niedziela, 29 kwietnia 2012

O "innym" poznawaniu Magii


"Jednym z zasadniczych punktów w odkrywaniu drala" - pisze Chogyam Trungpa ("Shambhala, The Sacred Path of the Warior") - "jest uświadomienie sobie, że własna mądrość ludzkiej istoty nie jest oddzielona od mocy rzeczy takich, jakimi one są. Te dwa, to odbicia nieuwarunkowanej mądrości kosmicznego zwierciadła. Nie istnieje jakieś pierwotne oddzielenie - dualizm pomiędzy tobą a twoim światem. Gdy jesteś w stanie doświadczyć podmiotu i przedmiotu razem, jako jedności, wówczas uzyskujesz wielką zdolność wyraźnego widzenia i dostęp do mocy przejawiającej się w świecie - odkrywasz, że są one nierozłącznie związane z twoim własnym widzeniem i twoją istotą. Tak wygląda poznawanie magii.
Nie interesuje nas tutaj intelektualne zrozumienie, mówimy o aktualnym doświadczeniu - o tym, jak naprawdę widzimy rzeczywistość. "Drala" możemy poczuć jako wyjątkowy zapach czy niezwykły smak, posłyszeć jako fantastyczny dźwięk lub ujrzeć jako żywy kolor. Jest nim każdy akt percepcji, który jest w stanie w pełni i we właściwy sposób powiązać nas z rzeczywistością. To co widzimy, niekoniecznie musi być piękne - doceniamy wszystko, co istnieje. Pewien żywy element magii istnieje we wszystkim. Pełna życia rzeczywistość ujawnia się w każdym zjawisku.
Kiedy widzimy rzeczy takimi jakimi one są, nabierają one dla nas znaczenia: ruch liści, kiedy wieje wiatr, krople wody pojawiające się na skale z roztapiających się płatków śniegu. Widzimy jak rzeczy ukazują się równocześnie, harmonię i chaos w nich zawarty. Nigdy nie ograniczamy się tylko do piękna , właściwie oceniamy każdy aspekt rzeczywistości...
"Drala" można by nazwać żywą istotą, znajdującą się prawie na poziomie bogów. Jest to indywidualna moc, która faktycznie istnieje. Tak więc nie tylko mówimy o zasadzie "drala", ale także o spotkaniu "drali". "Drale" są składnikami świata - wodą wody, ogniem ognia, ziemią ziemi - czymś, co łączy cię z podstawową, żywiołową naturą rzeczywistości, tym co pogłębia twoją percepcję. "Drale" są w skałach, w drzewach, w górach, płatkach śniegu czy w śmieciach. Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek pojawia się w twoim życiu, zawsze spotykasz "drale"...

środa, 11 kwietnia 2012

KIM JESTEŚ ???

z książki "O pracy ze śniącym ciałem" Arnolda Mindella (pierwsze wydanie:  Mindell, A. (1985). Working with the dreaming body. London: Routledge & Kegan Paul. ISBN 0-7102-0465-5), czyli 27 lat temu ...

Przez większą część życia identyfikujemy się z naszym fizycznym ciałem, które niepokojone jest przez śniące ciało. Śniące ciało przeszywa nas bólem, tworzy niewiarygodne sny, sprawia, iż halucynujemy i słyszymy głosy, przejawia się też w projekcjach, problemach w kontaktach z ludźmi i zjawiskach parapsychologicznych pojawiających się niczym sen. I nawet kiedy dochodzimy do krawędzi śmierci i jesteśmy śniącym ciałem, nadal wydaje nam się, że znajdujemy się w naszym fizycznym ciele. Jest to moment, w którym przestajemy być nieświadomi naszych snów w ciele, a stajemy się nieświadomi naszego fizycznego ciała i łączymy się ze śniącym ciałem! Osoba umierająca, znajdując się w śniącym ciele, kiedy próbuje wstać z łóżka, nie zdaje sobie sprawy, że jej fizyczne ciało nie jest już w stanie wykonać tego, co ona by chciała robić. Snuje plany na przyszłość, pragnie jeździć na nartach po świeżym, puszystym śniegu lub wyjść ze szpitala, i nagle doznaje szoku, gdy okazuje się, że jest to dla niej niewykonalne. Jej nową formą nieświadomości, zamiast świata snów,    staje się świat realny.
    Gdybyśmy stanęli z boku i popatrzeli na ów proces z zewnątrz, wówczas z pewnością stwierdzilibyśmy, że śniące ciało wykracza poza ciało fizyczne. Sposób w jaki widzimy, słyszymy i odczuwamy, zdaje się być zjawiskiem transcendentalnym, wiecznotrwałym ciałem. Choć oczywiście, to percepcja i kanały są wieczne, a nie aparat, który jest z nimi związany. Moja zdolność poruszania ręką podczas pisania, zdolność widzenia w trakcie czytania, odczuwanie ciepła słonecznego na plecach i zdolność słyszenia znajdującego się gdzieś za mną morza, które uderza o brzeg, są zdolnościami należącymi do mojego śniącego ciała, dopóki żyję, zdolności te istnieją we mnie dzięki mojemu fizycznemu ciału z oczami, uszami i rękami. Jednakże ciało fizyczne stanowi jedynie dziecięcy kojec dla śniącego ciała: ogarnia nas, ale jednocześnie pomaga w nauce chodzenia. I pewnego dnia, kiedy już będziemy w stanie chodzić samodzielnie, opuścimy nasz dziecięcy kojec, nasze fizyczne ciało. Tam, gdzie jest śmierć poruszamy się bez nóg i widzimy bez oczu. Odczuwamy fizyczne ciało, jak gdyby były to kule i, by tak rzec, umierając rodzimy się do czystej percepcji.
    Ale śmierć nie jest tylko kosmicznym doświadczeniem percepcji. Jest w niej wiele zwyczajnego, jałowego nieszczęścia. Nie będąc świadomymi naszej zdolności do percepcji, to znaczy nie będąc świadomymi tego, iż jesteśmy śniącym ciałem, pozostajemy nieświadomi całej naszej osobowości i w chwili śmierci będziemy tak samo zażenowani, jak byliśmy w czasie naszego życia. Będziemy uważali, że jesteśmy albo ciałem fizycznym, albo też - znajdując się blisko śmierci - śniącym ciałem, nie będąc w stanie zdać sobie sprawy, że w gruncie rzeczy jesteśmy czystą świadomością, która jedynie czasami i na krótko identyfikuje się z fizycznym ciałem. W tej sytuacji proces umierania przypomina katastrofę statku, który nie ma tratw ratunkowych. Dla wielu ludzi śmierć jest powodzią zabierającą im to, co dotychczas było dla nich trwałym gruntem. Ludzie ci przerażeni są śmiercią, sądzą, że wpadają w psychozę, boją się pogrążenia w parapsychologicznych halucynacjach i pozacielesnych doświadczeniach, które zdarzają się, gdy zbliżamy się do końca.  (...)

Im dłużej będziemy unikać dokonania zmian w naszym życiu, których domaga się nasze ciało lub im mniej będziemy świadomi własnego śniącego ciała, tym bardziej będzie ono natarczywe. Jest to samowzmacniający się system, który nie ustąpi, dopóki nie staniemy się poważnie chorzy i nie zostaniemy w końcu zmuszeni do przyjęcia przesyłanej przez ów system wiadomości. Ale jest też alternatywny wzorzec związany z wyzwaniem, jakie stawia nasza świadomość. Podjęcie owego wyzwania oznacza, iż musimy poczuć nasze symptomy, wyłapać własne sygnały i zintegrować je z naszym życiem. Wówczas, jeżeli będziemy mieli szczęście, możemy się wyleczyć. A jeśli będziemy mieli jeszcze szczęście, będziemy mogli zacząć się rozwijać. I jeśli nawet nasze chroniczne symptomy nie znikną, to staną się naszymi sprzymierzeńcami i wprowadzą nas w nowy rozdział egzystencji, w którym będziemy pełnymi i kongruentnymi osobami w środku bogatego i znaczącego życia. W każdym wypadku choroba może być uśmiechem losu. Jest to sen naszego ciała. Użyjmy go, by się przebudzić. (...)