby na własność. lękiem przed porzuceniem i przed samotnością.


OGRANICZENIA I ZAKAZY

Wiele powstających grup, przyszłych ekoosad oraz wspólnot intencjonalnych zakłada na samym początku swego powstawania zakazy i ograniczenia. Np. zakaz używania alkoholu i/lub innych środków zmieniających świadomość oraz szereg innych ograniczeń nie wiedząc o tym, że wraz z takim „zakazem” usuwają do Cienia i „podziemia” naturalną potrzebę doświadczania np. Odmiennych Stanów Świadomości, które tak dla jednostki jak i dla grupy są źródłem i zasobem odżywczych energii, wglądów i intuicji.
Oczywiście daleki jestem tutaj od propagowania deliryczno-narkotykowej „wspólnoty” „ćpunów” - bo takie faktycznie istniały w subkulturach hippisowskich lat 60-tych XX w. a obecnie w pewnym stopniu nadal istnieją pośród wykluczonych grup osób bezdomnych żyjących np. w lecie na działkach na obrzeżach miast w opuszczonych domkach i altankach.
Trzeba jednak mieć świadomość, że w przypadku „odgórnych” zakazów w tym przypadku, poza częściowym odcięciem się od transpersonalnych i pozamaterialnych źródeł pojawiają się kolejne problemy.
Po pierwsze, we wszelkich społeczeństwach, które wprowadzały prohibicję, była ona zawsze łamana. Samo złamanie „zakazu” to tylko początek lawiny zdarzeń i konsekwencji, ponieważ musi zaistnieć jakaś formalna bądź nieformalna instytucja pilnująca dostosowania się do tego zakazu! W ten sposób wspólnoty wykształcają to, czego chciały uniknąć działając alternatywnie w stosunku do „systemu”: od-twarzają własny mini-system policyjno-sądowego aparat przymusu we wspólnocie oraz – co nie mniej ważne – zaburzają transparentność, ponieważ każde złamanie zakazu będzie raczej ukrywane przed innymi ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami stosowanymi przez „władzę”. W wyniku opisanej dynamiki pojawi się jeszcze więcej lęku.
Jak temu zaradzić? Wszelkie ewentualne ograniczenie MUSZĄ być samouzgodnione i negocjowane przez całą GRUPĘ osób w procesie konsensusu oraz głębokiej demokracji oraz co pewien czas poddawane weryfikacji (czy nadal mają sens).
Samoograniczenia w tym zakresie muszą wypływać organicznie z procesu całej grupy, która w inny/alternatywny sposób odnajdzie dostęp do odmiennych stanów świadomości tak w sferze wspólnoty jak i jednostek. Jedynie wówczas zakaz nie będzie w destrukcyjny sposób wypierać do sfery nieświadomości i Cienia ludzkiej tęsknoty za doświadczeniem odmiennych stanów świadomości.



JAK I Z CZEGO ŻYĆ?

W istniejących wioskach funkcjonuje szereg pomysłów, modeli i duża różnorodność. Duża część wspólnot to centra szkoleniowo-seminaryjne, gdzie prowadzi się warsztaty, szkolenia czy seminaria. Wykładowcami są zarówno mieszkańcy wiosek – dzielący się swoją wiedzą i doświadczeniami, jak i przyjezdni trenerzy-nauczyciele. Obsługa bazy noclegowej, żywieniowej i seminaryjnej jest dużą częścią dochodów dla wszystkich. Część osób żyje z uprawy ziemi – wioski w ok 30 – 70% są w tym zakresie samowystarczalne. Pewien procent ludzi pracuje przez internet, zajmuje się działalnością artystyczną. Są też tacy, którzy kilka dni w tygodniu lub na cały etat pracują poza wioską w pobliskich miejscowościach.
W każdym przypadku system ekonomicznego zasilania jest dostosowany do lokalnych warunków i możliwości a także wynika za specyfiki oraz umiejętności posiadanych przez członków danej grupy. Myślę, że dobrym sposobem może być szerszy wpływ eko-społeczności na okolicę włącznie z inspirowaniem okolicznych miast do wkroczenia na ścieżkę „Transition Towns”.
Niektóre eko-wioski jak ZEGG przyciągają osoby osiedlające się w pobliżu – w ciągu 20 lat w okolicy ZEGG osiedliło się 300 osób kierujących się podobnym sposobem myślenia i postawą.


ENERGIA, PALIWA I TRANSPORT

Eko-Wspólnoty powinny zmierzać ku samowystarczalności i do zbilansowanego korzystania z energii odnawialnej. Sensowne zatem jest postawienie jednej centralnej jednostki grzewczej opalanej drewnem (paliwo odnawialne) lub uprawianymi na obszarze ekowioski roślinami energetycznymi. Również i tutaj dom „wspólnotowy” ma przewagę nad osobnymi siedliskami/chatami – podobnie jak w przypadku gotowania we wspólnej kuchni/stołówce , praca wiązana z dozorowaniem procesu ogrzewania oraz gromadzenia opału jest podzielona na wiele osób. Ważnym aspektem dążenia do zrównoważenia i zbilansowania zużywanych zasobów energii odnawialnej jest wysoki stopień energooszczędności budynku – czyli jego termo-izolacja.
Rozwiązanie wspólnotowe pozwala na wspólne korzystanie z mniejszej ilości samochodów napędzanych – jeśli to możliwe – olejami roślinnymi (biodiesel) pozyskiwanymi lokalnie lub na własnym terenie. W większości eko-wiosek praktykuje się takie rozwiązanie – kluczyki są ogólnodostępne – trzeba tylko pozostawić w samochodzie tyle paliwa, ile się zastało w aucie :)


DOŁĄCZ – zaproszenie :)

Nie wiem jeszcze jak – ale jeśli w jakiś sposób przedstawiona wizja rezonuje z Tobą i jesteś zainteresowany/a dołączeniem do inicjatywy eko-wioskowej (i/lub społeczności intencjonalnej) stworzonej w sposób zbliżony do ww opisu, gdzie człowiek i jednostka nie jest centralną postacią, gdyż jest nim Ziemia to daj znać i napisz coś o sobie np. tu: r_paluch [@] wp.pl (oczywiście wizja jako wspólna będzie się nieustająco tworzyć i ewoluować!)
Pozdrawiam i do zobaczenia :)



Sustainable development and worldwide justice require, first of all, a new orientation of our lifestyles in the industrialized countries as we already consume much more than our share. If the entire world’s population wanted to achieve our standards of living, we would need several planets just like the Earth in order to supply us with the necessary raw materials, such as energy, food and natural resources. Politics needs to provide a supportive framework for this change of attitude and thinking; but most of all it is” necessary for each and every one of us to fundamentally change his or her attitude towards the way we use our shared resources and the products of this one world.
Achim Ecker in „Sustainability and Ecology at the ZEGG Community” Belzig 2004

Zrównoważony rozwój i i sprawiedliwość na świecie wymaga przede wszystkim nowej orientacji w obranym stylu życia na terenach krajów uprzemysłowionych, ponieważ konsumujemy znacznie więcej od tego czym się dzielimy (z innymi). Gdyby wszyscy ludzie na świecie chciali osiągnąć nasz standard życia, potrzebowalibyśmy kilku planet takich jak Ziemia, aby zapewnić dostawy niezbędnych surowców, energii i pożywienia. Do takiej zmiany postawy i myślenia potrzebne jest wsparcie ze strony świat polityki; jednak najważniejsze jest aby każde z nas całkowicie zmieniło swój stosunek do sposobu w jaki korzystamy ze wspólnych zasobów i darów tego świata.
Achim Ecker w „Sustainability and Ecology at the ZEGG Community” Belzig 2004

10 komentarzy:

  1. Świetny wpis. Dziękuję.
    Jestem na etapie projektowania w wyobraźni takiej wspólnoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Robert, jestem zainteresowana współpracą w tworzeniu wspólnoty intencjonalnej-ośrodka holistycznego nastawionego na szeroko pojęte uzdrawianie, daj znać czy chcesz o tym gadać, pozdrawiam, tanna

      Usuń
    2. Dzięki Tanno za komentarz -- chcę gadać jak najbardziej :) Ale i działać. Właśnie wróciliśmy z Gosią z okolic Kłodzka, gzie oglądaliśmy potencjalne tereny do zasiedlenia :)
      Ściskam serdecznie
      Robert

      Usuń
  2. Interesuję się wioskami od 15 lat, piszę dożo o zr w różnych jego aspektach (także człowieka),pisywałam w ZB na ten temat, uczestniczyłam w GEN-Europe w Wolimierzu w 2001. Teraz mam okazję pozbierać to wszystko razem i pokazać. Jeśli jesteś zainteresowany, zapraszam do kontaktu, pozdrawiam EwaDa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,
      dzieki za dzielenie się -- bardzo jestem zainteresowany. !5 lat to na pewno duża wiedza i doświadczenie. Wszelkie informacje jak najmilej widziane.

      Usuń
  3. http://newfamilyway.blogspot.com/ - nawiązuje też do twojej wypowiedzi

    OdpowiedzUsuń
  4. Z intencją udanych początków wielu różnych społeczności w Polsce http://newfamilyway.blogspot.com/, post pt.: Społeczność - spotkanie z samym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mogę przeczytać tekstu w blogu.... jakaś blokada

      Usuń
    2. hmm, nie wiem dlaczego; u mnie się czyta ....

      Usuń

Dziękuję za komentarz - twoja opinia/zdanie jest dla mnie ważne !