Centralnym
punktem pracy z procesem jest pełna
współczucia świadomość naszej własnej percepcji. Każda
interwencja w terapii czy medytacji opiera się na pewnej bazie
filozoficznej; współczucie, na ile jestem tego świadomy,
stanowi taki właśnie paradygmat pracy z procesem.
w:
„O
pracy wewnętrznej" Arnold
Mindell
Ostatniej
nocy obudził mnie ból oka i dzięki temu coś zrozumiałem lub –
inaczej mówiąc miałem „wgląd” a przy okazji ból oka minął … .
Wgląd
o tej treści zdarzył mi się nie pierwszy raz, ale najwyraźniej o
tym zapominam periodycznie, jestem uparty wracając w stare
koleiny, a tak delikatny narząd jak oko wyostrza to, co się
nie/widzi :) lub zapomina.
W
tradycji buddyjskiej niezwykle ważne są cechy/jakości zwane metta
bhawana, mudita i karuna
(loving kindness = miłująca dobroć/życzliwość) , które
stanowią podstawę bodhicitty (compassion = współczucia). [obszernie piszę o tym tutaj]
W
pradawnych „leśnych” tradycjach buddyzmu Indochin (Birma, Laos,
Tajlandia) powiadano i nauczano, że zanim medytujący może zająć
się praktyką współczucia wobec innych i reszty świata (które w
ostateczności nie są bynajmniej czymś „na zewnątrz”) adept
musi spędzić nieraz kilka lat na nauce rozwijania współczucia w
stosunku do samej/ego siebie, zanim będzie mógł kierować je ku
innym …
To
piekielnie mądra postawa. Bo jeśli nie masz dostępu do współczucia
i mądrej miłości w stosunku do „siebie”, to współczucie
wobec innych będzie doświadczeniem „zastępczym” czy pośrednim
(tym niemniej to i tak jest o wiele lepsze niż nic = brak
współczucia/znieczulica !).
Ale
tej nocy oko przypomniało mi jak to robić, jak przywracać
zagubioną, mądrą i dobrą miłość do samego siebie, a dzięki
temu do „innych” i świata:
Wyobraź
sobie, że dzierżysz na dłoni delikatny, kruchy, przewrażliwy
skarb – jak np. twoje własne oko !
Lub,
że podnosisz w dłoniach noworodka. Że obdarzasz go/ją czułością,
troską, miłością.
Zauważ,
że to nie jest miłość skierowana tylko do tej istoty lub chwilowo
płynąca z relacji z nią. To tkliwość, której potencjał
posiadasz od zawsze… To niezbywalna łączność lub więź
miłości. Możesz to odczuć, gdy trzymasz w dłoniach noworodka lub
inną równie cenną i kruchą istotę… A ponieważ każde z nas
było takie, więc:
ujmij
w miłujące dłonie/objęcia samego/samą siebie ! Przywołaj obraz
samej/ego siebie, gdy miałeś/aś kilka dni, lub lat.
Otul
samą/ego siebie taką samą współczującą miłością i troską,
dobrocią…
Jak
to jest, gdy KTOŚ w tobie bezwarunkowo koi i kocha CIEBIE w formie
dziecka?
A
kiedy ci się to uda, rozszerz to wrażenie obejmowania i ujmowania w
miłujące dłonie na najbliższych, obcych i cały świat. Wyobraź
sobie, że – choćby przez chwilę - każdy człowiek i każda
czująca istota jest (bo przecież była!) noworodkiem – a ty
jego/jej mamą (nawet jak jesteś facetem).
Z
punktu widzenia tej, współczującej, kochającej mamy/taty popatrz
na swoje obecne trudności i problemy – czy dostrzegasz być może
inny wymiar niż uprzednio?
Ból
oka przypomniał mi w nocy o tej delikatności, kruchości, czułości
do „siebie” we wszelkich wersjach:
gdy
byłem/jestem dzieckiem
dorosłym,
a
także Tobą i wszelkim stworzeniem …
O
oku powiadał dawno temu mistrz Eckhart:
„Oko,
które widzi Boga, jest tym samym okiem, którym Bóg patrzy na
ciebie”.
Ja
bym dodał:
Oko, które czuje, jest tym samym okiem, które
dostrzega, docenia i czuje ciebie ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz - twoja opinia/zdanie jest dla mnie ważne !