(...) Chociaż powstają one (powszechnie akceptowane idee) w określonym czasie, to są i zawsze były bezczasowe; wyłaniają się z tego obszaru pro-kreatywnego życia psyche, z którego efemeryczny umysł pojedynczego człowieka wzrasta na podobieństwo rośliny, rozkwita, wydaje owoc i nasienie, a później usycha i obumiera. Idee wyskakują ze źródła, które nie mieści się w zakresie osobistego życia pojedynczej osoby. My nie tworzymy idei; to one nas tworzą.
C.G. Jung; ("Modern Man in Search of a Soul" Harcourt, Brace&World, Inc. p.115) To jeden z moich ulubionych cytatów, pokazujący podejście Junga do „swojej” pracy, twórczości, teorii i osiągnięć.
W pierwszej wersji tego tekstu napisało
się, że jest to „nasza wizja”, ale tak naprawdę jest to pewien
zlepek, kolaż od dawna istniejących i obecnych na naszej planecie
idei z niewielkim procentem oryginalnych przemyśleń
przefiltrowanych przez własne doświadczenia oraz lekturę tekstów,
które wcale nie należą do „nas”.
Jeśli ta wizja komukolwiek posłuży
– to będzie cudownie! Oby wspólnota podzielająca idee zawarte w
tej wizji powstała na ziemiach „polskich”. Czy ja i ty będziemy
jej uczestnikami – współmieszkańcami?
Jeszcze tego nie
wiem/y.
Jeśli tak – to cudownie. Jeśli nie
– to także cudownie. Ten tekst pisany jest z intencją
materializacji zawartych w nim tendencji do zaistnienia w trwałej
formie gdziekolwiek i kiedykolwiek przez kogokolwiek.
Niech tak się stanie.
PODŁOŻE WIZJI, albo wstęp
Wraz z postępami tak zwanej
„CYWILIZACJI” ludzkość straciła łączność i poczucie
związku z Naturą i samą Ziemią na której żyje. Wiele wskazuje
na to, że ten brak związku czyli „WY-NATURZENIE” pozwolił na
to, że nadużywamy zasobów i możliwości naszej Planety. Żądza
posilania się, która u naczelnych motywowana był potrzebą
nasycenia żołądka, przekształciła się w nienasyconą żądzę
posiadania. Sama chęć posiadania nie jest nowa. Dawniej posiadano
niewolników – innych ludzi, a teraz niewolnikiem stała się
Planeta. Jako gatunek (przynajmniej w uprzemysłowionej części
świata) nastawiliśmy się na coraz większą konsumpcję i stale
wzrastające „potrzeby”. Po części jest to efekt marketingu, a
po części pragnienie zapewnienia sobie (złudnego) poczucia
bezpieczeństwa dzięki (na)gromadzeniu bogactw. Ciekawe, że
większość tych bogactw wcale nie istnieje, ponieważ żyjemy w
wielkiej iluzji posiadania obiektów, którym wyłącznie cywilizacja
nadała wartość (np. „złoto”) lub pieniędzy nie mających
pokrycia – bez kontekstu cywilizacyjnego złoto i pieniądze tracą
na wartości. Od wielu lat żyjemy w realiach „ekonomi długu” i
wielu ekonomistów twierdzi, że dziś prawdziwych pieniędzy już
niema.
W książce „Sustainability and
Ecology at the ZEGG Community”, mój przyjaciel Achim Ecker pisze:
„Globalizacja nastawiona na zysk,
poddana prawom rynku, oznacza nowy szczyt ludzkiego szaleństwa. Tak
zwane wojny przeciwko terroryzmowi są jednym z objawów tej choroby.
Te wojny demaskują podstawowe mechanizmy kapitalizmu, ukierunkowane
na zabezpieczenie dostępu do zasobów naturalnych i nowych rynków
zbytu. Terroryzm najlepiej zwalczać poprzez realizację globalnej
sprawiedliwości oraz walkę z ubóstwem i analfabetyzmem.”
Nienasycony,
globalny konsumpcjonizm 20% światowej populacji, która zużywa 80%
zasobów planety musi rodzić sprzeciw pozostałej części populacji
objawiający się chociażby aktami terroru. Jednak na tej planecie
nie tylko ludzie mają coś do powiedzenia. Żyjemy w zamkniętym
systemie z innymi gatunkami, wodą, powietrzem, ogniem i samą
Ziemią. Wydaje nam się, że one nie mają głosu. To jednak tylko
jednostronna głuchota. Planeta przemawia poprzez Żywioły: tsunami,
huragany, trzęsienia ziemi, wulkany, wymieranie gatunków, zubożenie
„zasobów”, powolną agonię, itd.
W opisywanej tutaj
Wizji nie chodzi o bezpośrednie ratowanie Planety i nie chodzi o
zmniejszenie emisji CO2 - chodzi raczej o zachowanie ludzkości –
o ile to w ogóle możliwe. Ludzkość jest tutaj rozumiana zarówno
w sensie wewnętrznym, jak i zewnętrznym, ponieważ postępująca
globalizacja, przymus coraz większej produkcji i konsumpcji wiąże
się z coraz większą dehumanizacją (od-człowieczeniem). Nasza
Planeta, dawała sobie radę w początkowych konwulsjach swych
narodzin 4-5 miliardów lat temu i NA PEWNO da sobie radę za kolejny
Miliard lat. Ale czy ludzie, podobni pchełkom na JEJ powierzchni
dadzą sobie radę? Trudno odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystko wskazuje
na to, że chorujemy na uzależnienie od konsumpcji i od mechanizmów
zaprzeczania temu „nałogowi” zasugerowanych nam przez służby
marketingowe. „Twarda Ścieżka” pracy z osobami uzależnionymi
polega na tym, że można z nimi pracować dopiero wówczas, gdy
naprawdę sięgną „dna”. Gdy upadną tak nisko, że odkryją, że
dalej staczać już się nie da. Wcześniejsze próby będą skazane
na porażkę, ponieważ uzależniony/a funkcjonuje w mechanizmie
zaprzeczeń twierdząc całkiem racjonalnie, sensownie i elokwentnie,
że „nie jest uzależniony”.
Nasza „cywilizacja”
wciąż znajduje się na etapie wyparć i zaprzeczeń. Dotyczy to
nas wszystkich - nawet gigantyczne korporacje (jako żywe organizmy)
nie chcą zobaczyć, że tną gałąź na której siedzą. Wygląda
na to, że jako ludzkość nie dosięgnęliśmy jeszcze dna i mając
w pamięci okropieństwa różnych kryzysów oraz wojen z
przerażeniem zastanawiam się nad tym, czym będzie to dno, które
pozwoli na otrzeźwienie i ciężką pracę nad wychodzeniem z nałogu
– opisanego uzależnienia.
Możemy dyskutować,
czy i kto ma ograniczać emisję CO2 i czy to ma sens. To tylko jeden
z ubocznych albo raczej zastępczych tematów. Chociaż z pewnością
jest to ważne zagadnienie to, samo wytwarzanie i nadmiar CO2 jest
SKUTKIEM naszej POSTAWY. Jest to walka z objawami, a nie z przyczyną.
Opłaty i praca nad zmniejszeniem ilości CO2 jedynie maskują źródło
problemu. O tę postawę chodzi, a nie o samą emisję dwutlenku
węgla! Chodzi o świadomość. Ludzie zajmujący się pracą z
alkoholikami czasami są maksymalnie bezpośredni i bezwzględni.
Bywa, że mówią wprost: „co ty mi tu k... pierdolisz? Otrzeźwiej!
Masz chorobę wódczaną lub jesteś zwykłym ćpunem – i tyle!”
Eksperci i politycy
lubią mówić o lepszych filtrach na kominach i odsiarczanym
eko-węglu – ale nikt nie odważy się powiedzieć, że można po
prostu mniej kupować, mniej zużywać energii , mniej produkować i
mniej pracować – co z pewnością zmniejszyłoby emisję CO2. Małe
jest piękne ...
Dlaczego wciąż
tak jest? Ponieważ żyjemy w hipnozie „wzrostu” gospodarczego,
która zakłada, że trzeba coraz więcej produkować i kupować
nakręcając bezsensowny łańcuch pracy - zdobywania środków na
zakup – konsumpcji – produkcji – odpadów – pracy – itd.
„Wzrost Gospodarczy” to dotychczasowy wskaźnik „postępu”.
Żaden polityk oficjalnie nie przyzna, że ten wskaźnik jest
przestarzałym narzędziem (o ile w ogóle, kiedykolwiek nim był).
Jednocześnie ów „wzrost” jest rozpaczliwie pożądany przez
banki i dłużny (oprocentowany) system obiegu pieniądza. Tylko
„wzrost” daje iluzję podtrzymywania nowymi odsetkami
gigantycznej piramidy ogólnoświatowego długu.
W dzisiejszym
świecie jedną z najważniejszych świadomości jest świadomość
konsumpcyjna i ZAKUPOWA. To Ty decydujesz po pierwsze, czy w ogóle
coś kupić (czyli czy wspierasz istniejący, bankrutujący system),
a jeśli tak, to CO kupić – czyli KOGO WESPRZEĆ swoimi
pieniędzmi. Z każdą wydawaną złotówką/Euro dokonujesz
(s)elekcji – twój wybór sprawia, że masz wpływ na to jak działa
ten świat. Bo – jak śpiewano w filmie „The Cabaret” „Money
makes the world go round”
i jeśli to prawda – to TY/MY przyczyniamy się do tego JAK ten
świat się kręci i wokół czego. To ty wydatkujesz pieniądze
(lub nie).
Możesz się
zdecydować na zakupy produktów lokalnych u lokalnych producentów.
Możesz wspierać wyłącznie ruch „Fair Trade” i/lub wytwarzać
własną żywność. Jednak w kontekście zakupów Fair Trade pojawia
się moja świadomość rangi osoby bogatszej od innych: dobrze
wiem, że nie wszystkich stać na to, by zapłacić więcej za
(trudno osiągalne w Polsce – np. w małych miastach i wsiach)
produkty „Fair Trade”, które nie niszczą środowiska i są
wykonane z szacunkiem dla wytwarzających je ludzi oraz dla
ograniczonych zasobów naszej Planety.
Co można zrobić
mając niedostateczne zasoby w tym względzie? Dobrym rozwiązaniem
jest kupowanie w jak największym, możliwym stopniu poza
korporacjami (i/lub sieciami handlowymi) w systemie lokalnych Fair
Trade – dzięki temu będzie taniej. Można także wymieniać się
dobrami i usługami z innymi, podobnie myślącymi ludźmi.
Na razie osób
fair-trade'owym i nie-konsumpcyjnym sposobie myślenia jest wciąż
za mało. Z drugiej strony stosunkowo wysokie ceny produktów
„Fair-Trade nie pozwalają na to, aby było takich osób więcej.
Potrzebna jest zmieniająca cały system „masa krytyczna”
napędzana przekonaniami o słuszności, celowości i sensie
podejmowanych działań w dłuższej perspektywie czasu! Wydaje się,
że myślimy nie dość dalekosiężnie. Zapominamy o świecie
naszych pra-pra-pra-wnuków Pomysły na alternatywne ekonomie jak
barter, czy banki czasu po krótkim istnieniu upadają ponieważ
ludzie z czasem tracą kontakt z ideą (Śnieniem) które ich
motywowało (albo „zatrudniało”) na początku. Czasem bywa to
też „projekt” zewnętrzny, gdzie np. koordynator projektu jest
finansowany ze środków np. programów Europejskich czy
ekologicznych i gdy braknie tych środków oraz koordynatoa –
projekt zamiera.
Opisywana tutaj wizja Ekowioski wiąże
się z budowaniem wspomnianej ogólnoświatowej „masy krytycznej”
i z myślą o naszych pra-pra-pra-wnukach. ONA (wioska) zaistnieje,
jeśli zaistnieje wystarczająca liczba osób pragnących jej
materialnej real-izacji.
Z drugiej strony – na co wskazują
cytowane słowa Junga – sama wizja jest poza-osobowa,
transpersonalna. Z aborygeńskiego punktu widzenia taka „wioska”
istnieje już teraz. Śnienie przyszłej wioski-społeczności
oraz nasze pra pra wnuki są obecne wśród nas teraz (jeśli
ktokolwiek o NIEJ i o NICH mówi, pisze bądź myśli). Właśnie to
„Śnienie”, będące tendencją do zaistnienia czegoś jeszcze
nie-u-formowanego zatrudnia ludzi do przyobleczenia się w konkretną
Formę na poziomie uzgodnionej rzeczywistości.
Z punktu widzenia „Śnienia Wioski”
ważne jest, by ta „wizja” była otwarta, aby każda osoba mogła
dopisać/dodać coś od siebie. Jeśli ma to być wioska – to i
wizja MUSI być wioskowa – czyli kolektywna.
WIZJA
alternatywnej do systemu wielkiego
brata Ekowioskowej społeczności Intencjonalnej
współzamieszkującej (cohabitat) :
Na Ziemi, już od ponad 40 lat
funkcjonuje dużo modeli i sposobów organizowania eko-wiosek oraz
społeczności intencjonalnych. Te różne modele zależą zasadniczo
od:
- sposobu własności terenu i domów
- sposobu zarządzania (podziału)
ekonomią, zasobami i niedoborami
Jeżeli chodzi o sposoby własności,
mamy do czynienia z:
* Oddzielnymi własnościami (np. 1 ha
na rodzinę typu „Anastazja” itp.) gdzie tworzy się skupisko
siedlisk osób o podobnym światopoglądzie
* Współwłasnością i wspólną
ekonomią o różnym charakterze:
a.) spółdzielnie (np. Sieben
Linden)
b.) fundacje (np. Findhorn)
c.) spółki z o.o. (np. ZEGG)
d.) współwłasności terenu „osób
fizycznych” w różnych formach i udziałach
e.) wspólna ekonomia, gdzie łączy
się dochody i wszystkie środki (lub większość) trafiają do
wspólnego budżetu i są wspólnie rozdysponowywane
* Systemy mieszane łączące powyższe
w różnym stopniu
Po wielu doświadczeniach, poznawaniu
za granicą funkcjonujących ekowiosek, po własnych doświadczeniach
ze wstępną fazą zakładania jednej z Ekowiosek w Polsce
dowiedziałem się, że:
Wśród ludzi (szczególnie w Polsce)
często dominuje obawa lub nawet lęk (czasem trudno odróżnić lęk
od strachu - strach odnosi się do konkretnego obiektu go
wywołującego i jest bardziej instynktowny, w odróżnieniu od lęku,
który jest czymś bardziej uogólnionym, czymś co początkowo nie
ma jasno określonej przyczyny i obiektu.), który hamuje wiele
działań związanych z zaufaniem. Czynnik lęku i nieufności w
większym lub mniejszym stopniu wydaje się podstawowym elementem
uniemowżliwiającym ruch tworzenia ekowiosek oraz wspólnot
intencjonalnych w Polsce.
Jednak lęk oprócz hamowania może
być także całkiem dobrym miejscem dla zapoczątkowania każdej
inicjatywy. Lęk może zostać przetransformowany w konstruktywną
krytykę zmniejszającą ślepy galop hura-optymizmu. Obawy mówią
wiele o naszej wrażliwości.
Warto zatem zapytać: „co jest (lub
co może być) 'dobrego' w lęku”?
Za objawami lęku kryje się (między
innymi) informacja, że wszyscy mamy bardzo wrażliwe i superpodatne
na zranienia, wrażliwe, delikatne (vulnerable) przestrzenie –
obszary, miejsca w sobie.
Gdy i jeśli rozpoznamy te przestrzenie
w sobie samych i wzajemnie – w innych --> to mając dostęp do
tych części będziemy mogli je wyrażać i z ich jakością się
komunikować. I będziemy dzięki temu bliżsi sobie.
Niektórzy powiadają, że jest to
mówienie „z serca”.
Jednak bez zaufania, bez stworzenia
bezpiecznej przestrzeni na wyrażanie tego co uznajemy za „serce”,
nie ma możliwości otwarcia się na nasze najwrażliwsze części i
na dzielenie się „z poziomu serca”.
Zbudowanie bezpiecznej przestrzeni –
obszaru, gdzie można wyrażać najskrytsze i najwrażliwsze treści
wydaje się pierwszym zadaniem dla transparentnej społeczności
alternatywnej do „mainstreamu”.
Każdy/a, kto domaga się komunikacji
na tym poziomie wrażliwości („serca”) bez wcześniejszego
zapewnienia poczucia bezpieczeństwa – wzajemnego zaufania i bez
wcześniejszej pracy z samym „lękiem”, popełnia nadużycie,
zwłaszcza, gdy stawia komuś zarzut typu: „mówisz z głowy, a nie
z serca” ...
Kiedy przez pewien czas uczestniczyłem
w spotkaniach i rozmowach na temat zakładaniu ekowioski w Polsce,
dominującym tematem była (i jest nadal) troska o zabezpieczenie się
przed wszelkimi możliwymi zagrożeniami. Na pewnym etapie czynnik
zachowawczy, „hamujący” stłumił żywiołową energię
działania i budowania. Wydaje się to całkiem naturalne w erze i na
obszarach post-komunistycznych, gdzie „władza ludowa” odbierała
dobra materialne i nie pozwalała ich mieć zbyt dużo (Achim Ecker z
Niemiec mówił, że ludzie mieszkający w Niemczech na obszarze
byłej NRD mają tak samo i dziwią się przybyszom z „zachodu”
preferującym współwłasność czy kooperatywę).
Troska o zabezpieczenie się przed
wszelkimi możliwymi zagrożeniami wyrasta(ła) z obaw przed masą
czynników, ale wskazuje też na wzajemny brak zaufania! Kiedy w
jakimkolwiek gronie mówimy o zagrożeniach i zabezpieczaniu się,
wyczuwalny jest lęk. Wówczas można zadać sobie (a czasem innym
również) pytanie: W JAKI SPOSÓB LĘK JEST (lub bywa) OBECNY
POMIĘDZY NAMI TU I TERAZ, w chwili, gdy o nim mówimy? Jak wygląda
jego duch i co mówi?
W inicjatywie, w której
uczestniczyłem ludzie już na wstępnym, najwcześniejszym etapie
wykazywali tendencję do ukrywania przed sobą swoich pomysłów,
opini o sobie nawzajem czy planów (co i tak wypłynęło z nich jak
ciecz pod znacznie większym ciśnieniem po kilku miesiącach!).
Zdarzało się nawet, że ukrywano nawet własne motywacje
przyciągające do tego eksperymentu! Już na najwcześniejszym
etapie pojawiały się tendencje do wykluczenia osób, zachowań czy
sposobów życia, które w żadnym stopniu nie były ani aspołeczne
ani sprzeczne z prawem, a jedynie niezgodne z „mainstreamem”
generowanym przez opinię liderów (czyli tych, co mają dostęp do
ziemi i władają nią!) grupy.
To wykluczenie pojawiało się w
formie pośredniej. Pośrednia forma objawiała jako obawa przed
„zewnętrznym zagrożeniem. Stosowano np. argument, że to nie
„my”, ale gmina, czy okoliczna ludność nie zaakceptuje takiego
czy innego pomysłu, poglądu, modelu życia czy postępowania i
będzie przeciw a nawet zaszkodzi. Że służba społeczna odbierze
dzieci, urzędnicy będą nieprzychylni, itp., itd.
Choć takie argumenty mają do
pewnego stopnia sens, to jednak przede wszystkim wskazują na
zinternalizowane (uwewnętrznione) myślenie typowe dla „większości”
(mainstream) oraz na nieświadome przyjęcie zasad dominującego
„systemu” do budowania „alternatywnej”społeczności żyjącej
na obrzeżach tego „systemu”! Pojawił się paradoks: opisany
scenariusz skazywał grupę na nieświadome powtarzanie modelu
mainstreamu (wraz z jego aparatem przymusu) w mikro-wymiarze z
idyllicznym przekonaniem, że kreuje się alternatywną rzeczywistość
! Okazało się, że „zewnętrzny” „system” został
powtórzony już na samym początku kreowania eko-społeczności
przez grupę pragnącą żyć w pewnym stopniu alternatywnie.
Doświadczenia grup czy to
terapeutycznych , czy szczególnie ekowioskowych (tych, które poza
granicami Polski przetrwały kilkanaście – kilkadziesiąt lat i
rozwijają się!) pokazują, że o wiele większe i ważniejsze
znaczenie od budowania domów, uprawiania ziemi, tworzenia formalnych
struktur czy wspólnych działań ma budowanie społeczności,
wzajemnego zaufania i szczerości osłabiającej lęki przed innymi
członkami grupy oraz przed „obcym” i „niewiadomym/nieznanym”.
W długo funkcjonujących społecznościach okazało się, że
największym lekarstwem na lęk i strach jest transparentność
(przejrzystość) oraz umiejętności społeczno-komunikacyjne w tym
przede wszystkim zdolność do konstruktywnej pracy z konfliktem –
z tymi osobami, które przedstawiają odmienne poglądy i których
(chwilowo) za to „nie lubimy”.
Kiedy nie lękasz się, to nie musisz
nic ukrywać. Natomiast kiedy coś ukrywasz (przed innymi), to dzieje
się tak z obaw i z lęku przed odkryciem tego, co właśnie ukrywasz
i przed ewentualnymi „karami” (konsekwencjami) odkrycia twego
czynu! Przy czym na „skrywanie” musisz wydatkować energię,
która o wiele bardziej mogłaby się przydać gdzie indziej.
Powtarza się wówczas nie tylko model „dużego systemu”, ale
cały scenariusz zachowań znany z dzieciństwa prowadzony na osi
dziecko – opiekun.
Znane nam/mi/wam Eko-społeczności
wykształciły wiele metod wzmacniających transparentność i
osłabiających poziom obaw i lęku przed innymi członkami grup (a
także przed samym, zewnętrznym „systemem”). Niektóre ekipy
stosują terapię grupową z zewnętrznym facylitatorem-terapeutą,
inne wybrane elementy terapii oraz własne metody. Np. w ZEGG i
Sieben Linden stosuje się „Forum” a w Findhorn zagłębianie się
w sobie w ciszy oraz Głęboką Demokrację (WorldWork).
Nie ma dobrze i sprawnie
funkcjonującej (przez dłuższy czas) grupy – ekowioski czy
społeczności intencjonalnej (oprócz grup stworzonych na podłożu
religii czy wspólnego kultu, kierowanych przez charyzmatycznych
„guru” - bo takie także są), która ustawicznie nie pracowałaby
ze swoim „cieniem” i nie kwestionowałaby co pewien czas
wykształconych przez siebie struktur, typów relacji i sposobów
komunikacji oraz dotychczasowych wizji w celu znalezienia
sprawniejszego modelu i odkrycia tego, co już nie funkcjonuje
skutecznie i satysfakcjonująco. W ZEGG ukuli nawet slogan mówiący,
że najbardziej stałym czynnikiem jest zmiana.
W1988 roku, w książce „The Year
One” Arnold Mindell nazwał takie podejście „pracą ze
śmieciami” – recyclingiem tego, co uznajemy za śmiecie/odpady
w społeczności. Tym odpadem są zjawiska, zachowania, interakcje,
informacje i wiadomości, których nie chcemy dostrzec, doświadczać,
słyszeć czy czuć (i/lub których się w jakiś sposób boimy),
podobnie jak nie chcemy patrzeć na śmieci wyrzucane do kosza i nie
chcemy wiedzieć co się z nimi dzieje. Trudność w pracy ze
„śmieciami” pojawiła się w opisywanym przeze mnie przykładzie
tworzenia ekowioski w Polsce. Kiedy zaproponowałem pracę z
konfliktem i z naszymi „śmieciami” (naszymi jako grupy) z pomocą
zaproszonego zewnętrznego facylitatora – dominującym komentarzem
było, że nie ma na razie konfliktu i żadnej potrzeby pracy z nim.
Nie dostrzegano istnienia „śmieci”. Taka postawa jest jak
najbardziej naturalna – jeśli konflikt nie jest jeszcze dość
gorący – to wykazujemy tendencję do nie zauważania jego
zaistnienia.
Z globalnego punktu widzenia powoli
zaczynamy coraz lepiej zauważać, że nasza planeta jest ZBYT MAŁA
również na wytwarzanie odpadków psychologicznych! Jesteśmy
skazani na to, aby je transformować, przepracowywać i na powrót
wprowadzać do obrotu (recycle). Na tym polega właściwa
eko-psychologia, która nie pomija istoty życia społecznego jako
części życia na planecie. Taka ekopsychologia jest istotnym
aspektem eko-wioski i eko-społeczności. Praca z Ziemią i
materią, bez uwzględnienia uczuć, snów, wizji czy marzeń nie
jest podejściem w pełni holistycznym.
Nasz przyjaciel Achim Ecker ze
wspólnoty ZEGG, który przyjechał do Krakowa na warsztaty naszej
Fundacji Głębokiej Demokracji uczyć się pracy i facylitacji w
duchu Głębokiej Demokracji, zapytany jak mieszkający tam ludzie
pracują ze wspomnianymi odpadami odpowiedział, że mają kilka
modeli: Forum, Non Violence Communication, Deep Democracy (WorldWork)
i inne pozwalające twórczo pracować z Cieniem ( w w rozumieniu
psychologii Junga) i z konfliktami.
Ze spotkania z Achimem, ważny był
dla mnie wniosek, że pojedyncza własność „działek" - jak
u np. w „modelu Anastazji” - odwzorowuje i stwarza dokładnie
taki sam system wioski jaki zaistniał wszędzie tam, gdzie przed
500 – 1000 laty zakładano dzisiejsze, „zwyczajne”, tradycyjne
wioski (czyli osadnictwo związane z uprawą ziemi – co dało
taki efekt jaki mamy właśnie teraz).
Powielanie tego samego scenariusza (co
przed 800 laty) w „mikro-eko” skali, spowoduje , że już w
drugim, najdalej 3 pokoleniu system "klasycznej wsi"
powtórzy się - może tylko będzie nieco bardziej ekologiczny w
podejściu do upraw i Ziemi.
Jednak z czasem „WIELKI BRAT” albo
„duży system” zaanektuje to, co ludzie z takim mozołem,
zapałem i energią wcześniej stworzyli. Stopniowo i niezauważalnie
ludzie powrócą „na łono” dużego systemu nie za bardzo zdając
sobie sprawy z tego co i jak się to wydarzyło.
Dostrzegam jak trudne jest to do
wprowadzenia. Jak daleko jesteśmy od czasów, gdy „własność
ziemi” była czymś nieznanym. Na dziś nie wiem jak można uwolnić
się od niezmiernie mocno uwarunkowanego przekonania, że ziemia jest
dobrem najwyższym i najcenniejszym. Że posiadanie tego dobra daje
zabezpieczenie i niezbywalne podstawy bytu. Świadczą o tym wieki
historii: nasi przodkowie gotowi byli zginąć nie tylko w obronie
ziem ojczyzny ale i za kawałek miedzy zaoranej przez sąsiada!
Gandhi powiedział kiedyś, że nie da
się rozmontować określonego systemu bez wprowadzanie w jego
miejsce nowego. Jak zatem wymyślić, wybrać i jak zastosować
jakiś odmienny system? Jak sprawić, żeby był otwarty, elastyczny,
różnorodny i ewoluujący?
Myślę, że warto NIEUSTANNIE zadawać
sobie ważne pytanie -- "czym będzie ta wioska/społeczność/idea
za 100 - 200 lat" – w czasach moich pra-pra-wnuków? (Jak to
robili rdzenni Amerykanie.)
W odmiennym wariancie warto mieć
także świadomość, że być może tworzę ją
(wioskę-społeczność) tylko dla siebie i dla grona przyjaciół na
okres 20 – 50 lat? (co też jest bardzo dobrym twórczym i cennym
pomysłem.)
Czy jednak krótkoterminowe podejście
jest rzeczywiście „sustainable” - zrównoważone (zwłaszcza w
czasie) ? Praktycznie WSZYSTKIE większe eko-wioski, wspólnoty
intencjonalne itd., które przetrwały dłuższy czas (czyli od 15
lat wzwyż) oprócz pracy nad ustawicznym rozwojem zdolności
społecznych grupy i każdego członka/członkini, wykształceniem
alternatywnych systemów rozliczeń funkcjonujących poza oficjalnym
pieniądzem, wytworzyły także różne, wspólne formy własności.
IDEAŁEM BYŁOBY NIE-POSIADANIE ZIEMI.
A jeszcze większym ideałem byłoby,
gdyby to ZIEMIA POSIADAŁA NAS! Albo gdybyśmy przynajmniej mieli
taką świadomość, gdybyśmy mogli działać „w służbie”
lub w synergii z globalnym organizmem planety.
Np. wspólna własność (a najlepiej
jej brak!) w takiej czy innej formie wymusza
na członkach danej wioski-społeczności rozwój tak indywidualny w
kontekście kompetencji społeczno-komunikacyjnych jak i
organizacyjny całej instytucji. Dla mnie właśnie ten aspekt
rozwoju wydaje się największym osiągnięciem społecznych
eksperymentów istniejących eko-wiosek oaz wspólnot
intencjonalnych. Jeśli (i kiedy) te wartości (i towarzyszące im
umiejętności) uda się wyeksportować z eko-wiosek na resztę
świata, to będziemy żyć w bezpieczniejszym i mniej szalonym,
mniej konsumpcyjnie nastawionym świecie manipulowanym przez
marketingowe służby sprzedawania towarów na kredyt, włącznie z
„wizją lepszego jutra”.
Przy tworzeniu eko-wspólnot kluczowe
okazują się co najmniej 4 kwestie:
- Jaką dana wspólnota obrała formę własności, zarządzania nią oraz całą organizacją.
- W jaki sposób i jakimi środkami buduje się społeczność i wzajemne w niej relacje oraz jak reguluje się dynamikę wzajemnych oddziaływań zachodzących w tej grupie.
- (po części ujęte już w p. 2.) Jakie stosuje się sposoby podejmowania decyzji, które nie wykluczają (a wręcz uznają go za niezmiernie, ogromnie ważny i wart wsparcia), sprzeciwu i głosu mniejszości oraz jak pracuje się z konfliktami (a także jaki się ma do nich stosunek :) w danej grupie )
- Jak reguluje się stosunki wynikające z nierównego wkładu finansowego poszczegónych osób w dane przedsięwzięcie
RÓŻNORODNOŚĆ
W tej wizji największą wartością
jest sama społeczność i dopiero na dalszym planie znajduje się
lokalizacja i to, co wspólnie będzie robić. Taka społeczność
może, a nawet powinna samodzielnie wybrać oraz (póki co niestety!)
nabyć miejsce dla swego funkcjonowania i rozwoju.
Jednak podobnie jak w ogrodach
permakulturowych tak i w żywych społecznościach najważniejsza dla
zdrowia i przetrwania jest różnorodność, co wiąże się z
niewykluczającym podejściem do ludzi – co w grupach
intencjonalnych bywa niełatwe. Jeśli na przykład wykluczasz część
osób jako nie-nadające się (do życia w danej grupie), to tak
jakbyś obsadzał/a rolę samej Natury, która decyduje jakie rośliny
i zwierzęta mogą na danym terenie współmieszkać, a jakie nie.
Dodatkowo wykluczasz również we własnym wnętrzu taką część
Ciebie, którą reprezentuje osoba/postać, której nie chcesz
widzieć w swoim pobliżu!
Wykluczenie zawsze jest najpierw
wewnętrzne a dopiero później potem zewnętrzne. Wykluczając kogoś
„na zewnątrz” nieświadomie zubażasz się sam/a tłumiąc w ten
sposób (ale tylko na pewien czas!) te aspekty ciebie, które właśnie
chciały ci się objawić w postaci niechcianej osoby! (O
wykluczeniach wewnętrznych i odpowiadających im zewnętrznych
obszerniej pisze Tomek Teodorczyk tutaj.)
W Eko-wioskach i wspólnotach
intencjonalnych – podobnie jak w przyrodzie - pojawianie się na
danym obszarze, zamieszkiwanie, przychodzenie oraz odchodzenie
objawia się w sposób naturalny tak jak przypływy i odpływy na
morzu.
Wiele wspólnot – jak np. ZEGG
wykształciło dla nowych, przyszłych członków/członkiń okresy
„próbne” trwające zazwyczaj około roku, gdzie nowe „rośliny”
sprawdzają, czy mogą na dłużej zapuścić korzenie, a stare,
badają jak się czują z nowymi przybyszami. Początkiem w ZEGG jest
5-tygodniowy obóz, gdzie 20 – 30 osób mieszka przez cały czas w
jednym – dwóch pomieszczeniach tak jak to było w początkach tej
wspólnoty, gdy 80 osób przez 3 lata mieszkało w jednym domu, w
dwóch pomieszczeniach.
DOM WSPÓLNOTOWY
Z ekonomicznego i alternatywnego do
„mainstreamowego” systemu dobrym rozwiązaniem jest dom
wspólnotowy z dużą wspólną kuchnią i jadalnią oraz łazienkami
oraz mniejszymi mieszkaniami bądź pokojami dla osób/rodzin.
Takie rozwiązanie generuje radykalnie
mniejszy ślad ekologiczny (footprint) na 1 osobę i jest o wiele
tańsze tak w budowie jak i w utrzymaniu w przeliczeniu na jedną
osobę. Umożliwia także etapowe oddawanie inwestycji i zasiedlanie
jej nawet, gdy nie jest całkiem wykończona. Ponadto przygotowanie
śniadań i kolacji oraz gotowanie obiadów dla wszystkich (np. przy
14 osobach wypada 1 x tydzień dla każdego przy obsadzie 2
osobowej), pozwala na wspólny, partycypacyjny budżet wyżywienia,
kosztów domu, bieżącego utrzymania, mniejszy wysiłek jednej
osoby, itd.
W Polsce zasadniczo nie ma ograniczeń
co do rozmiarów „domu jednorodzinnego” pod warunkiem, że przy
końcowym „odbiorze” zbudowanego obiektu będą mieścić się w
nim nie więcej niż 2 oddzielne mieszkania. Dobrze zaplanowane 600
metrów kwadratowych to dobre miejsce do życia dla liczby od 20 do
50 osób.
Ponadto absolutnie nieprzypadkowo
wspólna kuchnia i posiłki to cecha charakterystyczna wielu wspólnot
i ekowiosek. Jadalnio-kuchnia ma niezwykle integrującą moc stając
się miejscem spotkań i wspólnego posilania (zasilania) się.
Współwłasność domu i terenu
daje jeszcze jeden „plus” - znacznie większą możliwość
finansowania budowy i zakupu ziemi tak ze środków własnych jak i z
zaciągniętych pożyczek. Przy wszelkim zaciąganiu pożyczek warto
jednak unikać banków i brać kredyty „wśród ludzi”, aby nie
wspierać odsetkami i prowizjami systemu bankowego, który jest w
wielkiej mierze winowajcą (ale i skutkiem!) obecnego kryzysu oraz
głównym beneficjentem lansowanej od lat ideologii „wzrostu”.
Zarówno ZEGG jak i Sieben Linden
zostały sfinansowane głównie z pożyczek osób prywatnych. Kredyty
bankowe wzięto pod subsydiowane przez rząd instalacje
fotowoltaniczne, grzewcze i solarne ogrzewanie wody.
DZIECI
W wielu wspólnotowych miejscach na
świecie dzieci wciąż są „dobrem wspólnym” w tym sensie, że
bez względu na posiadaną liczbę dzieci (do osiągnięcia przez
nich pełnoletniości) nie są one wliczane w składkę żywieniową
lub czynszową zbieraną na bieżące koszty utrzymania nieruchomości
(tak jest np. w Sieben Linden), co oznacza, że samotna matka/ojciec
5 dzieci opłaca taką samą część kosztów jak pojedynczy
dorosły.
Dlaczego?
Nie znam dokładnej odpowiedzi – ale
wiem, że dzieci to wielka radość, inspiracja, źródło
niewygasającej energii oraz nauki dla większości ludzi
znajdujących się w ich pobliżu. Dzieci są błogosławieństwem
dla całej społeczności i wszyscy stają się po trosze rodzicami.
Jest takie afrykańskie przysłowie:
„It takes whole village to raise the children” (potrzebna jest
cała wioska aby wychować dzieci). Z punktu widzenia Głębokiej
Demokracji odwrotne stwierdzenie jest równie prawdziwe: „Dzieci
potrzebne są po to, aby dorośli wraz z nimi dojrzewali”, bo
przecież to właśnie dzięki dziecku człowieka bywa także
„rodzicem” :).
PIĘKNO
Od czasów jaskiniowych ludzie pragną
żyć w pięknie (jeśli nie wierzysz zajrzyj na strony internetowe
pokazujące sztukę paleolitu, itp. – np. w jaskiniach przed 15 –
40 tys. lat.) Twórczość i sztuka, to wyjątkowa cecha naczelnych.
Ludzie (współ)tworzą piękno wokół siebie – lub być może –
są przez nie tworzeni. To ważne, by dbać o jakość i estetykę
przestrzeni, w której przebywamy.
Piękno może być także oznaką
prawdy i prawdziwości. Rzeczy piękne są wewnętrznie spójne i
harmonijne – dojrzałe i rozwinięte. Ksiądz
prof. Michał Heller, wybitny polski fizyk i kosmolog, powiedział
kiedyś w wywiadzie: "Jeśli teoria nie jest piękna, to możemy
być niemal pewni, że jest błędna". Zatem piękno
kreowane wewnątrz i na zewnątrz pośrednio mówi o prawdziwości i
autentyczności ...
OBRZĘDOWOŚĆ
Razem z Gosią i Heniem mieszkamy od
roku na podlaskiej wsi o wielowiekowej multikulturowej tradycji i
bolesnej historii, gdzie ludzie mówią specyficzną mieszkanką
białorusko-ukraińsko-polską. Przed wojną w tej wsi słychać było
głównie Yidisz. Sam mieszany język mówi o różnorodności.
Wczoraj oglądaliśmy występy białoruskiego zespołu śpiewaczego i
czuliśmy się jak we wspólnocie wiejskiej przed erą telewizji,
komputerów, elektrycznego światła i pracy większości mieszkańców
w mieście. To jest akurat temat do szerszego opisu, chcę tu tylko
podkreślić, że wspólne obrzędy (świeckie, religijne czy
pogańskie) są czymś niezmiernie ważnym dla ludzi, czymś co
wszystkich wspólnie transportuje poza „codzienność” w obszar
sacrum (czyli poza profanum), dzięki czemu ludzie
wiedzą, że łączy ich coś znacznie więcej niż tylko wzajemne
„transakcje” przebiegające na poziomie uzgodnionej
rzeczywistości.
Obrzędy są potrzebne jako część
niewidzialnego kleju, Śnienia spajającego każdą
społeczność. Warto je kształcić i kultywować. Np. w ekowiosce
Findhorn kładzie się na to bardzo mocny nacisk od ponad 40 lat jej
istnienia.
ŚNIENIE ZIEMI
Ludzie, którzy wciąż jeszcze żyją
w bliskim związku z Matką Ziemią ujmują to taki sposób: „To
nie my mamy Ziemię – to Ziemia ma 'nas' – ONA jest
naszą Matką. Dzięki NIEJ i dzięki takiemu podejściu nigdy nie
czujemy się osamotnieni”. Wyzwaniem dla nas staje się
zatem pytanie jak „władając Ziemią” nie zapominać o tym, że
wcale nie jest ona naszą własnością !?!? Że nigdy jej nie
posiądziemy – a co najwyżej w niej spoczniemy? Że gdy w Niej
spoczniemy – to wszyscy staniemy się sobie równi? Ziemia może
nam przypominać o tej – jakże często zapominanej prymarnej
równości każdej istoty w chwili śmierci i po niej. Ceniąc Ziemię
jako Matkę zastanawiamy się nad tym, jak na przykład poprosić JĄ
o zagłębienie się w NIEJ w celu wykopania studni wiedząc, że
jest to stwarzanie rany w JEJ skórze? Jak współdziałać wiedząc,
że jest się częścią JEJ ekosystemu i JEJ płodności?
Wydaje się, że każde POSIADANIE
Ziemi, wiedzie do złudnego „bycia na swoim”, co z perspektywy
historycznej było (i bywa nadal) przyczyną większości wojen i
zbrodni. Bo jeśli jesteś „na swoim” to potrzebujesz ustanowić
granice i strzec ich, a z czasem możesz stwierdzić, że masz zbyt
mało przestrzeni życiowej i wyruszasz ją zdobywać kosztem innych
istnień. Wojny o „ziemię”, zaczęły się zapewne w czasach
przejścia od kultur łowiecko-zbierackich do agrarnych. Zmiana
podejścia od czczenia Ziemi do jej lekceważenia ilustruje znany
cytat (patriarchalny postulat) z popularnej księgi: „czyńcie
sobie Ziemię poddaną”. Z kolei NIEPOSIADANIE ziemi oznacza dla
większości osób brak zakorzenienia i ugruntowania! Jak pogodzić
te skrajnie sprzeczne tendencje?
Może spytajmy samego „ducha”
Ziemi? Z punktu widzenia ZIEMI można zapytać: czy licząca 4-5
miliardów lat Ziemia w ogóle i w jakimkolwiek stopniu może być
„naszą” poddaną ??? Czy była nią zaledwie milion, albo
miliard lat temu? Czy będzie naszą „poddaną” za 100 milionów
lat ??? Czy w ogóle się nami przejmuje bardziej niż mrówkami czy
rekinami?
Jesteśmy tylko jednymi z miliardów
dzieci tej Ziemi i z jej perspektywy dopiero raczkujemy. Jako gatunek
liczymy sobie zaledwie jakieś 80 – 100 tysięcy lat i znajdujemy
się w roszczeniowej fazie wszystko biorącego dla siebie,
nienasyconego niemowlaka. Z punktu widzenia niemowlaka to zupełnie
naturalne. Staramy się dorosnąć, należy niestety przypuszczać,
że zapewne nie uda się nam - jako gatunkowi przeskoczyć pewnych
etapów rozwojowych i związanych z nimi upadków (a upadamy właśnie
dzięki wszechobecnej sile ziemskiej grawitacji ).
TRANSPARENTNOŚĆ, W TYM PRZEJRZYSTOŚĆ
W KWESTII UCZUĆ I POŻĄDAŃ
Podczas swojego pobytu w Krakowie i na
ogólnym spotkaniu nasz gość Achim mówił, że niezwykle ważna
jest (przynajmniej to akurat bardzo mocno podkreśla się w ZEGG)
transparentność, w tym przejrzystość w kwestii związków. Tylko
3% ssaków to monogamiści, a ludzie z pewnością nie są „mono”.
Co zrobić z tym trendem „nie-mono”, czyli „poli(amorycznym)”?
Ukrywanie przed innymi swoich uczuć,
działań, pomysłów i fantazji jest z jednej strony kwestią
intymną, prywatną i zrozumiałą, ale z drugiej strony dotyczy
także zbiorowości i wpływa na nią. W ZEGG stwierdzili, że o
wiele lepiej jest realizować fantazje i chęć rozszerzania
doświadczeń oraz związków w sposób transparentny niż w sposób
ukryty (jak to się dzieje w patriarchalnych społecznościach i
cywilizacjach).
Obecnie (w ZEGG) nie ma silnego
nacisku na otwarte związki (oczywiście istnieją takie ale również
są związki mniej otwarte), tym niemniej odczuwa się tęsknotę za
czasami „pionierskimi”, gdy blisko 80 osób mieszkało tylko w
dwóch wielkich pomieszczeniach w jednym budynku (pozostałe były w
procesie adaptacji. Aby dodać tutaj „smaczku”, cały ośrodek
ZEGG mieści się na terenie dawnej bazy STASI, gdzie szkolono
szpiegów – mistrzów ukrywania i tajności – czyli
przeciwległego bieguna transparentności !!! )
W tym miejscu znowu możemy powrócić
do kwestii lęku. Brak transparentności w obszarze związków i
seksualności również w wielkiej mierze motywowany jest sferą
lęku, niepewności oraz chęcią posiadania drugiej osoby na
własność. lękiem przed porzuceniem i przed samotnością.
OGRANICZENIA I ZAKAZY
Wiele powstających grup, przyszłych
ekoosad oraz wspólnot intencjonalnych zakłada na samym początku
swego powstawania zakazy i ograniczenia. Np. zakaz używania alkoholu
i/lub innych środków zmieniających świadomość oraz szereg
innych ograniczeń nie wiedząc o tym, że wraz z takim „zakazem”
usuwają do Cienia i „podziemia” naturalną potrzebę
doświadczania np. Odmiennych Stanów Świadomości, które tak dla
jednostki jak i dla grupy są źródłem i zasobem odżywczych
energii, wglądów i intuicji.
Oczywiście daleki jestem tutaj od
propagowania deliryczno-narkotykowej „wspólnoty” „ćpunów”
- bo takie faktycznie istniały w subkulturach hippisowskich lat
60-tych XX w. a obecnie w pewnym stopniu nadal istnieją pośród
wykluczonych grup osób bezdomnych żyjących np. w lecie na
działkach na obrzeżach miast w opuszczonych domkach i altankach.
Trzeba jednak mieć świadomość, że
w przypadku „odgórnych” zakazów w tym przypadku, poza
częściowym odcięciem się od transpersonalnych i pozamaterialnych
źródeł pojawiają się kolejne problemy.
Po pierwsze, we wszelkich
społeczeństwach, które wprowadzały prohibicję, była ona zawsze
łamana. Samo złamanie „zakazu” to tylko początek lawiny
zdarzeń i konsekwencji, ponieważ musi zaistnieć jakaś formalna
bądź nieformalna instytucja pilnująca dostosowania się do tego
zakazu! W ten sposób wspólnoty wykształcają to, czego chciały
uniknąć działając alternatywnie w stosunku do „systemu”:
od-twarzają własny mini-system policyjno-sądowego aparat przymusu
we wspólnocie oraz – co nie mniej ważne – zaburzają
transparentność, ponieważ każde złamanie zakazu będzie raczej
ukrywane przed innymi ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami
stosowanymi przez „władzę”. W wyniku opisanej dynamiki pojawi
się jeszcze więcej lęku.
Jak temu zaradzić? Wszelkie
ewentualne ograniczenie MUSZĄ być samouzgodnione i negocjowane
przez całą GRUPĘ osób w procesie konsensusu oraz głębokiej
demokracji oraz co pewien czas poddawane weryfikacji (czy nadal mają
sens).
Samoograniczenia w tym zakresie muszą
wypływać organicznie z procesu całej grupy, która w
inny/alternatywny sposób odnajdzie dostęp do odmiennych stanów
świadomości tak w sferze wspólnoty jak i jednostek. Jedynie
wówczas zakaz nie będzie w destrukcyjny sposób wypierać do sfery
nieświadomości i Cienia ludzkiej tęsknoty za doświadczeniem
odmiennych stanów świadomości.
JAK I Z CZEGO ŻYĆ?
W istniejących wioskach funkcjonuje
szereg pomysłów, modeli i duża różnorodność. Duża część
wspólnot to centra szkoleniowo-seminaryjne, gdzie prowadzi się
warsztaty, szkolenia czy seminaria. Wykładowcami są zarówno
mieszkańcy wiosek – dzielący się swoją wiedzą i
doświadczeniami, jak i przyjezdni trenerzy-nauczyciele. Obsługa
bazy noclegowej, żywieniowej i seminaryjnej jest dużą częścią
dochodów dla wszystkich. Część osób żyje z uprawy ziemi –
wioski w ok 30 – 70% są w tym zakresie samowystarczalne. Pewien
procent ludzi pracuje przez internet, zajmuje się działalnością
artystyczną. Są też tacy, którzy kilka dni w tygodniu lub na cały
etat pracują poza wioską w pobliskich miejscowościach.
W każdym przypadku system
ekonomicznego zasilania jest dostosowany do lokalnych warunków i
możliwości a także wynika za specyfiki oraz umiejętności
posiadanych przez członków danej grupy. Myślę, że dobrym
sposobem może być szerszy wpływ eko-społeczności na okolicę
włącznie z inspirowaniem okolicznych miast do wkroczenia na ścieżkę
„Transition Towns”.
Niektóre eko-wioski jak ZEGG
przyciągają osoby osiedlające się w pobliżu – w ciągu 20 lat
w okolicy ZEGG osiedliło się 300 osób kierujących się podobnym
sposobem myślenia i postawą.
ENERGIA, PALIWA I TRANSPORT
Eko-Wspólnoty powinny zmierzać ku
samowystarczalności i do zbilansowanego korzystania z energii
odnawialnej. Sensowne zatem jest postawienie jednej centralnej
jednostki grzewczej opalanej drewnem (paliwo odnawialne) lub
uprawianymi na obszarze ekowioski roślinami energetycznymi. Również
i tutaj dom „wspólnotowy” ma przewagę nad osobnymi
siedliskami/chatami – podobnie jak w przypadku gotowania we
wspólnej kuchni/stołówce , praca wiązana z dozorowaniem procesu
ogrzewania oraz gromadzenia opału jest podzielona na wiele osób.
Ważnym aspektem dążenia do zrównoważenia i zbilansowania
zużywanych zasobów energii odnawialnej jest wysoki stopień
energooszczędności budynku – czyli jego termo-izolacja.
Rozwiązanie wspólnotowe pozwala na
wspólne korzystanie z mniejszej ilości samochodów napędzanych –
jeśli to możliwe – olejami roślinnymi (biodiesel) pozyskiwanymi
lokalnie lub na własnym terenie. W większości eko-wiosek
praktykuje się takie rozwiązanie – kluczyki są ogólnodostępne
– trzeba tylko pozostawić w samochodzie tyle paliwa, ile się
zastało w aucie :)
DOŁĄCZ – zaproszenie :)
Nie wiem jeszcze jak – ale jeśli w
jakiś sposób przedstawiona wizja rezonuje z Tobą i jesteś
zainteresowany/a dołączeniem do inicjatywy eko-wioskowej (i/lub
społeczności intencjonalnej) stworzonej w sposób zbliżony do ww
opisu, gdzie człowiek i jednostka nie jest centralną postacią,
gdyż jest nim Ziemia to daj znać i napisz coś o sobie np. tu:
r_paluch [@] wp.pl (oczywiście wizja jako wspólna będzie się
nieustająco tworzyć i ewoluować!)
Pozdrawiam i do zobaczenia :)
„Sustainable development and
worldwide justice require, first of all, a new orientation of our
lifestyles in the industrialized countries as we already consume much
more than our share. If the entire world’s population wanted to
achieve our standards of living, we would need several planets just
like the Earth in order to supply us with the necessary raw
materials, such as energy, food and natural resources. Politics needs
to provide a supportive framework for this change of attitude and
thinking; but most of all it is” necessary for each and every one
of us to fundamentally change his or her attitude towards the way we
use our shared resources and the products of this one world.
Achim Ecker in „Sustainability and
Ecology at the ZEGG Community” Belzig 2004
Zrównoważony rozwój i i
sprawiedliwość na świecie wymaga przede wszystkim nowej orientacji
w obranym stylu życia na terenach krajów uprzemysłowionych,
ponieważ konsumujemy znacznie więcej od tego czym się dzielimy (z
innymi). Gdyby wszyscy ludzie na świecie chciali osiągnąć nasz
standard życia, potrzebowalibyśmy kilku planet takich jak Ziemia,
aby zapewnić dostawy niezbędnych surowców, energii i pożywienia.
Do takiej zmiany postawy i myślenia potrzebne jest wsparcie ze
strony świat polityki; jednak najważniejsze jest aby każde z nas
całkowicie zmieniło swój stosunek do sposobu w jaki korzystamy ze
wspólnych zasobów i darów tego świata.
Achim Ecker w „Sustainability and
Ecology at the ZEGG Community”
Belzig 2004
Świetny wpis. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńJestem na etapie projektowania w wyobraźni takiej wspólnoty.
Hej Robert, jestem zainteresowana współpracą w tworzeniu wspólnoty intencjonalnej-ośrodka holistycznego nastawionego na szeroko pojęte uzdrawianie, daj znać czy chcesz o tym gadać, pozdrawiam, tanna
UsuńDzięki Tanno za komentarz -- chcę gadać jak najbardziej :) Ale i działać. Właśnie wróciliśmy z Gosią z okolic Kłodzka, gzie oglądaliśmy potencjalne tereny do zasiedlenia :)
UsuńŚciskam serdecznie
Robert
Interesuję się wioskami od 15 lat, piszę dożo o zr w różnych jego aspektach (także człowieka),pisywałam w ZB na ten temat, uczestniczyłam w GEN-Europe w Wolimierzu w 2001. Teraz mam okazję pozbierać to wszystko razem i pokazać. Jeśli jesteś zainteresowany, zapraszam do kontaktu, pozdrawiam EwaDa
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńdzieki za dzielenie się -- bardzo jestem zainteresowany. !5 lat to na pewno duża wiedza i doświadczenie. Wszelkie informacje jak najmilej widziane.
http://newfamilyway.blogspot.com/ - nawiązuje też do twojej wypowiedzi
OdpowiedzUsuńZ intencją udanych początków wielu różnych społeczności w Polsce http://newfamilyway.blogspot.com/, post pt.: Społeczność - spotkanie z samym sobą.
OdpowiedzUsuńnie mogę przeczytać tekstu w blogu.... jakaś blokada
Usuńhmm, nie wiem dlaczego; u mnie się czyta ....
Usuńsorry chodzi o newfamily
OdpowiedzUsuń