albo: dlaczego syty nie zrozumie głodnego."
....Byłem na Święta Wielkanocy za Suwałkami i wstąpiłem po drodze do miasteczka Jedwabne...
Poniższy artykuł w swym zarysie napisałem przed kilku laty, kiedy rozgorzała dyskusja o naszym, polskim antysemityzmie, wzbudzona książką Grossa (rok 2000) o zbrodni w Jedwabnem. Jeden z głosów przywoływał konieczność, czy też możliwość dokonania "psychoanalizy polskiego antysemityzmu". Psychoanaliza lub zgodnie ze współczesnym nazewnictwem terapia psychodynamiczna, nie bardzo nadaje się do zajmowania się społecznymi zjawiskami budzącymi napięcia, nie tyle z braku możliwości analizy tych zjawisk, ile z braku narzędzi do pracy z dużymi grupami ludzi. Z tego powodu proponuję przyjrzeć się problemowi z punktu widzenia Psychologii Zorientowanej na Proces.
Ten rodzaj psychologii stworzył pod koniec lat siedemdziesiątych analityk jungowski Arnold Mindell, który założył, że efektywna metoda terapeutyczna winna mieć zastosowanie we wszystkich sferach ludzkiego bytu. Skuteczność tego rodzaju terapii była sprawdzana w lecznictwie psychiatrycznym, w pracy z ludźmi umierającymi i w stanie śpiączki, w uzależnieniach, terapii indywidualnej i rodzinnej a w końcu w pracy z konfliktami w dużych i mniejszych społecznościach.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Mindell oraz szereg innych terapeutów sprawdzali swoje "narzędzia" w pracy z dużymi grupami ludzi w tak zapalnych regionach naszego globu jak: Irlandia Północna, Izrael, Rosja, Jugosławia i wielu innych krajach świata, gdzie poziom napięć oraz różnic religijnych, etnicznych i społecznych jest (pozornie) nieco mniejszy.
W tym podejściu terapeutycznym sposób pojmowania społeczeństw jest podobny do postrzegania jednostki; jako jednego organizmu składającego się z wielu części. Niektóre z tych części są nam nieznane, ponieważ nie jesteśmy ich świadomi. Nie znaczy to, że nie istnieją - pozostają po prostu w nieświadomości, są spychane na margines i pozostają w mniejszości. Jeśli dotyczy to społeczeństw, mamy do czynienia z nieświadomością zbiorową.
Nieświadomość zbiorowa funkcjonuje podobnie do nieświadomości indywidualnej, jeśli mamy do czynienia z przykrymi treściami, często zapominamy o nich lub w ogóle ich sobie nie uświadamiamy, co nie znaczy, że one przestają istnieć. Co pewien czas, jakaś sytuacja w naszym życiu sprawia, że reagujemy niezwykle emocjonalnie, nieproporcjonalnie do skali tego wydarzenia i czujemy się nad wyraz poruszeni. Carl Gustaw Jung powiedziałby, że taka sytuacja dotknęła naszego kompleksu. Dla psychologa poruszenie jakiegoś zagadnienia, które wywołuje silny oddźwięk, świadczy o tym, że to zagadnienie istnieje "tu i teraz", jest niezmiernie ważne i aktualne. Możemy zatem tu i teraz przeżywać ponownie zbrodnię w Jedwabnem (jeśli o niej albo o prześladowaniach opisywanych w nowej książce Grossa zażarcie podyskutujemy) oraz tu i teraz mamy do czynienia z antysemityzmem, jeśli zobaczymy na murach napis „Żydzi do gazu” oraz gwiazdę Dawida na szubienicy...
Kilka lat temu z zapartym tchem śledziłem liczne głosy i publikacje omawiające zbrodnię w Jedwabnem, polemizujące z Grossem itd. To pozwoliło zapoznać się z jakże zróżnicowanymi opiniami. Ten niezwykle silny oddźwięk, jakim cieszą się publikacje Grossa świadczy o dotarciu do bardzo czułego miejsca w nas wszystkich. Co nas porusza aż tak bardzo? Czy - cytując księdza Tischnera - "dotarliśmy do granic możliwości skutecznego działania" i stanęliśmy przed barierą niemożności? Czyżby tutaj i teraz już nie dosięgała nas odpowiedzialność? Co nie pozwala nam dostrzec odpowiedzialności za nasz antysemityzm? Co by się stało, gdybyśmy przyznali, że jesteśmy rasistami, czyli antysemitami? Rozważmy taką ewentualność. Ja osobiście jestem rasistą i antysemitą za każdym razem, gdy słyszę w swoim pobliżu rasistowski lub antysemicki komentarz czy dowcip i nie reaguję na to przynajmniej dezaprobatą. Czasami po prostu boję się panów o mocno rozwiniętej muskulaturze wygłaszających tego rodzaju opinie. Jednak nie reagując, wyrażam nieme przyzwolenie. Czasem jest inaczej – ktoś nieostrożnie nazwie tę czy inną rasistowską zbrodnię ekscesami tłumu – a zbrodnie ZAWSZE trzeba nazywać po imieniu, by nie umniejszać ich wagi. I również wówczas należy reagować. Wszak nazwanie „jakimś” ekscesem zabójstwa kogoś z twojej rodziny byłoby zdecydowanie bolesne i wywołujące żywą reakcję...
Niemiecki pisarz Gunter Grass, w kontekście niemieckiej "pracy nad pamięcią" powiedział kiedyś ważne zdanie "Jest tak, jakby dzieci i wnuki wspominały w zastępstwie milczących ojców i dziadków". To wielka prawda mająca znaczenie także i dla nas. Dzieci i wnuki esesmanów, nazistów czy gestapowców w ogóle nie rozmawiały o wojnie i zbrodniach wojennych ze swoimi ojcami i dziadkami! Kilkanaście - kilkadziesiąt lat po wojnie był to temat tabu w międzypokoleniowych rozmowach rodzinnych. Wystąpił brak kontynuacji przekazu, temat był zbyt bolesny do poruszenia i zaowocował kompensacją w latach następnych. Wydaje się, że w nieco innej formie, podobne zjawisko ma szansę wydarzyć się także i u nas. Postępując konsekwentnie za tym co napisałem wcześniej, już "tu i teraz" pracujemy nad naszą polską pamięcią.
Sytuacja w naszym kraju może być bardziej złożona. Nie sposób wytyczyć tak jasnego jak w Niemczech podziału pomiędzy winowajcą, prześladowcą a ofiarą. Po pierwsze nie należy zapominać, że tak duża liczba osób pochodzenia żydowskiego, która osiedliła się na terenach przedwojennej Polski była pochodną znacznie mniejszej skłonności Polaków do antysemityzmu, niż w krajach gdzie Żydów było liczebnie mniej. Wszak najwięcej medali Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata otrzymali Polacy za pomoc, której z narażeniem życia udzielali Żydom w czasach Holocaustu. Na dodatek sami jesteśmy ofiarami wynarodawiania z czasów zaborów, ofiarami mordów II Wojny Światowej, zaś na narodowej liście eksterminacyjnej Holocaustu znajdowaliśmy się na trzecim miejscu po Żydach i Romach. I w końcu, nie mniej istotne jest, że przez 20 - 30 lat po wojnie ważna i żywa była powojenna trauma, podsycana antyniemiecką pożywką oficjalnej propagandy, oraz nieoficjalna lecz równie istotna postawa antyrosyjska. Mamy zatem ogrom materiału do przepracowania i "odpamiętania". Znamy nam smak roli ofiary ale musimy się także zapoznać z widmem prześladowcy.
Co zrobić, żeby nie zagubić się w tej mnogości przeróżnych figur i postaw? Pozostańmy przy antysemityzmie i weźmy za przykład potworną zbrodnię w Jedwabnem. Każdy zadaje sobie pytanie: dlaczego wydarzają się takie rzeczy? Padały powtarzane często głosy, że Żydzi współpracowali z NKWD zaraz po wejściu Sowietów na tereny Polski. Może i tak – ale czy wszyscy spaleni w stodole w Jedwabnem, w tym kobiety i dzieci byli współpracownikami NKWD? Oczywiście, że nie! W psychologii podobne argumenty nazywa się racjonalizacją, czyli rozumową formą usprawiedliwiania czynów haniebnych.
Częściową odpowiedzią na pytanie „dlaczego” może być teoria zajmowanych ról społecznych. Przypomnę słynny i dość pesymistyczny w swojej wymowie eksperyment Philipa G. Zimbardo i jego współpracowników z 1963 r. Z pośród wielu studentów wybrano 21 najbardziej zrównoważonych emocjonalnie mężczyzn, zdrowych psychicznie i fizycznie. W zaadaptowanych pomieszczeniach uniwersytetu Stanford zorganizowano "więzienie" i podzielono grupę na 11 "strażników" i 10 "więźniów". Ustalono 16 - punktowy regulamin, a ukryte kamery i mikrofony miały śledzić dwutygodniowy eksperyment. Jednak z powodu agresji, dominacji i brutalności strażników, aktów psychicznego i fizycznego znęcania się na więźniach, eksperyment przerwano po sześciu dniach. Okazało się, że w tych specyficznych warunkach, zrównoważone osoby zidentyfikowały się w pełni z przydzielonymi rolami społecznymi, zapominając o swojej pierwotnej tożsamości z przed eksperymentu. "Więźniowie" również utożsamili się z rolami i spędzali czas na planowaniu ucieczek, narzekaniu na warunki i pozyskiwanie łask strażników.
Prawdopodobnie za przyzwoleniem, a może i namową Niemców, Polacy w Jedwabnem przyjęli rolę oprawców i w pełni się z nią zidentyfikowali. Pogromy, mordy i prześladowania są zawsze aktami agresji większości na grupach mniejszościowych. Chyba nie sposób policzyć przypadków, kiedy mniejszość etniczna, religijna czy w inny sposób odmienna od większości, staje się w określonych warunkach kozłem ofiarnym. Dzieje świata, włączając w to rok 2000 pełne są takich przykładów. Dyskusja o zbrodni w Jedwabnem, o naszym antysemityzmie jest w pewnym stopniu rozważaniem o tym, czy istnieje możliwość powtórzenia pogromów. Co zrobić, by nie dopuścić do takich wydarzeń w przyszłości? Takie niebezpieczeństwo zawsze istnieje. Wszak przed rozpadem Jugosławii Broz Tity niewiele osób przewidywało możliwość zaistnienia pogromów etnicznych.
Vaclav Havel w przemówieniu do Kongresu Stanów Zjednoczonych powiedział przed laty: "Bez globalnej rewolucji w sferze ludzkiej świadomości, zbudowanie bardziej ludzkiego społeczeństwa nie będzie możliwe". Potrzebna jest głęboka świadomość tego co dzieje się w nas i wokół nas oraz stałe przypominanie, że "Cokolwiek uczyniliście bratu memu najmniejszemu, Mnieście uczynili". Nie będzie tutaj bałwochwalstwem, stwierdzenie iż owo „Mnie” dotyczy każdego i każdej z nas. Ciebie i mnie, drogi Czytelniku i Czytelniczko. Że co robiąc domniemanemu bądź faktycznemu Żydowi – sam sobie robisz. Jednak uzyskanie i utrzymanie tego rodzaju świadomości jest trudnym zadaniem, szczególnie w stanach emocjonalnego pobudzenia. Eksperyment Zimbardo wykazał jak łatwo utracić świadomość i "wpaść" w rolę odgrywaną w danej społeczności.
Na dodatek zarówno jednostki, jak i grupy przypisują innym - osobom z poza własnej zbiorowości - niepopularne cechy, których nie chcą, a także nie potrafią zauważyć u siebie. Tego rodzaju projekcja hipnotyzyje do tego stopnia, że wybuchamy słusznym i uzasadnionym gniewem na tego, woniejącego czosnkiem X, niedomytego Y, butnego V, czy zboczonego Z, zupełnie nieświadomi faktu, że z mocą najświętszego przekonania powielamy stereotyp wdrukowany za sprawą wychowania i wzrastania w określonym kręgu kulturowo-społecznym. Słuszność czy niesłuszność stereotypu jest sprawą drugoplanową przy nadrzędnej kwestii utraty świadomości tego, co nam się przydarza. A przydarza się nam nieświadome zajęcie "roli" oskarżyciela, prześladowcy lub zgoła oprawcy. Jak sobie poradzić z tą chwilową utratą świadomości lub nawet całkowitą niemożnością dostrzeżenia bolesnych skutków represjonowania mniejszości przez większość?
Arnold Mindell opisał mechanizm ukrytego oddziaływania rang i wynikających z nich przywilejów w interakcjach społecznych. System indywidualnych i zbiorowych rang jest bardzo złożony. Ogólnie chodzi o to, że z racji pochodzenia, wykształcenia, historii osobistych doświadczeń oraz utożsamiania się, tudzież akceptacji głównego nurtu kulturowego, czyli poglądów większości, mamy o wiele większe szanse rozwoju, wpływania na politykę i osiągania sukcesu niż osoby znajdujące się w grupach mniejszościowych. Wymieniony wyżej potencjał stanowi o naszych przywilejach. Rangi i przywileje są oczywiście relatywne i osadzone w kontekście innych osób lub grup społecznych oraz różnic indywidualnych. Są przy tym zazwyczaj społecznie nieświadome.
Na przykład klasa średnia w przypadku społeczeństw klasowych, dostrzega większe przywileje klasy wyższej, lecz - co rodzi największe konflikty, nieporozumienia i problemy społeczne – zupełnie nie dostrzega własnych rang i przywilejów jakimi dysponuje w stosunku do klasy lub grupy o mniejszych możliwościach. Zaatakowana przez klasę niższą, nie pojmuje w czym rzecz twierdząc, że przecież obie klasy znajdują się w równie trudnym położeniu względem klasy (grupy) wyższej! Mądrość powiedzenia "syty nigdy zrozumie głodnego" znajduje tutaj idealne zastosowanie.
Podobnie jest z kolorem skóry, rasą, płcią, orientacją seksualną, zdrowiem, wiekiem, religią, samopoczuciem a nawet z wyglądem. Spychana na margines i niedostrzegana mniejszość, stara się na ile to możliwe powiadomić większość o swoich bolączkach wynikających z nierównych szans. Czasami mniejszość, nie mogąc dotrzeć do silniejszej większości posuwa się do terroru.
Pamiętajmy przy tym, że my - jako większość o wyższej randze - też mamy swoje problemy, też jesteśmy w jakimś stopniu ofiarami. Z systemem rang zapoznaliśmy się już w dzieciństwie, gdy słyszeliśmy, że "dzieci i ryby głosu nie mają". To przykład różnicy rang; społeczność dorosłych jest uprzywilejowana względem dzieci. W tym przypadku dorośli dają sobie prawo "nie słuchania", dzieci jednak nie mają wyboru; muszą słuchać co dorośli do nich mówią. Co najważniejsze dorośli jako większość uznają ten stan rzeczy za całkowicie "naturalny". Kiedy dziecko chce jednak przekazać swoją opinię, natrafia na "szklany sufit" nie-słyszenia. Domagając się coraz głośniej prawa do wyrażenia zdania mniejszości, dziecko zostaje w końcu skarcone.
Choć dla wszystkich wydaje się to oczywiste, to najważniejsze w tym jest, że dorosły z pozycji silniejszego daje sobie prawo np. nie słuchania, a dziecko NIE MA tego prawa.
Wyobraźmy sobie inną sytuację zastosowania rangi lepiej ukrytej. Oto na przykład nastoletni syn urzędnika administracji państwowej z Warszawy wyjaśnia z pełnym przekonaniem swojemu rówieśnikowi pożytki i dobrodziejstwa płynące z demokracji: "wiesz stary, teraz wszyscy mamy równe szanse, żyjemy w kraju ogromnych możliwości, wykorzystanie tych możliwości to jedynie kwestia zaangażowania i pracy". Jednak nie spotyka się ze zrozumieniem. Jego rówieśnik jest synem bezrobotnych byłych pracowników PGR-u z prowincji, który przyjechał ze swoją klasą na wycieczkę do Warszawy. Syn urzędnika absolutnie nie może pojąć dlaczego jego kolega nie rozumie tak prostych i podstawowych spraw, jest dziwnie poirytowany i na dodatek wytyka mu warszawskie pochodzenie.
Ukryta ranga jest niewidzialna przede wszystkim dla przedstawicieli większości. Większość zazwyczaj w ogóle nie wie, że posiada rangi, i że nich korzysta! Nieświadome wykorzystywanie różnic społecznych i rang boleśnie dotyka osoby znajdujące się w mniejszości, lecz również i przez te osoby nie jest to rozpoznawane jako oddziaływanie dynamiki rang. Dla mniejszości jest to po prostu poczucie niezrozumienia, niesprawiedliwości, odbijania się od muru lub "szklanego sufitu" - jak to zostało nazwane w Ameryce. Ten model w mniej lub bardziej subtelnej formie funkcjonuje we wszystkich społecznościach, w których występuje większość (main stream) i mniejszości.
Jednym z ogromnych przywilejów jakimi dysponuje większość, jest potencjalna możliwość nie zajmowania się problemami zgłaszanymi przez mniejszość, nie słuchania ich, nie dostrzegania lub nie pamiętania o nich. Mniejszość (tak jak dziecko z podawanego przykładu) nie ma takiej możliwości, gdyż żyje danymi problemami i codziennie boryka się z nimi. W tym miejscu stykamy się z główną barierą w komunikacji pomiędzy narodem polskim a mniejszością żydowską mieszkającą w Polsce lub wywodzącą się z Polski. Z powodu tej bariery problemy z jakimi borykają się mniejszości, bardzo rzadko do nas docierają. Co więcej: problemy osób pochodzenia żydowskiego (lub jakiejkolwiek mniejszości) mogą wydawać się nam wydumane, przerysowane, absurdalne, wyssane z palca, wynikające z przewrażliwienia, nieaktualne, monstrualnie wyolbrzymione lub nawet pochodzące z innej planety.
Psycholożka izraelska Michal Wertheimer Shimoni w pracy "Fat as an Ally" pisze: "Psychologia drugiego pokolenia osób, które przeżyły żydowski Holocaust (a teraz także trzeciej generacji) jest w Izraelu dobrze rozwiniętą dziedziną badań. W wymienionych grupach występują powszechnie rozpoznawane syndromy, zawierające w sobie długoterminowe wzorce zachowań takich jak: gruntowny brak wiary w prawo do życia i do szczęścia, odczucie, że jest się obarczonym pamięcią lub ucieleśnia się pamięć zmarłych krewnych oraz głębokie poczucie braku własnej wartości i braku ważności w obliczu niewiarygodnego cierpienia i strat, przez które przeszli rodzice (...) Praca nad moimi uczuciami związanymi z "drugim pokoleniem" zajęła mi bardzo dużo czasu, nadal się z tym borykam i prawdopodobnie będzie mi towarzyszyć do dnia śmierci". Czy współcześni Polacy znają tę traumę mniejszości? A jeśli nie, to dlaczego?
Naród Żydowski przypominając nam o swoim cierpieniu i krzywdach, oprócz apelowania do naszej odpowiedzialności, przypomina pośrednio o naszych własnych cierpieniach i krzywdach. Jednak ranga większości daje nam przywilej nie widzenia, nie słyszenia i nie pamiętania, pozwala także na mniej lub bardziej wyraźne sankcjonowanie jawnego bądź ukrytego antysemityzmu. Publicyści tacy jak np. Jolanta Tokarska Bakir zauważają, że: "Nasza pamięć jest miejscem, w którym nie ma Żydów". Takie "wykasowanie" pamięci można nazwać okropnością.
Samo wysłuchanie argumentów mniejszości, a nawet zrozumienie ich, niekoniecznie konstruktywnie rozwiązuje problem. Jako większość (mainstream), stając wobec ogromu nadużyć społecznych, możemy popaść w poczucie winy i wstydu za czyny naszych dziadów, ojców i braci. Możemy wstydzić się naszej lepszej pozycji i większych szans. Z czasem zaczniemy odczuwać niesprawiedliwość i wyolbrzymienie wysuwanych zarzutów. Ciągłe obwinianie może spowodować odwrotny skutek od zamierzonego. Być może stąd właśnie bierze się polski przymus wykazywania niewinności cechujący się np. oburzeniem przy okazji wydanie kolejnych publikacji Grossa.
Zadanie rozwoju świadomości polega na tym, żeby być świadomym własnej rangi i jednocześnie poczuć jak to jest znajdować się w grupie mniejszościowej. Paradoksalnie pomóc nam mogą nasze trudne doświadczenia, kiedy sami, krócej lub dłużej znajdowaliśmy się w grupie represjonowanej mniejszości. Pewnym przykładem mogą być doświadczenia dzieci jako mniejszości.
Aby w przybliżeniu poczuć się członkiem mniejszości, mogę pofantazjować jak czuł się mój, albo czyjś dziadek Polak w roli prześladowanej mniejszość podczas wojny. W takiej wyobrażonej sytuacji, wchodząc w rolę innej osoby istnieje możliwość skontaktowania się z psychologiczną rolą ofiary prześladowań, a nawet odbudowania struktur "wykasowanej" pamięci.
Wyobraźmy sobie, że przenieśliśmy się w czasy okupacji; na tramwajach, kinach i kawiarniach widnieją napisy: "Nur fur Deutsche", w każdej chwili grozi łapanka, obowiązuje godzina policyjna i restrykcyjne ustawodawstwo, rozstrzeliwani są zakładnicy. Krewni i znajomi naszych rodziców i dziadków wywożeni są do przymusowej pracy i obozów koncentracyjnych, a atmosferę ciągłego zagrożenia podsycają krążące po ulicach uzbrojone patrole. W każdej chwili może zostać użyta przeciwko tobie, jako mniejszości broń. Nie masz prawa do żadnych wyjaśnień. Jest to skrajna pozycja represjonowanej mniejszości. Można rozpoznać ją w sobie.
Choć może wydać się to trudne, pomyślmy teraz, że ty lub twój dziadek był w czasie ostatniej wojny Żydem. Nosił opaskę, później zamknięto Go do Getta. Jako wnuk lub wnuczka, nawet nie wiesz, gdzie teraz znajdują się jego prochy! Przypomnij sobie opisany powyżej syndrom następnego pokolenia. Teraz mamy szansę spojrzeć na ten sam problem z pozycji mniejszości o jeszcze niższej randze.
Właśnie z uwagi na rangę, dziadek Polak znajdował się w czasie wojny w nieco mniej tragicznym położeniu od dziadka Żyda. Również z uwagi na tę samą rangę, dziadek Polak mógł w tamtych czasach nieść pomoc Żydom, a także - w odwrotnym przypadku - nie dostrzegać ogromu tragedii Żydów, a nawet przyczyniać się do niej.
Empatyczne doświadczanie pozycji osób o niższej randze, stanowi w psychologii zorientowanej na proces (A. Mindella) punkt wyjścia do zasadniczych zmian w komunikacji pomiędzy grupami oraz jest platformą do zrozumienia wzajemnych doświadczeń i punktów widzenia. Możliwość wiarygodnego wczucia się w pozycję osób z grup mniejszości bez zapominania o swojej randze, kreuje potencjalną możliwość ustanowienia porozumienia na nieporównywalnie głębszym poziomie. Nikt lepiej nie nauczy nas odczuwania pozycji osoby o niższej randze od przedstawiciela grupy mniejszościowej. Można powiedzieć, że mniejszość jest w pewnym sensie nauczycielem i wyzwaniem dla większości. Warto przed tym, z poszanowaniem drugiej strony, otwarcie powiedzieć sobie o wszystkich wzajemnych pretensjach i uprzedzeniach, w przeciwnym wypadku będą one nadal krążyć niczym osławione "widmo rewolucji", zakłócając skutecznie i permanentnie próby porozumienia stron.
Świadomość posiadanych rang i przywilejów oraz wynikających z nich różnic pozwala korzystać i cieszyć się z nich oraz w pozbawiony protekcjonalizmu, naturalny sposób kontaktować się większości z przedstawicielami grup mniejszości na płaszczyźnie "równości w różnorodności". Świadomość rang przyczynia się do docenienia bogactwa różnorodnych poglądów i ogranicza trendy marginalizacyjne. W przykładzie syna urzędnika administracji z Warszawy taka świadomość, o ile zaistniałaby już w trakcie rozmowy, pozwoliłaby być może na wspólne zastanowienie się rozmówców nad tym, co zrobić, by rzeczywiście szanse życiowego startu w dorosłe życie były równiejsze.
Co możemy zatem uczynić w związku ze zbrodnią w Jedwabnem, szeregiem innych pogromów i z naszym, polskim antysemityzmem? Proponuję z jak największą świadomością naszej rangi większości oraz uwarunkowań kulturowych i historycznych pochylić się nad tymi zagadnieniami z punktu widzenia większości a także - co jeszcze ważniejsze - z punktu widzenia żydowskiej mniejszości, która w tak wielkim stopniu kształtowała naszą unikalną historię, kulturę oraz świadomość. Niczym w dziecięcej zabawie wyjdźmy na chwilę poza naszą narodową tożsamość i wejdźmy w rolę żydowskiej mniejszości.
Proszę nie zamykać oczu i nie zasłaniać uszu. Zapytajmy żyjących Żydów jakie są ich uczucia w kontekście wydarzeń w Jedwabnem oraz uczucia wywoływane naszym antysemityzmem. Jakie reakcje wywołują w nich graffiti z napisem „Żydzi do gazu!” Czy czują się w naszym kraju równie bezpieczni jak przeciętni Polacy? Czy takie napisy nie budzą strachu? Jest to warunek konieczny, w przeciwnym razie pozostaniemy w sferze domniemań i projekcji. Rozpatrzmy wysuwane wobec nas (Polaków) oskarżenia i zastrzeżenia. Jak wiele możemy przyjąć i co z tego nie jest naszym zdaniem sprawiedliwe. Dzięki konfrontacji z mniejszością i z bolesnymi faktami z przeszłości mamy szansę rozwinąć się i uniknąć eskalacji konfliktu. Powiedzmy też sobie a może i innym, jakie uczucia wzbudzają w nas wspomniane fakty.
Chłodne kalkulowanie ilości osób, które mogłyby się zmieścić w jednej stodole, lub weryfikowanie danych i źródeł historycznych, jest w tym kontekście kwestią drugorzędną. Nawet zagadnienie winy i niewinności schodzi na plan dalszy w obliczu możliwości nawiązania bliskiego, pełnego empatii kontaktu dwóch, dotychczas oddalonych od siebie stron czy nawet światów. Może to brzmi utopijnie, ale dlaczego widzę taką szansę i możliwość?
Jego Świątobliwość XIV Dalaj Lama Tybetu Tenzin Dziatso, zapytany podczas pobytu w Warszawie przez dziennikarzy, czy potrafiłby przebaczyć Chińczykom zbrodnie ludobójstwa i wynarodawiania Tybetańczyków, odrzekł: "Przebaczyć - tak, jednak nie wolno zapominać. Pamięć potrzebna jest po to, aby podobne rzeczy nie wydarzyły się w przyszłości". Większości - jak już pisałem - łatwiej jest zapomnieć. Tylko większość może sobie pozwolić na „kasowanie pamięci”. Zatem tym bardziej pamiętajmy zarówno o ofiarach, jak i o prześladowcach (kimkolwiek by nie byli) - bo mamy w sobie tak jedną jak i drugą część ... .
mam pytanie odnośnie użycia hipnozy na ludzich w śpiączce czy hipnoza może zadziałac na nich tak jak na zdrowych czy może wybudzić i z jakim skutkiem czy wogule były podejmowane takie próby komunikowania sie poprzez hipnoze z ludzmi w śpiaczce prosze o odpowiedz na pudarmal@op.pl
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtrudno powiedzieć -- nie znam przykładów takiej pracy. Wydaje mi się to niemożliwe, ponieważ śpiączka jest już odmiennym stanem świadomości - jeszcze bardziej odległym od tzw. "normy" niż hipnoza. Z drugiej strony sama komunikacja z osobą w śpiączce jest podobna do pracy z osobą w hipnozie właśnie ! Głównie chodzi o zestrojenie się z ta osobą, odczytywanie jej reakcji, itp. Więc coś około tezy: "śpiączka jako rodzaj (auto)hipnozy" w tym jest :))