Linda Schierse Leonard pisze o różnych odmianach łez i o mądrości baśni "Bezręka Dziewczyna".
(...) Łzy
są przypisane zranionej kobiecie. Mogą zamarzać i przybierać
podobne do sztyletów formy o ostrych krawędziach. Mogą też
wywoływać burze zalewające ląd, na którym stoi kobieta. Lecz łzy
potrafią także padać niczym urodzajny deszcz, który pozwala
wzrastać i odradzać się na wiosnę.
Kiedy
łzy zamarzają stając się soplami podobnymi do sztyletów, to
"zamrażają" również kobietę oraz jej
związki. Zamarznięte łzy potrafią zamienić mężczyznę w głaz
jak w przypadku spojrzenia Meduzy; również serce kobiety może
zamienić się w kamień. W takiej formie, łzy nie są już
odkupieniem, ponieważ rozwój duszy zamiera w gorzkiej urazie.
Z
drugiej strony, potop łez wypłukuje ziemię spod stóp kobiety.
Wówczas może ona utknąć w błocie, niezdolna do ruchu i obrony
swoich racji. Potop łez potrafi zatopić kobietę w bagnie smutku,
które zamienia się w użalanie się nad sobą i zalewa duszę.
Choć
zamarznięte łzy, jak i potop łez nie dają ukojenia, to właśnie
łzy otwierają duszę.
Łzy wraz ze wściekłością mogą wyzwolić
kobietę, pomóc w uzdrowieniu i lepszym życiu ze zranieniem."
Gdy córka dowiaduje się o tej transakcji, myje się, aby utrzymać się z dala od łap diabła. Diabeł z kolei powiada, że powinna unikać wody, w przeciwnym razie nie będzie miał nad nią władzy. Ojciec jest posłuszny, jednak w międzyczasie córka płacze, a łzy spływają jej na ręce. Ponieważ diabeł nie może zabrać kogoś tak mokrego, nakazuje ojcu, by odciął córce ręce. Zapowiada, że wróci po nią nazajutrz. Bojąc się o własne życie, młynarz odcina córce ręce. Ale córka znowu płacze, a łzy spływają na ramiona. Znowu diabeł nie może jej zabrać. Tak więc diabeł nie dostaje córki, a dziewczyna jest teraz bezręka. Ojciec stara się zrekompensować córce kalectwo mówiąc, że teraz mogą żyć bezpiecznie i w dobrobycie. Córka jednak wyraźnie widzi całość sytuacji i nie chce zostać z ojcem. Zamiast tego wyrusza sama do lasu.
Mamy tutaj córkę, która dostrzega słabość ojca i uświadamia sobie, że musi radzić sobie sama. Ale brak rąk oznacza, że nie może kierować się aktywnością ego, jako kompensacją. Płacz ratuje ją przed diabłem i przyczynia się do separacji od niedbałego ojca. W wyniku tego wyrusza w drogę do dziewiczego lasu, gdzie modli się o boską pomoc i wierzy w uzdrawiające siły natury. Z pomocą przybywa anioł. Bezręka odżywia się także owocami drzewa, które należy do króla. Król zakochuje się w niej, poślubia i daje jej parę srebrnych rąk. Później jednak król wyrusza na wojnę. Pojawia się diabeł, który przynosi kłamliwe wiadomości i dziewczyna znowu musi ruszać w drogę, tym razem z nowo narodzonym synkiem o imieniu Schmerzenreich (pełen bólu). Dziewczyna znowu modli się o pomoc i anioł ofiarowuje jej dom w lesie, gdzie przebywa przez siedem lat. W tym czasie jej ręce odrastają. Jednocześnie przez siedem długich lat, król prowadzi poszukiwania. W końcu dzięki kombinacji cierpliwości i akceptacji cierpienia, kochankowie znowu się spotykają.
Ta baśń była dla mnie bardzo ważna, gdy uświadomiłam sobie niebezpieczeństwo obronnej postawy uzbrojonej Amazonki. Zdałam sobie sprawę z tego, że wszystkie wysiłki mojego ego zmierzające do wybitnych osiągnięć i kontroli, mające kompensować słabość mojego ojca, nie dają żadnego efektu. Pozbawiona nagle rąk, musiałam przebywać w lesie mojej samotności i depresji, ucząc się czekania oraz ufności. W tym czasie płynęły moje łzy. Czasami wracałam do gorzkich żalów nad niespełnionym dzieciństwem, porzuceniem przez ojca oraz przez różnych kochanków i wtedy moje łzy stawały się agresywnymi, twardymi soplami lodu. Kiedy indziej nadciągała powódź łez i tonęłam w niej jak ofiara zdarzeń. Lecz z czasem pojawiły się łagodniejsze łzy, które budziły we mnie spontaniczne, instynktowne uczucia. Te uczucia były bardzo długo wypierane i tłumione. W miarę jak łzy zmiękczały moją zbroję i otwierały serce, zaczynałam odczuwać uzdrawiającą moc natury. W coraz większym stopniu umiałam wyrażać swoją wrażliwość. Im bardziej otwarcie i spontanicznie okazywałam własne uczucia innym, tym bardziej znikał lęk i kontrolujący mechanizm obronny. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że moje cierpienie, moja otwarta rana była jedną z najważniejszych więzi, jakie łączą mnie z ludźmi. Nie było czegoś szczególnego, co przyczyniłoby się do mojego zbawienia. To była akceptacja uzdrawiających sił natury, umiejętność czekania oraz otwarcie się na to, co spontanicznie przychodzi z głębi. Dla mnie, jako szczególnie ambitnej osoby, nie było to łatwe. A jednak w miarę, jak łzy spływały po mnie niezliczoną ilość razy, nawet przez cały czas pisania tej książki, moje ręce zaczynały odrastać w naturalny sposób. W końcu mogłam zacząć pisać i wypowiadać się wprost ze swego centrum."
zobacz też: https://robertpalusinski.blogspot.com/2010/10/zraniona-kobieta-cz-i.html
i: https://robertpalusinski.blogspot.com/2010/10/zraniona-kobieta-cz-ii-o-wewnetrznym.html
Znakomita recenzja... spłakałam się czytając ją, nie wiem jeszcze, który to rodzaj łez ale to chyba znaczy, że książka jest dla mnie. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń