poniedziałek, 20 maja 2019

Teoria poliwagalna - o wpływie nerwu błędnego na zdrowie. Wywiad z jej odkrywcą i twórcą prof. S. Porges'em

Wklejam poniżej przekład wywiadu ze Stephenem Porges'em.

Wywiad ukazał się w oryginale, w kwietniu 2006 r. 
https://www.sott.net/article/228410-How-your-nervous-system-sabotages-your-ability-to-relate

natomiast polski przekład  w 2011 r.
tutaj: https://www.researchgate.net/publication/304670073_Poliwagalna_teoria

pozwoliłem sobie skopiować na blog - jedynie dlatego, że czasem wartościowe treści znikają niespodziewanie, a ten wywiad uważam za znakomity, a przy tym za historyczny, gdyż ukazała się przed opublikowaniem pierwszej książki S. Porges'a (2011) o teorii poliwagalnej, ale już 11 lat po przedstawieniu teorii poliwagalnej na łamach pism naukowych (1995).

© nexuspub

przekład:  PRACowniA


"Jak układ nerwowy sabotuje twoją zdolność do kontaktu z ludźmi"

A gdyby wszystkie nasze udręki dało się wytłumaczyć automatycznymi reakcjami ciała na zachodzące wokół nas zdarzenia? A jeśli lekiem na umysłowe i emocjonalne zaburzenia, od autyzmu po ataki paniki, okazałoby się nowe podejście do funkcjonowania układu nerwowego? Dr Stephen Porges tak właśnie uważa. Porges, profesor psychiatrii na University of Illinois w Chicago i dyrektor tamtejszego Brain-Body Center, spędził wiele lat na poszukiwaniu wskazówek co do sposobu funkcjonowania mózgu, aż opracował teorię poliwagalną, jak ją sam nazwał. Skupia się ona na ewolucji układu nerwowego człowieka oraz na początkach struktur mózgowych i zakłada, że nasze społeczne zachowania i zaburzenia emocjonalne mają podłoże biologiczne – są w nas „wbudowane” – w większym stopniu, niż myślimy. W oparciu o tę teorię Porges wraz z kolegami opracowali technikę terapii, mającą ułatwić ludziom komunikację i wzajemny kontakt.
Termin „poliwagalny” jest połączeniem słów „poli-”, oznaczającego „wiele”, oraz „wagalny”, odnoszącego się do nerwu błędnego (z łac. i ang. „vagus”). Żeby zrozumieć tę teorię, przyjrzyjmy się nerwowi błędnemu – podstawowej części autonomicznego układu nerwowego. Układ ten, którego nie kontrolujemy, odpowiedzialny jest za czynności wykonywane przez nas automatycznie, jak choćby trawienie. Nerw błędny wychodzi z pnia mózgu, a jego odgałęzienia nadzorują struktury w głowie oraz w innych narządach, włącznie z sercem. Zgodnie z tą teorią, za charakterystyczne sposoby reakcji na sytuacje, które postrzegamy jako bezpieczne lub niebezpieczne, odpowiadają dwie różne gałęzie nerwu błędnego. Teoria poliwagalna odzwierciedla także trzy etapy ewolucji, jaka dokonała się na przestrzeni milionów lat, i doprowadziła do powstania naszego autonomicznego układu nerwowego.
Główna część badań Porgesa prowadzona jest obecnie w Brain-Body Center, liczącym ponad 2 tysiące metrów kwadratowych centrum badań interdyscyplinarnych przy Uniwersytecie Illinois. Wspólnie pracują tam specjaliści w dziedzinie endokrynologii, neuroanatomii, neurobiologii, psychiatrii i psychologii. Badają modele zachowań społecznych i opracowują terapie na takie zaburzenia, jak autyzm czy lęki. Teoria poliwagalna Porgesa zaczyna pojawiać się na szkoleniach masażystów, terapeutów i pedagogów. Przykładem jest ogólnokrajowa konferencja Hakomi, która odbyła się zeszłego lata na Uniwersytecie Naropy, gdzie dr Porges był głównym mówcą. (Hakomi jest zarówno systemem masaży, jak i psychoterapii opartej na pracy z ciałem.) Podczas tej konferencji Porges opisał teorię poliwagalną i jej znaczenie wydawcy magazynu Nexus, Raviemu Dykemie.
RD: Proszę opowiedzieć mi o teorii, którą pan opracował – teorii poliwagalnej. Czy nie jest to novum wobec teorii dwu układów nerwowych?
SP: Chciałbym to sprecyzować. Z historycznego punktu widzenia autonomiczny układ nerwowy został podzielony na dwie części: na układ współczulny (sympatyczny) i przywspółczulny (parasympatyczny). Taki strukturalny model powstał na przełomie XIX i XX wieku. Z biegiem lat zaczął nabierać życia, aczkolwiek obecnie wiemy na ten temat o wiele więcej. Zasadniczo model ten wiązał układ współczulny z reakcją „uciekaj albo walcz”, zaś układ przywspółczulny ze zwykłym funkcjonowaniem, kiedy człowiek jest spokojny i opanowany.
Taki model autonomicznego układu nerwowego ewoluował w różne „teorie równowagi”, jako że większość narządów ciała, takich jak serce, płuca czy jelita, posiada unerwienie zarówno współczulne, jak i przywspółczulne.
Większa część unerwienia przywspółczulnego (energii nerwowej) pochodzi od jednego nerwu, zwanego błędnym, który wychodzi z mózgu i unerwia układ pokarmowy, oddechowy, serce i narządy jamy brzusznej. Nerw błędny, przez który przechodzą szlaki nerwowe, najprościej wyobrazić sobie jako rurkę lub przewód. Taki jego obraz wymógł na naukowcach spostrzeżenie, że poszczególne włókna nerwu błędnego mają swój początek w różnych częściach pnia mózgu. Przykładowo, szlaki nerwowe biegnące przez nerw błędny do jelita grubego wychodzą z jednej części mózgu, natomiast szlaki biegnące do serca i płuc – z innej.
RD: Czy to względnie nowa wiedza?
SP: Tak. Jednak zgodnie z tą teorią układ nerwowy reaguje na wyzwania życia codziennego w sposób hierarchiczny, a nie w zrównoważony. Innymi słowy, gdy badamy ewolucyjną drogę rozwoju autonomicznego układu nerwowego u kręgowców – od pradawnych bezżuchwowców przez ryby kostnoszkieletowe, aż po pierwsze ssaki i ludzi – odkrywamy, że nie tylko rozwój kory mózgowej (zewnętrznej powłoki mózgu, będącej jego największą częścią) jest skomplikowany, ale i to, że zaszła zmiana w sposobie funkcjonowania autonomicznego układu nerwowego. To już nie jest równowaga układów współczulnego i przywspółczulnego. To układ hierarchiczny.

RD: Czyli najpierw dzieje się jedna rzecz, potem druga, a potem następna?
SP: Dokładnie. A to wpływa na nasze reakcje na świat. Na tę hierarchię składają się trzy obiegi nerwowe, przy czym jeden obieg może nachodzić na drugi. Zwykle nasze reakcje są dziełem najnowszego (ewolucyjnie – przyp. tłum.) układu, a jeśli to nic nie daje, próbujemy użyć starszego, a w końcu najstarszego. Tak więc zaczynamy od układu najmłodszego i stopniowo się cofamy.
Teoria poliwagalna uwzględnia więc ewolucję autonomicznego układu nerwowego i jego organizację; podkreśla przy tym, że układ wagalny nie jest pojedynczą jednostką, jak się zwykło uważać. Istnieją w rzeczywistości dwa układy wagalne. Właśnie stąd bierze swoją nazwę teoria poliwagalna.
Ostatni, czy też najmłodszy etap, występuje wyłącznie u ssaków, a charakteryzuje się tym, że nerw błędny posiada szlaki mielinowe. Nerw błędny jest głównym nerwem przywspółczulnego układu nerwowego i posiada dwie główne gałęzie. Najmłodsza zawiera otoczki mielinowe i jest połączona z nerwami czaszkowymi, kontrolującymi mimikę twarzy oraz artykulację.
RD:, Które w praktyce przynoszą korzyść osobom patrzącym na nas, tak?
SP: Zgadza się, albo nam, kiedy patrzymy na innych, porozumiewamy się, czy coś sygnalizujemy – a nawet, kiedy słuchamy. Na ogół zapominamy, że słuchanie jest w istocie czynnością ruchową, obejmującą napinanie mięśni ucha środkowego. Mięśniami tymi steruje nerw twarzowy, który odpowiada także za podnoszenie powiek. Kiedy słuchamy kogoś z zainteresowaniem, podnosimy powieki i jednocześnie mięśnie ucha środkowego napinają się. W ten sposób jesteśmy przygotowani na słyszenie rozmówcy nawet w głośnym otoczeniu.
RD: Bardzo ciekawe. A jak pan wykorzysta ten mechanizm w terapii?
SP: Powiedzmy, że jest pan terapeutą, rodzicem albo nauczycielem. Twarz jednego z pańskich klientów, uczniów czy dzieci jest bez wyrazu, nie ma napięcia mięśni, powieki są opuszczone, wzrok odwrócony. Bardzo możliwe, że taka osoba ma do tego nadwrażliwy słuch i trudności z kontrolowaniem stanu ciała. Są to częste objawy kilku zaburzeń psychicznych, takich jak lęki, pograniczne zaburzenie osobowości, zaburzenia afektywne dwubiegunowe, autyzm i nadpobudliwość. Wówczas, bowiem system nerwowy regulujący zarówno ekspresję ciała, jak i napięcie mięśni twarzy wyłącza się. U ludzi dotkniętych tymi zaburzeniami brak jest ekspresji emocji na twarzy i są podenerwowani, ponieważ ich układ nerwowy nie dostarcza im informacji, które by ich uspokoiły.
RD: Jak teoria poliwagalna zmieni metody terapii wspomnianych zaburzeń?
SP: Kiedy zrozumiemy mechanizmy powodujące dane zaburzenie, pojawi się sposób na jego terapię. Nie powiemy już komuś „nie wierć się”, karząc go następnie, bo nie potrafi usiedzieć w miejscu; nigdy już nie powiemy „Dlaczego się nie uśmiechasz?”, „Słuchaj uważniej” czy „Popatrz mi w oczy”, gdy brak tego typu zachowań. Zwykle terapeuci próbują nauczyć klientów nawiązywać kontakt wzrokowy. Jednak taki nawyk jest często niemożliwy w przypadku osób cierpiących na przykład na autyzm czy zaburzenie afektywne dwubiegunowe, ponieważ układ nerwowy kontrolujący spontaniczne przypatrywanie się jest wyłączony. Ten nowszy układ – interakcji społecznych – może się bowiem wyrazić tylko wtedy, gdy układ nerwowy takiej osoby uzna otoczenie za bezpieczne.
Z kolei pojęcie bezpieczeństwa jest rzeczą względną. Siedzimy sobie w tym pokoju i nic nie wskazuje na istnienie zagrożenia. Czujemy się tu bezpiecznie, ale wcale nie musi tak być w przypadku młodej kobiety z panicznymi lękami. Coś z tego otoczenia, które nam wydaje się bezpieczne, może wywołać u niej fizjologiczną reakcję gotowości do obrony.
RD: Jeśli więc ktoś ma objawy afektu spłyconego (brak ekspresji emocji – przyp. tłum.) lub przeciwnie – jest niespokojny i podenerwowany tą sytuacją, może nie mieć wyboru. Jest to zjawisko neurologiczne, tak?
SP: Zgadza się. To w zasadzie nieświadomy czy podświadomy neurobiologiczny system motywacyjny. Ta kobieta nie zachowa się w ten sposób celowo. To sposób przystosowania się do sytuacji, którą jej układ nerwowy uznał za niebezpieczną. Stąd pytanie, jak zniwelować to poczucie zagrożenia. Zgodnie z tradycyjnymi strategiami należałoby przemówić jej do rozsądku, zapewnić, że otoczenie jej nie zagraża, negocjować, wspierać, czy też ukarać za niedostosowanie się do zaleceń. Innymi słowy, staramy się uzyskać kontrolę nad jej zachowaniem. Jednak takie podejście nie przynosi dobrych rezultatów, jeśli chodzi o interakcje społeczne, ponieważ okazują się one być napędzane przez wewnętrzny stan organizmu. Nasza obecna wiedza, oparta na teorii poliwagalnej, zapewnia nam lepsze podejście. I tak, w celu uspokojenia pacjentów, przemawiamy do nich łagodnie, modulując siłę i ton głosu tak, aby wywołać reakcje słuchowe oraz zapewniamy im ciche otoczenie, pozbawione głośnego szumu tła.
RD: Ponieważ tym ludziom trudno jest słuchać innych, gdy w tle panuje hałas?
SP: Tak, a to dlatego, że wspomniane układy nie są aktywne a głośne dźwięki w tle wyzwalają u nich specyficzne stany fizjologiczne oraz zachowania obronne.
RD: Innymi słowy, jeśli ktoś jest w silnie reakcyjnej fazie, może nie być w stanie wyłowić ludzkiego głosu spośród innych dźwięków w tle?
SP: Dokładnie. Ludzie będący w takim stanie często są poddawani testom słuchu, w których wypadają celująco w pomieszczeniach dźwiękoszczelnych. Ludzie, u których układ nerwowy działa poprawnie, posiadają pewne mechanizmy nerwowe, służące do wychwytywania z szumu tła określonych dźwięków. Mechanizmy te tłumią dźwięki tła o niskiej częstotliwości, co umożliwia wyraźne słyszenie głosu ludzkiego, nawet przy wysokim poziomie szumu tła.
Mechanizmy te nie funkcjonują jednak u osób z pewnymi określonymi zaburzeniami. Przykładowo, chłopcu z autyzmem trudno będzie odróżnić głos ludzki od pozostałych dźwięków w tle; głosy ludzkie zatrą się i osłabną w obecności innych dźwięków, zaczną „zanikać”. To dlatego osoby autystyczne oraz cierpiące na kilka innych zaburzeń psychicznych nie chcą zazwyczaj chodzić do centrów handlowych czy miejsc z głośną wentylacją. Dźwięki tła zagłuszają im ludzki głos.
RD: A co ze zwykłymi neurotykami, tymi z nas, którzy nie cierpią na żadne niezidentyfikowane zaburzenie, ale okresowo dopada ich stres czy lęki? Co w takich przypadkach proponuje teoria poliwagalna?
SP: To samo, co w przypadkach poważniejszych zaburzeń. Gdy jesteśmy na przykład zestresowani, możemy oddać się intensywnemu wysiłkowi. Jednak w rzeczywistości takie rozwiązanie prowadzi do jeszcze silniejszego wycofania się układu odpowiedzialnego za interakcje społeczne. W przeciwieństwie do stymulowania poczucia bezpieczeństwa wprowadza nas to w stan znieczulenia, przez co przestajemy odczuwać stres. Teoria poliwagalna proponuje strategie prowadzące do zapewnienia poczucia bezpieczeństwa, na przykład poprzez przeniesienie się ciche otoczenie, grę na jakimś instrumencie, śpiew, łagodną rozmowę, czy choćby słuchanie muzyki. Proszę się zastanowić, co robimy, gdy dopada nas stres. Wycofujemy się z kontaktów interpersonalnych, zamiast ich szukać. A przecież zwracanie się do innych po pomoc w ustabilizowaniu nastroju i emocji jest naturalnym ludzkim zachowaniem. Tak więc na pańskie pytanie, jak można wykorzystać tę wiedzę, odpowiedź brzmi: musimy na nowo zrozumieć, co oznacza bycie człowiekiem.
Jednym z elementów człowieczeństwa jest zależność od drugiej osoby. Oczywiście nie przez cały czas. Podobnie jak większość ssaków, rodzimy się zależni od opiekunów, a potrzeba bycia blisko innych utrzymuje się do końca życia. Wraz z dorastaniem zaczynamy odczuwać potrzebę znalezienia sobie bezpiecznego otoczenia, gdzie możemy jeść, spać, wypróżniać się i rozmnażać. Tworzymy bezpieczne środowisko budując ściany, mające stworzyć granice i zapewnić nam prywatność; albo kupujemy sobie psa, który będzie nas strzec, gdy śpimy. Celem tych zabiegów jest stworzenie środowiska, w którym nie musimy już wykazywać wzmożonej czujności i które pozwoli nam zaangażować się w procesy wymagające „bezpiecznej” atmosfery. Zachowania związane z interakcjami społecznymi – nawiązywanie kontaktu wzrokowego, słuchanie rozmówcy – wymagają od nas rezygnacji ze stanu wzmożonej czujności.
Wróćmy do kwestii zastosowań klinicznych teorii poliwagalnej. Kiedy spotykamy ludzi ze spłyconym afektem, brakiem zróżnicowania w napięciu mięśni twarzy, spuszczających wzrok, mówiących z jednostajną intonacją lub mających problem ze słyszeniem słów rozmówcy, ludzi podenerwowanych i niespokojnych, możemy zobaczyć, jak te stany fizjologiczne mogą być wyrazem funkcji adaptacyjnych służących obronie. Jednak te funkcje adaptacyjne nie współgrają z kontekstem społecznym, w którym żyje dana osoba.
RD: Czyli tacy ludzie uważają świat za niebezpieczny?
SP: Nie ma to związku z procesem poznawczym. To reakcja fizjologiczna układu nerwowego. Nie jest to reakcja świadoma. Większość ludzi, którzy tak się czują, wolałaby tak się nie czuć, jednak nie mogą tego tak po prostu wyłączyć. Musimy zrozumieć, że te odczucia są faktami fizjologicznymi, inicjowanymi przez określone obwody nerwowe, oraz znaleźć sposób, jak pobudzić te obwody, które aktywują zachowania prospołeczne. To właśnie stanowi ważną część badań – faktycznie możemy zaprząc te obwody nerwowe do pracy za pomocą różnorodnych technik – intonacji, zmniejszenia ilości bodźców płynących z otoczenia, słuchania oraz prezentowania znajomych twarzy.
Często, gdy jesteśmy zestresowani lub podenerwowani, staramy się odwrócić uwagę albo uciekamy w jakieś nowe zajęcie. Mówimy, „Chodźmy do parku! Zróbmy coś innego!”. Musimy jednak zrozumieć, że w rzeczywistości układ nerwowy domaga się czegoś znajomego i przewidywalnego, bo to kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa.
RD: To może wyjaśnić, dlaczego niektórzy Nowojorczycy nie chcą wyjechać z Manhattanu po 11 września.
SP: Właśnie. To znajome miejsce, ich dom. A dom jest potężnym symbolem bezpieczeństwa.
RD: Słyszałem, że ktoś nazwał ludzki umysł paranoidalnym narządem. Chodzi o to, że gdy żyjemy w pełni zmysłów, tu i teraz, zazwyczaj czujemy się bezpiecznie, jednak nasz umysł często podsuwa nam myśli o zagrożeniu, jakby spodziewając się niebezpieczeństwa.
SP: Odpowiem na to opisując panu część układu nerwowego, której jedyną funkcją jest reakcja na obecność drugiego człowieka, a nawet innego ssaka, jak choćby pies czy kot. Nie jest to ta sama część, która wprowadza nas w stan oświecenia lub ekstazy. W pewnym sensie jest to bardzo ugruntowany element naszego układu nerwowego. Sprzęga on kontakt z pewnym poziomem poszczególnych zmysłów, ale nie tych opisywanych przez pana. Właśnie dzięki tej części odbieramy informacje o narządach wewnętrznych. Informacje te wędrują nerwami do pnia mózgu, skąd rozchodzą się na korę mózgową. Ta część układu nerwowego zapewnia nam kontakt z rzeczywistością; reguluje stan ciała, dzięki czemu możemy być czujni i zaangażowani. Obejmuje większość tych ludzkich doświadczeń, które nazywamy zachowaniami społecznymi. Można powiedzieć, że zachowania społeczne stanowią bardzo ważną część psychicznych doznań człowieka. A układ nerwowy odpowiedzialny za interakcje społeczne decyduje o jakości wzajemnych relacji z innymi ludźmi. Istotną rolę odgrywają tu choćby wyraz twarzy, intonacja głosu, ruchy głowy, czy nawet ruch rąk. Przykładowo, jaka będzie pańska naturalna reakcja, jeśli podczas rozmowy z panem będę odchylał głowę, mówił monotonnie i spuszczał wzrok? Co by pan wtedy czuł?
RD: Miałbym wrażenie, że nie jest pan całkiem obecny, że się pan odcina lub wyłącza z rozmowy.
SP: Odcięcie się, – co mogłoby zostać zinterpretowane przez rozmówcę, jako przejaw krytycyzmu, niechęci do niego i do zaangażowania się w rozmowę, wywyższania się czy podejrzliwości. Tak więc wszystkie te wyrazy twarzy, które jednym wydają się reakcjami czysto fizjologicznymi, dla innych mogą mieć podtekst moralny lub przynajmniej motywacyjny. A wcale tak być nie musi. Widać z tego, że interakcje społeczne stanowią unikalną i bardzo silną część naszych wzajemnych relacji.
Jak cenna jest ta wiedza? Weźmy trzy różne typy przypadków klinicznych. Typ pierwszy, grymaśne i wiecznie płaczące dziecko. Drugi, dziecko z zaburzeniem uwagi. Trzeci, dziecko autystyczne. Co czują rodzice tych trojga różnych dzieci? Czy czują, że dziecko ich kocha? Czy łatwo jest rodzicom kochać takie dziecko? Albo czy czują się oszukiwani i nielubiani przez własne dziecko? Jakie są ich odczucia? W przypadku dziecka płaczliwego rodzice często myślą, że ich przejawy miłości i opiekuńczości są odrzucane. W przypadku dziecka nadpobudliwego jest to myśl, że uwaga poświęcana temu dziecku idzie na marne. Podobnie sądzą rodzice dziecka autystycznego. Tak więc rodzice reagują na charakterystyczne dla danego typu zaburzenia sposoby ekspresji swojego dziecka, a ich układ nerwowy interpretuje te cechy tak, jakby dziecko widziało jakiś powód do niechęci do nich.
Jak i gdzie wykorzystać wiedzę naukową, by pomóc takim rodzinom? Otóż możemy nauczyć tych rodziców rozumieć, że nie oni są źródłem zachowań ich dzieci ani zachowania te są wymierzone przeciwko nim. Możemy nauczyć ich, że powinni ukoić dzieci, i jak to robić. A co zazwyczaj dzieje się w trzech wspomnianych przypadkach? Wielki niepokój rodziców przekłada się na sposób kontaktu z dzieckiem, a to prowadzi do pogorszenia się jego zachowania.
RD: Rodzice bezwiednie ujawniają swój niepokój wywołany zachowaniem dziecka?
SD: Tak, a do tego niepokój rodziców jest odczytywany przez dziecko jako gniew. Rodzice mogą wówczas uznać swoje odczucia za usprawiedliwione, ponieważ myślą, że dziecko ich nie kocha. To tragedia.
RD: Czy użył pan powyższych zasad w leczeniu autyzmu?
SP: Tak, ale podszedłem do problemu od zupełnie innej strony. Próbowałem pobudzić u autystycznego dziecka te mechanizmy neurologiczne, które pomagają mu nawiązywać lepszy kontakt wzrokowy oraz ożywić ekspresję twarzy. W tym celu zgłębiłem ich sposób odbioru informacji akustycznych i stworzyłem program interwencyjny, stymulujący aktywne słuchanie modulowanych dźwięków.
System ten sprawdza się bardzo dobrze i bardzo szybko – potrzeba jedynie kilku godzin. Aż 60 do 80 procent tak leczonych dzieci wykazuje zmiany w sposobie przyglądania się, zmiany rytmu serca, stanu wewnętrznego oraz większą zdolność przetwarzania mowy. Zmiana sposobu patrzenia i ekspresji twarzy u autystycznego dziecka całkowicie odmienia relacje między dzieckiem a rodzicami. To niezwykłe. Jednak najbardziej interesujące jest być może to, że wielu rodziców nawet nie spostrzega tych zmian, tak naturalnie się to odbywa.
Kiedy patrzę na pana, a kontakt między nami wydaje się bezpieczny i na miejscu, to o ile pana układ nerwowy działa prawidłowo, odczułby pan dyskomfort, gdybym się odwrócił. Ale gdybym zaraz ponownie zwrócił się w pana stronę, zapomniałby pan o tym, gotów do podjęcia rozmowy. Podobnie rzecz ma się z rodzicami autystycznych dzieci. Kiedy dziecko jest zaangażowane w rozmowę, zapominają, że wcześniej miało problemy z nawiązaniem kontaktu. Nasz układ nerwowy oczekuje od rozmówcy ekspresji twarzy i dialogu. Gdy tego brakuje, odczuwamy przykrość. Kiedy się pojawia, odbieramy to jako coś naturalnego.
RD: Czy może pan opowiedzieć, jak teoria poliwagalna ma się do potrzeby bezpieczeństwa i do naszych reakcji, kiedy w naszym odczuciu go brak?
SP: Musimy na to spojrzeć z punktu widzenia ewolucji. Ewoluując, ssaki wymagały coraz większej opieki, bowiem po urodzeniu nie mogły same o siebie zadbać. W przeciwieństwie do gadów, które zaraz po wykluciu ruszają do wody, ssaki muszą być karmione mlekiem matki. Wraz z tą fizjologiczną ewolucją wykształcił się więc system sygnałów społecznych: ekspresja twarzy, płacz, artykulacja, odruch ssania. Wszystkie tego rodzaju zachowania – kontrolowana neurologicznie mimika twarzy – dostarczają wzruszających sygnałów i wchodzą w skład repertuaru zachowań i regulacji nastroju u ssaków.
Testując społeczne interakcje, wciąż używamy tego samego systemu sygnałów. Nerwowa regulacja mięśni twarzy umożliwia zmniejszenie psychicznego dystansu, zanim podejmiemy ryzyko fizycznego przybliżenia się. Ten system prospołecznych zachowań umożliwia ludziom dotykanie się. Nie podchodzimy do drugiego człowieka i nie dotykamy go od razu; najpierw zachodzi cały szereg interakcji obejmujących sygnały płynące z twarzy, głosu oraz reszty ciała, które mają na celu zbadanie, czy kontakt jest bezpieczny. Dopiero wtedy następuje dotyk. Tak więc zawieranie więzi poprzedzone jest zachowaniami związanymi ze społecznymi interakcjami. Zachowania te umożliwiają wstępne przetestowanie kontaktu w “przestrzeni psychicznej” przy minimalnym ryzyku, zanim dojdzie do „fizycznej” bliskości. Teoria poliwagalna pokazuje, że wraz z ewoluowaniem gadów w ssaki zmianie uległa nerwowa regulacja serca i płuc. Kontrolę nad tymi narządami przejęła część mózgu odpowiedzialna także za mięśnie twarzy. Skutkiem tego ekspresja emocji, trawienie pokarmów, słuchanie i interakcje społeczne stały się powiązane ze sposobem kontrolowania naszego ciała. Wszystkie te elementy uspokajały nas. Tym samym zachowania społeczne mogły być wykorzystywane do uspokajania ludzi, utrzymywania zdrowia, rozwoju i odzyskiwania dobrego samopoczucia.
Każdy wie, że wsparcie społeczne jest czymś pozytywnym. Ale czym charakteryzuje się to wsparcie i dlaczego pomaga? Otóż w głównej mierze opiera się ono na mechanizmach, o których tutaj mowa, ponieważ aktywuje układ interakcji społecznych, który jest połączony z mielinowym nerwem błędnym, a ten nas uspokaja i wyłącza reakcje stresowe. Tak więc wsparcie społeczne działa kojąco, poprawia się także nasz metabolizm. Teoria poliwagalna objaśnia skomplikowane powiązania układów – w jaki sposób nerwy kontrolujące pracę serca i płuc połączone są z nerwami kontrolującymi pracę mięśni poprzecznie prążkowanych twarzy i głowy oraz jak procesy korowe kontrolujące rejony pnia mózgu, odpowiedzialne za powyższe regulacje, pozwalają nam wyłączyć odruchy obronne. Nie powiedziałem jeszcze o jednej rzeczy – jak działa mechanizm odróżniania przyjaciela od wroga. Otóż pewien rejon mózgu wychwytuje biologiczne przejawy ruchu oraz intencje drugiego człowieka. Rozpoznaje znajome twarze, głosy czy ruchy. Tak więc gesty rąk, wyrazy twarzy i sposób artykulacji, które zostają uznane za „bezpieczne”, wyłączają te obszary pnia mózgu i układu limbicznego, które wyzwalają reakcje walki, ucieczki lub zastygnięcia.
RD: Czyli współczulny układ nerwowy?
SD: To bardziej złożone. Układ limbiczny wymusza na współczulnym układzie nerwowym (oraz na osi podwzgórze-przysadka-nadnercza) uruchomienie systemów obrony, obejmujących walkę, ucieczkę i zastygnięcie.
RD: Jakie miejsce w tym wszystkim zajmuje reakcja zastygnięcia?
SP: Walka i ucieczka są wprogramowane w różnych partiach mózgu. I choć generują te same reakcje autonomiczne, takie jak pocenie się dłoni i szybsze bicie serca, są różnymi programami motorycznymi, za które odpowiadają inne rejony mózgu. Zastygnięcie natomiast jest czymś zupełnie odmiennym. Podczas gdy walka i ucieczka są mobilizacją do działania, zastygnięcie jest znieruchomieniem, a znieruchomienie stwarza śmiertelne zagrożenie dla wszystkich ssaków.
RD: I stąd powiedzenie „być śmiertelnie przerażonym”.
SP: Otóż to. Można tę sytuację zobrazować na przykładzie kota i myszy. Zaatakowana przez kota mysz może zastygnąć w przypominającym śmierć omdleniu. Staje się wówczas zwiotczała i zobojętniała. Około 20 procent drobnych ssaków używających tej strategii ginie – właśnie w konsekwencji wejścia w ten stan. Nie jest to świadoma reakcja i udawanie śmierci. To reakcja odruchowa, adaptacyjna. Osobniki te dosłownie dysocjują, a ich próg bólu podwyższa się.
RD: Czy zdarza się to ludziom?
SP: No cóż, ta reakcja może być jednym z objawów zespołu stresu pourazowego (PTSD), w którym może chodzić o podniesienia progu bólu. Może być to szykowanie się na śmierć. Taki mechanizm występuje u wielu ssaków. W pewnym sensie jest to piękna strategia – jeśli masz umrzeć, podnosisz próg bólu i najzwyczajniej żegnasz się z życiem. Istnieje również inny rodzaj znieruchomienia – znieruchomienie pozbawione strachu, pozytywne i sprawiające nam przyjemność. Często ten rodzaj znieruchomienia pozbawionego strachu potrzebny jest do czerpania radości z seksu. Taki stan jest powszechny u samic ssaków, przy czym samce mogą nieruchomieć również po zakończeniu aktywności seksualnej. Istnieje silna korelacja pomiędzy nieruchomieniem bez strachu a poczuciem bezpieczeństwa. Jest takie powiedzenie: Jeśli chcesz coś ukraść mężczyźnie, zrób to zaraz po stosunku seksualnym. Oni są wtedy zupełnie bezbronni. Natomiast żeby kobieta mogła cieszyć się seksem, musi czuć się przy mężczyźnie bezpiecznie i móc bez obaw znieruchomieć.
RD: Jak ma się do tego wszystkiego teoria poliwagalna?
SD: Teoria ma dwie ważne części. Pierwszą jest powiązanie nerwów mimicznych z tymi, które nadzorują pracę serca i płuc. Drugą stanowi filogenetyczna hierarchia, opisująca ewolucyjną kolejność, od prymitywnego, nieosłoniętego mieliną nerwu błędnego związanego z zachowaniem zasobów metabolizmu, przez układ współczulno-nadnerczowy, zaangażowany w strategie mobilizacji, do zmielinowanego nerwu błędnego, odpowiadającego za modulowanie fizjologicznych stanów spokoju i zachowań związanych z interakcjami społecznymi. Takie hierarchiczne uporządkowanie uwypukla fakt, że nowsze „obwody” mają pierwszeństwo nad starszymi. Oznacza to, że w celu osiągnięcia stanu ukojenia, spokoju i nawiązania kontaktu wykorzystujemy najmłodszy ewolucyjnie obwód. Kiedy to nie poskutkuje, uruchamiamy układ współczulno-nadnerczowy, żeby zmobilizować się do zachowań właściwych walce i ucieczce. A gdy i to nie zadziała, odwołujemy się do bardzo starego układu wagalnego, wywołującego zastygnięcie lub wyłączenie się. Tak więc zgodnie z tą teorią nasze fizjologiczne reakcje na wyzwania są zorganizowane hierarchicznie, a hierarchia reakcji odzwierciedla kolejność ewolucji poszczególnych systemów. Dodatkowo, istnienie powiązania między nerwami kontrolującymi mimikę i nerwami regulującymi pracę serca i płuc wskazuje, że możemy wykorzystywać mięśnie twarzy do wyciszenia się. Proszę się nad tym zastanowić. Kiedy jesteśmy zestresowani lub zaniepokojeni, używany mięśni twarzy, w tym także i uszu, do takich czynności, jak jedzenie czy picie, słuchanie muzyki lub rozmowa, które mają nam pomóc się uspokoić.
RD: Czyli intensywna mimika pomoże nam wyciszyć się?
SP: Z całą pewnością. Proszę pomyśleć o pranajamie (technice oddychania w jodze). Wykonując te ćwiczenia oddechowe „ćwiczymy” zarówno sensoryczne, jak i motoryczne nerwy kontrolujące mięśnie twarzy; kontrolujemy wówczas oddech oraz manewrujemy motoryką jamy ustnej. To bardzo efektywny sposób wpływania na układ nerwowy. Wiele osób nie chce uczyć pranajamy, ponieważ ich zdaniem jest to zbyt potężna technika. Teoria poliwagalna wyjaśnia zasady działania pranajamy oraz to, w jaki sposób inne metody stymulacji tego samego układu, włącznie z interakcjami społecznymi, mogą przynieść podobny korzystny dla naszego zdrowia i stanu ducha efekt. Układ interakcji społecznych obejmuje m.in. nerwy kontrolujące wyraz twarzy i zmielinowany nerw błędny, regulujący pracę serca i płuc. Siła tego układu jest zadziwiająca, zarówno pod względem jego wpływu na nasze zachowania i stan psychiczny, jak też szybkości jego działania.
RD: Czy w takim razie ludzie mogą świadomie korzystać z młodszych ewolucyjnie układów, zamiast automatycznie uciekać się do starszego, reaktywnego? A jeśli tak, to czy możemy użyć ich do przezwyciężenia lęków, jakie nam towarzyszą w codziennym życiu?
SP: Spójrzmy na to z bardzo optymistycznej perspektywy. Powiedzmy, że niektóre z tych zachowań – przynajmniej te, które wyłączają interakcje społeczne i uruchamiają reakcje obronne – nie są wynikiem świadomej decyzji. Jednakże często, kiedy tak się dzieje, to jakby nasz układ nerwowy zdradzał nas.
Aby poradzić sobie z tymi ewidentnymi zdradami, musimy rozpoznać, kiedy nasz układ nerwowy nas zawodzi, i nauczyć się wprowadzać świadome zachowania. Co to oznacza? Otóż będąc w stanie ożywienia i pobudzenia, mogę wybrać świadome zachowania w odpowiedzi na sytuację, którą układ nerwowy uzna za niebezpieczną – mogę pójść do cichego pokoju lub w dowolne miejsce, które postrzegam, jako bezpieczne.
Niektórzy sądzą, że nie mają takiej możliwości. W pracy musisz robić to, co do ciebie należy nawet w sytuacjach, kiedy układ nerwowy każe się wycofać. Masz na przykład poprowadzić wykład, lekcję, czy spotkać się z klientem. Nie możesz się wycofać, ponieważ są to obowiązki zawodowe. Co więc pozostaje?
Po pierwsze, posłuchaj swojego ciała. Mówi ci ono, że jest w niezdrowym stanie. Twoje ciało nie jest dostatecznie przystosowane do długich okresów stresu i niepokoju. I chociaż nie da się kontrolować całego otoczenia, możemy zapanować nad niektórymi jego elementami. Musimy także docenić i szanować odmienność każdego z nas. To, że ktoś dla nas ważny lubi głośne imprezy, wcale nie oznacza, że nasz układ nerwowy może to znieść. Mając to na uwadze, możemy tak zorganizować sobie życie, aby zapewnić sobie otoczenie bardziej harmonijne i spokojne, przez co nasze obwody nerwowe nie będą aktywowane.
RD: W takim razie załóżmy, że właśnie przyszedłem na przyjęcie, gdzie nikogo nie znam, a do tego okazuje się, że jestem nieodpowiednio ubrany. Czuję się zażenowany, ale to mój służbowy obowiązek, więc nie mogę po prostu wyjść. W jaki sposób wsłuchanie się w głos ciała może mnie uspokoić i sprawić, że poczuję się bezpiecznie?
SP: Moim zdaniem istotą tego, co pan opisał, jest uczucie znalezienia się w pułapce. Nie może pan odejść. To jak znalezienie się w sytuacji, gdzie jest zbyt głośno, zbyt gorąco, padają obraźliwe słowa, a my – nieważne z jakiego powodu – nie możemy wyjść. To bardzo trudne. Jednak generalnie musimy nauczyć się nawigować w różnych sytuacjach i znajdować sposób na odzyskanie poczucia bezpieczeństwa.
W pańskim przypadku trzeba jakoś działać. Pański stan wewnętrzny zmienił się z jakiegoś niezbyt ważnego kognitywnie powodu – ubioru – ale ciało mogło zareagować w sposób obniżający zdolność nawiązania kontaktu. I pozostaje nam to uszanować. Nie możemy tego bagatelizować tylko dlatego, że wydaje nam się to błahostką.
RD: Czyli zostając na siłę na przyjęciu nic nie wskóram?
SP: Dokładnie. Rozwiązanie tkwi w poszanowaniu reakcji ciała. Kiedy pojawia się uczucie znalezienia się w pułapce, musimy zmierzyć się z nim, pytając: „Jak mogę je modulować?” Dzieci autystyczne czują się tak przez cały czas, ponieważ ich fizjologia mówi: „Wynośmy się stąd!” Ale mimo to zmuszane są siedzieć, nawiązywać kontakt wzrokowy, robić rzeczy dla nich przerażające. Aby im pomóc, musimy najpierw uszanować to, co mówi ich ciało.
Rzecz w tym, że nasz układ nerwowy szacuje ryzyko i stopień bezpieczeństwa w otoczeniu. Czyni to automatycznie i bez przerwy. Jest jak radar, który przez cały czas sprawdza, czy jesteśmy bezpieczni, czy nie. Możemy znaleźć wiele metafor. Ktoś może na przykład powiedzieć „Nie podoba mi się atmosfera w tym pokoju”. Zastanówmy się, co to oznacza. Może być tak, że ludzie nie nawiązują kontaktu wzrokowego, nie są otwarci, a w tle może być dużo odgłosów. Obecnie potrafimy rozszyfrować wiele takich czynników.
RD: Ale jeśli nie czujemy się bezpiecznie w danym środowisku, to interakcje społeczne mogą albo pomóc nam poczuć się bezpiecznie, albo sprawę jeszcze pogorszyć?
SP: Tak. Jednak to nie my o tym decydujemy. Nasz system aktywuje osoba nawiązująca z nami kontakt, w ten czy inny sposób. Wyobraźmy sobie, że wchodzisz do takiego pokoju. Nikogo tam nie znasz. Jesteś w stanie podwyższonej czujności. Ciało ci mówi: „Nie czuję się tu dobrze, ponieważ nikogo nie znam.” Nie ma tam żadnej znajomej twarzy ani głosu, więc nie możesz wyłączyć struktur mózgu kontrolujących strategie obrony. Nagle ktoś podchodzi, nawiązuje z tobą kontakt wzrokowy i mówi: „Dużo o panu słyszałem. Kupuję pańskie czasopismo. Usiądźmy i porozmawiajmy, mam parę pomysłów.” Następnie przechodzicie w cichsze miejsce, robicie sobie po drinku – i nagle czujesz się dobrze. Jeśli jednak nikt nie nawiąże z tobą kontaktu, a ty będziesz trzymał się na uboczu, twoje pierwotne samopoczucie będzie promieniować i zaczniesz obmyślać, jak stamtąd czym prędzej prysnąć.
RD: Dokładnie tak się czuję, gdy jestem na spotkaniu biznesowym, na którym nikogo nie znam. Ale gdy tylko zjawi się ktoś, kogo znam, od razu wszyscy wydają się bardziej przyjaźni.
SP: Ach, poruszył pan bardzo interesującą kwestię, ponieważ będąc w stanie pobudzenia lub szacowania zagrożenia…
RD: …odnoszę wrażenie, że wszyscy mnie oceniają.
SP: Ależ niekoniecznie. Błędnie odczytuje pan ich sygnały.
RD:, Ale tak to właśnie odczuwam.
SP: Z pewnością, a to, dlatego, że w tym stanie fizjologicznym neutralne twarze wydają się wyrażać złość, tak, więc na zachowawczym poziomie, związanym z przetrwaniem, wszystko pan odczytuje błędnie. W takim zachowawczym stanie pański układ nerwowy wszystko, co może być w rzeczywistości neutralne, ocenia raczej, jako niebezpieczne, niż jako sympatyczne. Ale kiedy się pan uspokoi i zaangażuje, neutralne staje się znowu neutralne, a pan wciąga ludzi i oni odpowiadają tym samym.
RD: Takie reakcje wydają się nie sprzyjać adaptacji. Jeśli zjawię się w takim otoczeniu, a moje dobre samopoczucie zależy od robienia dobrego wrażenia, mogę zawalić sytuację.
SP: Nie, ponieważ jest pan na to za sprytny. Był już pan w wielu podobnych sytuacjach i wie, czego się spodziewać oraz jak je kontrolować poprzez pożądane przez siebie zachowanie. Sednem naszej rozmowy jest zrozumienie, w jaki sposób system nerwowy ssaków ewoluował w celu maksymalizacji przetrwania. Tak naprawdę chcemy przebywać tylko w grupach znanych nam ludzi. Ale pan nie rozpatruje swojego zachowania z punktu widzenia modelu motywacyjnego, gdzie sukces i zawodowe przetrwanie zależą od zawierania znajomości. Taki model motywacyjny wymaga znacznie wyższych struktur mózgu, które potrafią modulować „prymitywne” strategie obrony.
RD: Możliwe, jednak to ludzie, którzy raz po raz chcą i są w stanie wchodzić w zagrażające im środowisko, są dyrektorami korporacji i członkami rządu.
SP: Niewykluczone, ale ci ludzie mogą mieć również pewne cechy, które nie doprowadzą do silnych relacji międzyludzkich. Mogą oni zacząć ciążyć w kierunku tego, co nazywamy socjopatią. Może być dla nich bez znaczenia, kogo lubią albo z kim wchodzą w kontakt, ponieważ są zawsze zajmujący towarzysko. Całkiem możliwe, że ci ludzie nigdy nie będą w stanie stworzyć bliskich związków.
RD: Jakaś myśl na zakończenie?
SP: Tak, moim zdaniem ważne jest, byśmy zapamiętali, że do pomocy w utrzymaniu ważnych i pozytywnych relacji z ludźmi można wykorzystać złożone procesy kognitywne, nawet w stresujących sytuacjach. Gdy jesteśmy w stanie mobilizacji i niepokoju, a chcemy swobodnie z kimś porozmawiać czy pobyć na płaszczyźnie osobistej, musimy wyhamować układ współczulno-nadnerczowy i zaprząc do pracy obwód nerwowy pobudzający zachowania społeczne. Możemy wykorzystać do tego mięśnie twarzy, nawiązać kontakt wzrokowy, modulować głos lub słuchać. Użycie mięśni twarzy i głowy w celu regulowania zachowań społecznych doprowadzi do zmiany naszego stanu fizjologicznego poprzez zwiększenie wpływu nerwu błędnego na serce, przy jednoczesnym osłabieniu układu współczulno-nadnerczowego. Będziemy wówczas mieć większy kontakt z rzeczywistością, będziemy bardziej czujni i aktywni we wzajemnych relacjach. Społeczne obwody neuralne pomagają nam ponadto zachować zdrowie.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz - twoja opinia/zdanie jest dla mnie ważne !