Co za dzień (znaczy wczorajszy)!
A właściwie popołudnie ...
Dwoje osób pracujących na części
działki będącej ziemią uprawną – warzywa, zioła itd.
I dwoje dzieci 3 lata i 5...
I pies.
I ja – w roli opiekuna dzieci (a
właściwie tym razem „policjanta”).
Ludzie pracowali ciężko – zrobili
grządki, posiali warzywa i inne rośliny. Część już wzeszła.
Pomiędzy rabatkami i grządkami zrobili ścieżki. Nie ogrodzili
swych grządek dość wyraźnie – na szczęście oprócz grządek
jest sporo terenu do biegania i jeżdżenia na rowerkach dla dzieci,
psa i nie-rolników :)
A jednak:
Pies spuszczony z łańcuch czy smyczy
popędził poprzez zasiewy – wot głupia sabaka – krzyknęli,
ale machnęli ręką – przecież to pies - nie zrozumi.
Dzieci pouczyłem: nie chodźcie po
grządkach – co najwyżej po ścieżkach między rabatkami.
No i dzieci się starały jak mogły.
Ale patrzcie: tam w lewo motylek chyc,
hop, biegiem za nim! A tu ptaszek szybko – na lewo od ścieżki. A
tu!? CO TO , trzeba podbiec i zobaczyć z bliska, bo zniknie!
DZIECI! Krzyczy stażnik wiejski : NIE
BIEGAJCIE TAM!!!! po nasionkach, zasiewach malutkich roślinkach.
Nieeeeeeee!
Rolnicy spoglądają na mnie groźnie –
miałem pilnować tch niszczycieli ...
A ja w roli strażnika wiejskiego
chodzę za nimi krok-w-krok. Błagam nie zejdźcie z tej wąskiej
ścieżunki.
Ale oto znowu COŚ: N a j w a ż
niejszego!
Bum tararara hyc hyc hop!
Yffff znowu zapomieliśmy :(
A ja w krzyk! Nieeeeeee! Nie chodźcie
TAM!
A na mnie krzyk ogrodników: jak ich
pilnujesz!
Oooouffff nieeee! Wielkie, głośne,
krzykliwe „nie” ze wszystkich stron.
Nie! Nie chcę być pilnującym każdego
kroku policjantem!
Nie chcę chorej sytuacji, na którą
nikt nie spojrzał z punktu widzenia dziecka.
Tu zielone i tam zielone – o co
chodzi? Jedno zielone jest gorsze od innego? Po tym można chodzić a
po tamtym nie?
Pies biega po grządkach i nic! Sobie
on może. A my nie?
Poszliśmy wszyscy do sąsiada, on ma
grządki ogrodzone: ani pies ani dzieci tam nie wejdą, a ja
(strażnik) nie muszę krzyczeć na maluchy pragnące zbadać każdą
piędź ziemi bez rozróżniania wartości eksplorowanej połaci ...
Może mili ogrodnicy pomyślicie o
ogrodzeniu swych cennych zasiewów?
Nam dzieciom będzie wówczas łatwiej
się pows-trzymać. Lepiej zobaczymy wytyczoną granicę ... Wszak
jest to jedna z metod stawiania granic, o których uczą na kursach
asertywności i wychowywania dzieci ...
I może wówczas ja – strażnik
wiejski – będę mniej zestresowany i nie-krzyczący na maluchy
kurczące się od mojego wokalnego hałasu ... Albo w ogóle nie będę
potrzebny?
Tak, te granice są trudne. Tłumacząc Synowi, na co się zgadzam, a na co nie, uświadamiałam sobie, jakie to wyzwanie dla młodego umysłu odróżnić te rzeczy, którymi można rzucać, od tych, których absolutnie nie wolno. I że można tłuc pięścią w stół, w bęben, ale już pokrywa laptopa się do tego nie nadaje.
OdpowiedzUsuńŚwiat Małego Człowieka jest przedziwnie skomplikowany. Rzeczy i zasady ich używania... ciężka lekcja.